Geralt potwierdził, że wie, że sam odniósł takie wrażenie, rozmawiając z Egmundem, tylko nie umiał tego równie pięknie ująć w słowa. Po czym zamyślił się głęboko.
— Wrócę niebawem — mówi wreszcie. - A ty tu działaj i miej baczenie na sprawy.
— Nim się pożegnamy — ja na to — bądź druhem, opowiedz mi co nieco o uczennicy twojej magiczki. Tej przylizanej. To prawdziwy pączek róży, krzynkę nad nim popracować, a rozkwitnie przecudnie. Umyśliłem więc, że to ja się poświęcę…
Jemu zaś twarz się zmieniła. I jak nie gruchnie pięścią w stół, aż kufle podskoczyły.
- Łapy od Mozaik z daleka, grajku — tak on do mnie, bez krzty respektu. - Wybij ją sobie z głowy. Nie wiesz, że uczennicom czarodziejek surowo zabrania się nawet najniewinniejszych flirtów? Za najmniejsze takie przewinienie Koral uzna ją za niegodną uczenia i odeśle do szkoły, a to dla uczennicy straszna kompromitacja i utrata twarzy, słyszałem o samobójstwach na tym tle. A z Koral nie ma żartów. Nie ma poczucia humoru.
Miałem chęć poradzić mu, by spróbował połaskotać jej kurzym piórkiem rowek w tyłku, zabieg taki rozwesela nawet największe ponuraczki. Alem zmilczał, bo go znam. Nie znosi, by nieoględnie mówić o jego kobietach. Nawet tych na jedną noc. Zakląłem się więc na honor, że cnotę przylizanej adeptki z porządku dziennego skreślę i nawet umizgać się nie będę.
— Jeśli aż tak cię sparło — on na to, poweselawszy, na odchodnym — to wiedz, że poznałem w tutejszym sądzie jedną panią adwokat. Wyglądała na chętną. Do niej posuń w koperczaki.
Dobre sobie. Że niby co, mam dymać wymiar sprawiedliwości? Z drugiej jednak strony…
Interludium
Wielce Szanowna Pani
Lytta Neyd
Kerack, Miasto Górne
Willa «Cyklamen»
Zamek Rissberg, 1 lipca 1245 p. R.
Droga Koral,
tuszę, że list mój zastanie Cię w dobrym zdrowiu i nastroju. I że wszystko układa się po Twojej myśli.
Spieszę powiadomić, że wiedźmin zwący się Geraltem z Rivii raczył wreszcie zjawić się na naszym zamku. Natychmiast po przybyciu, w czasie krótszym od godziny, pokazał się irytująco nieznośnym i zdążył zrazić do siebie absolutnie wszystkich, wliczając Czcigodnego Ortolana, osobę mogącą uchodzić za wcielenie życzliwości i przychylną każdemu. Opinie krążące o tym osobniku nie są, jak się okazuje, w najmniejszym nawet stopniu przesadzone, a antypatia i wrogość, z jakimi ów wszędzie się spotyka, mają swoje głębokie uzasadnienie. Tam, gdzie trzeba jednak oddać mu honor, będę pierwszym, który to uczyni, sine ira et studio. Osobnik ów to profesjonał w każdym calu i w kwestii swego fachu absolutnie spolegliwy. Wykona to, czego się podejmie, lub padnie, wykonać próbując, wątpliwości być nie może.
Cel naszego przedsięwzięcia należy zatem uznać za osiągnięty, głównie dzięki Tobie, droga Koral. Dzięki składamy Ci za starania, wdzięcznymi za to znajdziesz nas zawsze. Wdzięczność moją masz zaś szczególną Jako Twój z dawna przyjaciel, pomny na to, co nas łączyło, bardziej niż inni rozumiem Twe wyrzeczenie. Pojmuję, jak cierpieć musiałaś bliskość owego osobnika, będącego wszak konglomeratem przywar, których nie znosisz. Biorący się z głębokich kompleksów cynizm, natura zjeżona i introwertyczna, charakter nieszczery, umysł prymitywny, inteligencja mierna, arogancja monstrualna. Pominę fakt, że ma brzydkie dłonie i niezadbane paznokcie, by Cię nie irytować, droga Koral, wszak wiem, jak takich rzeczy nienawidzisz. Ale, jak się rzekło, koniec nastał Twoim cierpieniom, kłopotom i turbacjom, nic już nie stoi na przeszkodzie, byś relacji z owym osobnikiem zaprzestała i zerwała z nim wszelkie kontakty. Definitywnie tym samym kres kładąc i odpór dając kłamliwym pomówieniom, szerzonym przez nieżyczliwe języki, które z Twej pozornej wszak i udawanej życzliwości dla wiedźmina wręcz romans jakiś tani czynić usiłują Ale dość już o tym, niewarta ta rzecz roztrząsania.
Najszczęśliwszym byłbym z ludzi, droga Koral, gdybyś zechciała odwiedzić mnie na Rissbergu. Nie muszę dodawać, iż jednego słowa Twego, jednego skinienia, jednego uśmiechu wystarczy, bym co tchu pospieszył do Ciebie.
Twój z głębokim uszanowaniem
PS Nieżyczliwe języki, o których wspominałem, suponują że Twa przychylność dla wiedźmina brała się z chęci dokuczenia naszej konfraterce Yennefer, wciąż jakoby wiedźminem zainteresowanej. Żałosna zaiste jest intrygantów tych naiwność i niewiedza. Powszechnie wszak wiadomo, że Yennefer pozostaje w płomiennym związku z pewnym młodym przedsiębiorcą z branży jubilerskiej, o wiedźmina zaś i jego przelotne miłostki dba tyle, co o śnieg ubiegłoroczny.
Interludium
Wielce Szanowny Pan
Algernon Guincamp
Zamek Rissberg
Ex urbe Kerack, die 5 mens. Jul. anno 1245 p. R.
Drogi Pinety,
dzięki Ci za list, dawno do mnie nie pisałeś, cóż, widocznie nie było o czym i nie było celu.
Ujmująca jest Twa troska o moje zdrowie i nastrój, jak też o to, czy aby wszystko układa się po mojej myśli. Z satysfakcją powiadamiam, że układa mi się wszystko tak, jak układać powinno, dokładam ku temu starań, a każdy wszak, jak wiadomo, sam nawy swojej sternikiem. Nawę mą wiedz o tym, wiodę dłonią pewną przez szkwały i rafy, skroń wznosząc do góry, ilekroć burza wkoło zahuczy.
Co do zdrowia, to w rzeczy samej, dopisuje mi. Fizyczne jak zwykle, psychiczne również, od niedawna, od kiedy mam to, czego tak długo mi brakowało. Jak bardzo brakowało, dowiedziałam się dopiero, gdy brakować przestało.
Rada jestem, że wasze wymagające udziału wiedźmina przedsięwzięcie zmierza ku sukcesowi, dumą napawa mój skromny w przedsięwzięciu udział. Próżno jednak smucisz się, drogi Pinety, sądząc, że wiązało się to z wyrzeczeniami, cierpieniami, kłopotami i turbacjami. Nie było aż tak źle. Geralt to w rzeczy samej istny konglomerat przywar. Odkryłam w nim — sine ira et studio — wszakże i zalety. Niemałe zalety, zaręczam, niejeden, gdyby wiedział, toby się stropił. A niejeden pozazdrościł.
Do plotek, pogłosek, szeptanek i intryg, o których piszesz, drogi Pinety, wszyscyśmy przywykli i wiemy, jak sobie z czymś takim radzić, a rada jest prosta: lekceważyć. Pamiętasz zapewne pogłoski o tobie i Sabrinie Glevissig, w czasach, gdy coś jakoby nas łączyło? Zlekceważyłam je. Tobie teraz radzę to samo.
Bene vale,
PS Jestem ogromnie zapracowana. Nasze ewentualne spotkanie nie wydaje się możliwym w dającej się przewidzieć przyszłości.
Po różnych błąkają się krajach, a gust ich i humor każą być bez wszelkiej dependencji. Znaczy to, że nijakiej władzy, ludzkiej ani boskiej, nie uznają, że praw żadnych i zasad nie szanują, że nikomu i niczemu posłuszeństwa nie winnymi i bezkarnymi się mniemają. Z natury będąc szalbierzami, żyją z wróżeb, któremi prosty lud łudzą, służą za szpiegów, kolportują fałszywe amulety, oszukańcze medykamenta, wyskoki i narkotyki, parają się też kuplerstwem, to jest dziewki wszeteczne przywodzą dla niepoczciwej uciechy tym, co płacą. Gdy im bieda, żebrać się nie wstydzą, ani zwykłej kradzieży dopuszczać, ale milsze im szachrajstwo i oszustwo. Zwodzą naiwnych, że niby ludzi bronią, że niby gwoli ich bezpieczności potwory zabijają, ale to też, dawno dowiedziono, że ku własnej to czynią uciesze, bo mord to dla nich przedni dywertyment. Preparując się do swych akcji, jakieś gusła czynią czarownickie, atoli jest to jeno omamienie oczu patrzących. Pobożni kapłani w lot te bałamuctwo i kuglarstwo odkryli byli z konfuzją tych czartowskich pachołków, wiedźminami się mianujących.