— A kto jego, kurwa, dotknie? Kiedy on czarownik?
— Tfu, na psa urok!
— Bojące dudki! — wrzasnęła Fryga, odwiązując rzemień od juków. - Zajęcze skóry! Ja to zrobię, skoro tu nikt jaj nie ma!
Geralt pozwolił się skrępować. Postanowił być posłuszny. Na razie.
Z leśnej drogi wyjechały dwa wole zaprzęgi, wozy wyładowane palami i elementami jakichś drewnianych konstrukcji.
— Idź który do cieślów i komornika — wskazał Shevlov. - Każcie, niech wracają. Dość słupów wbiliśmy, starczy na ten raz. My zaś popas sobie tu urządzim. Przetrząśnijcie obejście, czy się tam coś na paszę dla koni nie nada. I dla nas do żarcia.
Ligenza podniósł i obejrzał miecz Geralta, Jaskrowy nabytek. Shevlov wyjął mu go z rąk. Zważył, machnął, wywinął młyńca.
— Mieliście szczęście — rzekł — żeśmy akurat kupą nadjechali. Byłby was popłatał, aż miło, ciebie, Frygę i Floqueta. O tych wiedźmińskich mieczach legendy krążą. Najlepsza stal, wielekroć składana i skuwana, składana i znowuż skuwana. Do tego specjalnymi czarami obłożona. Niesłychanej przez to mocy, sprężystości i ostrości. Wiedźmińskie ostrze, powiadam wam, blachy i kolczugi tnie jak lniane giezła, a każdą inną klingę przecina jak makaron.
— Nie może być — stwierdził Sperry. Jak wielu pozostałym, wąsy ociekały mu śmietaną którą znaleźli w chacie i wyciamkali do cna. - Nie może być, żeby jak makaron.
— Też mi się nie widzi — dodała Fryga.
— Trudno — dorzucił Ożóg — w coś takiego uwierzyć.
— Tak? — Shevlov stanął w pozycji szermierczej. - No to stań który, sprawdzimy. Nuże, znajdzie się chętny? No? Co się tak cicho zrobiło?
— Dobra. - Wystąpił i dobył miecza Escayrac. - Ja stanę. A co mi tam. Zobaczym, azali… Zetnijmy się, Shevlov.
— Zetnijmy. Raz, dwa… Trzy!
Miecze zderzyły się ze szczękiem. Pękający metal zajęczał żałobnie. Fryga aż przysiadła, gdy ułamany fragment brzeszczotu świsnął jej przy skroni.
— Kurwa — powiedział Shevlov, z niedowierzaniem patrząc na klingę, ułamaną kilka cali powyżej złoconego jelca.
— A na moim ni szczerby! — Uniósł miecz Escayrac. - He, he, he! Ni szczerby! Ni znaku nawet!
Fryga zaśmiała się dziewczęco. Ligenza zabeczał jak cap. Reszta rozrechotała się.
— Wiedźmiński miecz? — parsknął Sperry. - Tnie jak makaron? Sam jesteś, kurwa, makaron.
— To… — Shevlov zacisnął wargi. - To szmelc jakiś, kurwa, jest. To tandeta jakaś… A ty…
Cisnął precz resztkę miecza, łypnął na Geralta i wskazał nań, oskarżycielskim gestem.
— Ty oszust jesteś. Hochsztapler i oszust. Pod wiedźmina się podszywasz, a taką lipę… Taki, kurwa, rupieć zamiast porządnej klingi nosisz? Iluś to, ciekawość, dobrych ludzi oszukał? Z iluś żeś biedaków grosz wydrwił, szachraju? Oj, wyspowiadasz ty się z grzeszków w Findetann, już cię tam starosta do spowiedzi skłoni!
Sapnął, splunął, tupnął.
— Na koń! Zabieramy się stąd!
Odjechali, śmiejąc się, śpiewając i gwiżdżąc. Osadnik z rodziną ponuro popatrywali im w ślad. Geralt widział, że ich usta poruszają się. Nietrudno było zgadnąć, jakiego losu i jakich wypadków życzą Shevlovowi i jego kompanii.
Osadnik w najśmielszych marzeniach nie mógł się spodziewać, że jego życzenia spełnią się co do joty. I że stanie się to tak rychło.
Dojechali do rozstaja. Gościniec wiodący na zachód, biegnący parowem, zryty był kołami i kopytami, tędy, widać było, pojechały wozy cieśli. Tam też skierowała się kompania. Geralt szedł za koniem Frygi, na powrozie uwiązanym do łęku jej siodła.
Koń jadącego na czele Shevlova zarżał i stanął dęba.
Na zboczu parowu coś rozbłysło nagle, zapaliło się i stało mleczną opalizującą kulą Kula znikła, w jej miejscu zaś pojawiła się dziwna grupa. Kilka obejmujących się, splecionych ze sobą figur.
— Ki diabeł? - zaklął Ożóg i podjechał do Shevlova, uspokajającego konia. - Co to jest? Grupa rozdzieliła się. Na cztery postacie. Szczupłego, długowłosego i nieco zniewieściałego mężczyznę. Dwóch długorękich olbrzymów na krzywych nogach. I garbatego karła z wielkim arbalestem o dwóch stalowych łuczyskach.
— Buueh-hhhrrr-eeeehhh-bueeeeh! Bueeh-heeh!
— Do broni! — wrzasnął Shevlov. - Do broni, wiara!
Szczęknęła najpierw jedna, zaraz po niej druga cięciwa wielkiego arbalestu. Trafiony w głowę Shevlov zginął na miejscu. Ożóg, nim spadł z siodła, przez moment patrzył na swój brzuch, przez który bełt przeszedł na wylot.
— Bij! — Kompania jak jeden mąż dobyła mieczy. - Bij!
Geralt nie miał zamiaru bezczynnie czekać na wynik spotkania. Złożył palce w znak Igni, przepalił krępujący mu ręce powróz. Capnął Frygę za pas, zwalił ją na ziemię. Sam wskoczył na siodło.
Coś błysnęło oślepiająco, konie zaczęły rżeć, wierzgać i tłuc powietrze kopytami przednich nóg. Kilku jeźdźców spadło, wrzeszczeli tratowani. Siwa klacz Frygi spłoszyła się również, nim wiedźmin ją opanował. Fryga zerwała się, skoczyła, wczepiła w uzdę i wodze. Odtrącił ją uderzeniem pięści i puścił klacz w cwał.
Schylony nad szyją wierzchowca nie widział, jak Degerlund kolejnymi magicznymi błyskawicami płoszy konie i oślepia jeźdźców. Jak na jeźdźców wpadają rycząc, Bue i Bang, jeden z toporem, drugi z szerokim bułatem. Nie widział rozbryzgów krwi, nie słyszał wrzasków mordowanych.
Nie widział, jak ginie Escayrac, a zaraz po nim Sperry, jak ryby rozpłatani przez Banga. Nie widział, jak Bue obala Floqueta razem z koniem i jak go potem spod tego konia wywleka. Ale łamiący się wrzask Floqueta, głos zarzynanego koguta, słyszał jeszcze długo.
Do chwili, gdy skręcił z gościńca i wpadł w las.
Jeśli zalewajkę mahakamską uczynić, to tym sposobem: jeśli latem, kurek, jeśli jesienią, gąsek zielonych nazbieraj. Jeślić zimą albo na przedwiośniu wypadło, weźmij grzybów suszonych przygarść sporą. W garnuszku wodą zalej, mocz przez noc, rankiem posól, pół cebuli wrzuć, gotuj. Odcedź, ale wywaru nie zmarnuj, zlej go w naczynie, ino baczenie miej, by bez piachu, któren niechybnie na dnie garnuszka osiadł był. Kartofli ugotuj, w kostkę pokrój. Weź boczku tłustego bogato, porznij, przesmaż. Cebuli narżnij w półtalarki, w tłuszczu z boczku wytopionym smaż tęgo, aż się prawie przypali. Weźmij sagan wielki, wrzuć weń wszystko, a i o grzybach pokrojonych nie zapomnij. Zalej grzybnym wywarem, wody dodaj, ile trza, zalej wedle smaku zakwasem żurowym — jak taki zakwas uczynić, w inszym miejscu przepis jest. Zagotuj, solą, pieprzem i majerankiem przypraw wedle upodobania i chęci. Słoniną topioną okraś. Śmietaną zabielić, kwestia gustu, ale bacz: to wbrew naszej krasnoludzkiej tradycji, to na ludzką modłę, zalewajkę śmietaną zabielać.