— Jak… — Geralt przełknął ślinę. - Jak ona się ma? Yennefer? Wszystko u niej w porządku?
— W jak najlepszym, sądzę. - Tiziana Frevi spojrzała na niego spod rzęs. - Ma się świetnie, wygląda tak, że pozazdrościć. I zazdroszczę, jeśli mam być szczera.
Geralt wstał. Podszedł do karczmarza, który ze strachu niemal nie zemdlał.
— Ależ nie trzeba było… — rzekła skromnie Tiziana, gdy po chwili karczmarz postawił przed nimi gąsior Est Est, najdroższego białego z Toussaint. I kilka dodatkowych świec, zatkniętych w szyjki starych butelek.
— Zbytek subiekcji, naprawdę — dodała, gdy za moment na stół wjechały półmiski, jeden z plasterkami surowej podsuszanej szynki, drugi z wędzonymi pstrągami, trzeci z asortymentem serów. - Nadto się wykosztujesz, wiedźminie.
— Jest okazja. I jest świetne towarzystwo.
Podziękowała skinieniem głowy. I uśmiechem.
Ładnym uśmiechem.
Każda kończąca szkołę magii czarodziejka stawała przed wyborem. Mogła zostać w uczelni jako asystentka mistrzyń-Preceptorek. Mogła prosić którąś z niezależnych mistrzyń o przyjęcie pod dach w charakterze stałej praktykantki. Lub mogła wybrać drogę dwimveandry.
System zapożyczony został od cechów. W wielu z nich wyzwalany na czeladnika uczeń miał obowiązek podjąć wędrówkę, podczas której imał się pracy dorywczej, w różnych warsztatach, u różnych mistrzów, to tu, to tam, wreszcie po kilku latach wracał, by ubiegać się o egzamin i promocję mistrzowską. Różnice jednak były. Zmuszonym do wędrówki, a nie znajdującym pracy czeladnikom nader często zaglądał w oczy głód, a wędrówka często stawała się tułaczką. Dwimveandrą zostawało się z własnej woli i ochoty, a Kapituła czarodziejów utworzyła dla wędrujących magiczek specjalny fundusz stypendialny, z tego, co Geralt słyszał, wcale niemały.
— Ten przerażający typ — włączył się do rozmowy poeta — nosił medalion podobny do twojego. To był jeden z Kotów, prawda?
— Prawda. Nie chcę o tym mówić, Jaskier.
— Osławione Koty — poeta zwrócił się do czarodziejki. - Wiedźmini, ale nieudani. Nieudane mutacje. Szaleńcy, psychopaci i sadyści. Kotami przezwali się sami, bo są faktycznie jak koty, agresywni, okrutni, nieprzewidywalni i nieobliczalni. A Geralt jak zwykle bagatelizuje, by nas uspokoić. Bo zagrożenie było, i to wielkie. Cud, że obyło się bez rąbaniny, krwi i trupów. Byłaby masakra, jak w Iello cztery lata temu. W każdej chwili oczekiwałem…
— Geralt prosił, by o tym nie mówić — ucięła Tiziana Frevi, grzecznie, ale stanowczo. -Uszanujmy to.
Spojrzał na nią z sympatią. Wydała mu się miła. I ładna. Nawet bardzo ładna.
Czarodziejkom, jak wiedział, urodę poprawiano, prestiż profesji wymagał, by magiczka budziła podziw. Ale upiększanie nigdy nie było perfekcyjne, zawsze coś zostawało. Tiziana Frevi nie była wyjątkiem. Jej czoło, tuż pod linią włosów, znaczyło kilka ledwo zauważalnych śladów po ospie, przechodzonej zapewne w dzieciństwie, gdy nie miała jeszcze immunitetu. Wykrój ładnych ust odrobinkę psuła mała falista blizna nad górną wargą Geralt po raz nie wiadomo który poczuł złość, złość na swój wzrok, na oczy, każące dostrzegać tak niewiele znaczące szczegóły, detaliki, które wszak były niczym wobec faktu, że Tiziana siedziała z nim za jednym stołem, piła Est Est, jadła wędzonego pstrąga i uśmiechała się do niego. Wiedźmin widział i znał naprawdę niewiele kobiet, urodę których uznać można by za nieskazitelną szanse zaś, by któraś z nich uśmiechnęła się do niego, miał podstawy kalkulować na równe zeru.
— Mówił o jakiejś nagrodzie… — Jaskra, gdy wsiadł na jakiś temat, trudno było zmusić do rezygnacji. - Któreś z was wie, o co chodziło? Geralt?
— Pojęcia nie mam.
— A ja wiem — pochwaliła się Tiziana Frevi. - I dziwię się, że nie słyszeliście, bo to głośna sprawa. Foltest, król Temerii, wyznaczył otóż nagrodę. Za zdjęcie uroku z córki, którą zaczarowano. Ukłuto wrzecionem i uśpiono snem wiecznym, biedulka, jak głosi plotka, leży w trumnie w kasztelu zarosłym głogami. Według innej plotki trumna jest szklana i umieszczono ją na szczycie szklanej góry. Według innej królewnę przemieniono w łabędzia. Według innej w straszliwego potwora, w strzygę. Skutkiem klątwy, bo królewna to owoc związku kazirodczego. Plotki te podobno wymyśla i rozsiewa Vizimir, król Redanii, który ma z Foltestem zatargi terytorialne, mocno jest z nim skłócony i ze skóry wyłazi, by mu dokuczyć.
— Faktycznie wygląda to na wymysł — ocenił Geralt. - Oparty na bajce czy też klechdzie. Zaklęta i przemieniona królewna, klątwa jako kara za kazirodztwo, nagroda za odczarowanie. Klasyka i banał. Ten, kto to wydumał, nie wysilił się zbytnio.
— Sprawa — dorzuciła dwimveandra — ma ewidentny podtekst polityczny, dlatego Kapituła zabroniła angażować się w nią czarodziejom.
— Bajka czy nie, ale ten cały Kot w to wierzył — orzekł Jaskier. - Ewidentnie spieszył do Wyzimy właśnie, do tej zaczarowanej królewny, by odczynić uroki i zgarnąć obiecaną przez króla Foltesta nagrodę. Nabrał podejrzeń, że Geralt też tam zmierza i chce go ubiec.
— Był w błędzie — odrzekł sucho Geralt. - Nie wybieram się do Wyzimy. Nie zamierzam pchać palców w ten polityczny kocioł. To robota w sam raz dla kogoś takiego jak Brehen, będący, jak sam mówił, w potrzebie. Ja w potrzebie nie jestem. Miecze odzyskałem, wykosztowywać się na nowe nie muszę. Środki utrzymania mam. Dzięki czarodziejom z Rissbergu…
— Wiedźmin Geralt z Rivii?
— Owszem. - Geralt zmierzył wzrokiem urzędnika, stojącego obok z naburmuszoną miną. - A kto pyta?
— To nieistotne. - Urzędnik zadarł głowę i wydął usta, usiłując wydać się ważnym. -Istotny jest pozew sądowy. Który niniejszym wam wręczam. Przy świadkach. Zgodnie z prawem.
Urzędnik wręczył wiedźminowi rulonik papieru. Po czym wyszedł, nie omieszkawszy obdarzyć Tiziany Frevi spojrzeniem pełnym pogardy.
Geralt zerwał pieczęć, rozwinął rulonik.
— Datum ex Castello Rissberg, die 20 mens. Jul. anno 1245 post Resurrectionem — odczytał. - Do Sądu Grodzkiego w Gors Velen. Powód: Kompleks Rissberg spółka cywilna. Pozwany: Geralt z Rivii, wiedźmin. Pozew o: zwrot kwoty tysiąca słownie tysiąca koron novigradzkich. Wnosimy o, primo: nakazanie pozwanemu Geraltowi z Rivii zwrotu kwoty tysiąca koron novigradzkich wraz z należnymi odsetkami. Secundo: zasądzenie od pozwanego na rzecz powoda kosztów procesu według norm przepisanych. Tertio: nadanie wyrokowi rygoru natychmiastowej wykonalności. Uzasadnienie: pozwany wyłudził od Kompleksu Rissberg spółka cywilna kwotę tysiąca koron novigradzkich. Dowód: kopie przekazów bankowych. Kwota stanowiła zapłatę awansem za usługę, której pozwany nigdy nie wykonał i w złej woli wykonać nie zamierzał… Świadkowie: Biruta Anna Marquette Icarti, Axel Miguel Esparza, Igo Tarvix Sandoval… Skurwysyny.
— Zwróciłam ci miecze — spuściła wzrok Tiziana. - A zarazem ściągnęłam na kark kłopoty. Ten woźny podszedł mnie. Dziś rano podsłuchał, jak wypytywałam o ciebie na przystani promowej. I zaraz potem uczepił się jak rzep psiego ogona. Teraz wiem, dlaczego. Ten pozew to moja wina.
— Potrzebny ci będzie adwokat — stwierdził ponuro Jaskier. - Ale nie polecam pani mecenas z Kerack. Ta sprawdza się raczej poza salą sądową.
— Adwokata mogę sobie darować. Zwróciłeś uwagę na datę pozwu? Założę się, że już jest po rozprawie i po wyroku zaocznym. I że już zajęli mi konto.
— Bardzo cię przepraszam — powiedziała Tiziana. - To moja wina. Wybacz mi.