Выбрать главу

— Wiem.

— Ona igra z tobą i bawi się tobą.

— Wiem.

— Ty zaś najzwyczajniej w świecie odreagowujesz Yennefer, o której nie możesz zapomnieć.

— Wiem.

— Dlaczego więc…

— Nie wiem.

* * *

Wieczorami wychodzili. Czasami do parku, czasami na wzgórze górujące nad portem, czasami po prostu spacerowali po Korzennym Targu.

Odwiedzili razem austerię «Natura Rerum». Kilka razy. Febus Ravenga nie posiadał się z radości, z jego rozkazu kelnerzy nadskakiwali im, jak umieli. Geralt poznał nareszcie smak turbota w atramencie mątwy. A potem udka gęsiego w białym winie i giczy cielęcej w warzywach. Tylko z początku — i krótko — przeszkadzało mu natrętne i ostentacyjne zainteresowanie innych gości z sali. Potem wzorem Lytty lekceważył je. Wino z lokalnej piwnicy bardzo w tym pomagało.

Później wracali do willi. Koral zrzucała suknię już w przedpokojach, całkiem naga kierowała się do sypialni.

Szedł za nią. Patrząc. Uwielbiał patrzeć na nią.

* * *

— Koral?

— Co?

— Fama głosi, że zawsze możesz widzieć to, co chcesz zobaczyć. Wystarczy ci kilka zaklęć i artefakt.

— Famie — uniosła się na łokciu, spojrzała mu w oczy — trzeba będzie, zdaje się, znowu skręcić jakiś staw. To powinno oduczyć famę mielenia jęzorem.

— Bardzo cię proszę…

- Żartowałam — ucięła. W jej głosie nie było nawet śladu wesołości.

— A cóż takiego — podjęła, gdy milczał — chciałbyś zobaczyć? Lub wywieszczyć? Jak długo będziesz żył? Kiedy i jak umrzesz? Który koń wygra Wielką Tretogorską? Kogo kolegium elektorów wybierze na hierarchę Novigradu? Z kim teraz jest Yennefer?

— Lytto.

— O co ci chodzi, można wiedzieć? Opowiedział jej o kradzieży mieczy.

* * *

Błysnęło. A po chwili z gruchotem przetoczył się grom.

Fontanna popluskiwała cichutko, basen pachniał mokrym kamieniem. Marmurowa dziewczynka skamieniała w tanecznej pozie, mokra i lśniąca.

— Posążek i fontanna — pospieszyła z wyjaśnieniem Koral — nie służą zaspokojeniu mojej miłości do pretensjonalnego kiczu ani nie są wyrazem uległości wobec snobistycznych mód. Służą konkretniejszym celom. Posążek przedstawia mnie. W miniaturze. Gdy miałam dwanaście lat.

— Kto by wtedy przypuścił, że tak ładnie się rozwiniesz.

— To silnie powiązany ze mną magiczny artefakt. Fontanna zaś, a dokładniej woda, służy mi do dywinacji. Wiesz, jak mniemam, co to jest i na czym polega dywinacja?

— W zarysach.

— Kradzież twojej broni miała miejsce jakieś dziesięć dni temu. Do odczytywania i analizy wydarzeń minionych, nawet tych bardzo dawnych, najlepsza i najpewniejsza jest onejromancja, ale do tego konieczny jest dość rzadki talent śnienia, którym nie dysponuję. Sortilegia, czyli kleromancje, raczej nam nie pomogą, podobnie jak piromancja czy aeromancja, które skuteczne są raczej w przypadku odgadywania losów ludzi, pod warunkiem, że ma się coś, co do tych ludzi należało… włosy, paznokcie, części odzieży i temu podobne. Do przedmiotów, w naszym przypadku mieczy, nie da się zastosować.

— A zatem — Lytta odgarnęła z czoła rudy lok — pozostaje nam dywinacja. Ta, jak zapewne wiesz, pozwala widzieć i przewidywać wydarzenia przyszłe. Dopomogą nam żywioły, bo sezon nastał iście burzowy. Połączymy dywinację z ceraunoskopią. Zbliż się. Ujmij moją rękę i nie puszczaj jej. Pochyl się i wpatruj w wodę, ale pod żadnym pozorem jej nie dotykaj. Koncentruj się. Myśl o twoich mieczach! Intensywnie myśl o nich!

Słyszał, jak skanduje zaklęcie. Woda w basenie reagowała, z każdym zdaniem wypowiadanej formuły pieniąc się i falując coraz silniej. Z dna jęły się podnosić wielkie bąble.

Woda wygładziła się i zmętniała. A potem wyklarowała zupełnie.

Z głębiny patrzą ciemne, fiołkowe oczy. Kruczoczarne loki kaskadą opadają na ramiona, lśnią, odbijają światło jak pawie pióra, wijąc się i falując przy każdym poruszeniu…

— O mieczach — przypomniała Koral, z cicha i zjadliwie. - O mieczach miałeś myśleć. Woda zawirowała, czarnowłosa i fiołkowooka kobieta rozpłynęła się w wirze. Geralt westchnął cicho.

— O mieczach — syknęła Lytta. - Nie o niej!

Wyskandowała zaklęcie w błysku kolejnej błyskawicy. Posążek w fontannie rozjarzył się mlecznie, a woda znowu uspokoiła i sklarowała. I wtedy zobaczył.

Swój miecz. Dotykające go dłonie. Pierścienie na palcach.

…z meteorytu. Wspaniałe wyważenie, waga głowni precyzyjnie równa wadze rękojeści…

Drugi miecz. Srebrny. Te same dłonie.

…stalowy trzpień okuty srebrem… Na całej długości klingi znaki runiczne…

— Widzę je — szepnął głośno, ściskając dłoń Lytty. - Widzę moje miecze… Naprawdę…

— Milcz — odpowiedziała jeszcze silniejszym uściskiem. - Milcz i koncentruj się. Miecze znikły. Miast nich zobaczył czarny las. Kamienną połać. Skały. Jedna ze skał, ogromna, górująca, wysoka i smukła… Wysieczona wichrami w dziwaczny kształt…

Woda pieni się krótko.

Szpakowaty mężczyzna o szlachetnych rysach, w czarnym aksamitnym kaftanie i złotej brokatowej kamizeli, obie dłonie opiera na mahoniowym pulpicie. Lot numer dziesięć, oznajmia głośno. Absolutna osobliwość, niebywałe znalezisko, dwa miecze wiedźmińskie…

Wielki czarny kot obraca się w miejscu, usiłuje dosięgnąć łapką kołyszącego się nad nim medalionu na łańcuszku. Na złotym owalu medalionu emalia, błękitny delfin nageant.

Rzeka płynie wśród drzew, pod baldachimem gałęzi i zwieszających się nad wodą konarów. Na jednym z konarów stoi nieruchomo kobieta w długiej i obcisłej sukni.

Woda spieniła się krótko i niemal natychmiast znowu wygładziła.

Widział morze traw, bezkresną, sięgającą horyzontu równinę. Widział ją z góry, jakby z lotu ptaka… Lub ze szczytu wzgórza. Wzgórza, po którego zboczu schodził szereg niewyraźnych postaci. Gdy odwracały głowy, widział nieruchome twarze, niewidzące martwe oczy. Oni są martwi, zdał sobie nagle sprawę. To jest pochód trupów…

Palce Lytty znów ścisnęły mu dłoń. Z siłą obcęgów.

Błysnęło. Nagły poryw wiatru szarpnął ich włosami. Woda w basenie wzburzyła się, zakotłowała, wezbrała pianą, wzniosła grzywaczem wielkim jak ściana. I zwaliła wprost na nich. Odskoczyli oboje od fontanny, Koral potknęła się, podtrzymał ją. Gruchnął grom.

Czarodziejka krzyknęła zaklęcie, machnęła ręką. W całym domu zapłonęły światła.

Woda w basenie, przed chwilą wrzący maelstrom, była gładka, spokojna, poruszana tylko leniwie ciurkającym strumykiem fontanny. A na nich, choć przed momentem zalała ich istna fala pływowa, nie było nawet kropelki.

Geralt odetchnął ciężko. Wstał.

— To na końcu… — mruknął, pomagając wstać czarodziejce. - Ten ostatni obraz… Wzgórze i szereg… ludzi… Nie rozpoznałem… Nie mam pojęcia, co to mogło być…

— Ja też nie — odpowiedziała nieswoim głosem. - Ale to nie była twoja wizja. Ten obraz przeznaczony był dla mnie. Też nie mam pojęcia, co mógł oznaczać. Ale mam dziwne uczucie, że nic dobrego.

Gromy cichły. Burza odchodziła. W głąb lądu.

* * *

— Szarlataneria, cała ta jej dywinacja — powtórzył Jaskier, podkręcając kołki lutni. - Oszukańcze zwidy na użytek naiwnych. Siła sugestii, nic więcej. Myślałeś o mieczach, to i zobaczyłeś miecze. Co jeszcze jakoby widziałeś? Pochód trupów? Straszliwą falę? Skałę o dziwacznym kształcie? Znaczy, jakim?