Выбрать главу

Tato tylko patrzył i patrzył na pękniętą belkę. Od czasu do czasu dopasowywał do siebie różne kawałki. Raz się odezwał, bardzo cicho:

— Measure, jesteś pewien, że znalazłeś wszystkie odłamki?

— Każdą drzazgę, tato — zapewnił Measure. — Nawet ze szczotką nie mógłbym zebrać więcej. Choćbym stanął na czworaka i zlizywał jeż ziemi, jak pies.

Oczywiście, mama przysłuchiwała się. Tato powiedział kiedyś, że kiedy mama słucha, usłyszy nawet, jak wiewiórka puściła bąka w lesie o milę od domu, w czasie burzy, gdy wszystkie dziewczynki dzwonią talerzami, a wszyscy chłopcy rąbią drzewo. Alvin Junior zastanawiał się czasem, czy to znaczy, że mama zna więcej czarów niż pokazuje. Przecież siedział kiedyś w lesie niecałe trzy metry od wiewiórki i chociaż czekał prawie godzinę, nie usłyszał nawet, jak się jej odbija.

W każdym razie dzisiaj mama była tuż obok, więc oczywiście słyszała pytanie taty i słyszała, co odpowiedział Measure. A że była w takim samym stanie jak tato, napadła Measure'a, jakby właśnie użył imienia Pana nadaremno.

— Pilnuj języka, młody człowieku, ponieważ Pan przekazał na górze Mojżeszowi, byś czcił ojca swego i matkę swoją, aby długie były twe dni na ziemi danej ci przez Pana Boga naszego. A kiedy niegrzecznie odpowiadasz ojcu, skracasz sobie życie o dni, tygodnie, a nawet lata. Doprawdy, wobec stanu twojej duszy nie powinieneś się spieszyć, by stanąć przed Sądem Ostatecznym. Tam spotkasz naszego Zbawiciela i z ust Jego usłyszysz, jaki los cierpiał będziesz przez wieczność.

Dwa razy bardziej niż zgotowanym mu na wieczność losem Measure przejmował się gniewem mamy. Nie próbował jej przekonywać, że nie mówił złośliwie ani nie kpił — tylko dureń by się na to zdecydował, gdy mama już była wściekła. Przybrał za to pokorną minę i zaczął prosić o wybaczenie, nie wspominając już o litości taty i nieustającej łasce Pana. Zanim mama skończyła wykład, Measure zdążył już przeprosić z dziesięć razy, więc w końcu burknęła coś gniewnie i wróciła do szycia.

Wtedy Measure spojrzał na Alvina Juniora i mrugnął porozumiewawczo.

— Widziałam — oznajmiła mama. — I jeśli od razu nie trafisz do piekła, napiszę petycję do świętego Piotra, żeby cię tam odesłał.

— Sam podpiszę tę petycję — odparł Measure. Wyglądał tak potulnie, jak mały szczeniaczek, który właśnie obsiusiał but dorosłego mężczyzny.

— Słusznie. I podpiszesz ją własną krwią, bo kiedy już z tobą skończę, będziesz miał dość ran, żeby dziesięciu skrybom przez rok nie zabrakło czerwonego atramentu.

Alvin Junior nie mógł się powstrzymać. Groźba wydała mu się zabawna. Wiedział, że ryzykuje życiem, gdy otworzył usta, by się roześmiać. Maminy naparstek mógł stuknąć twardo o jego głowę, jej dłoń mogła go trafić w ucho, a nawet jej drobna stopka zgnieść jego bosą stopę. Zdarzyło się to Davidowi, kiedy powiedział, że powinna nauczyć się używać słowa „nie” zanim miała trzynaście gąb do wykarmienia.

To była kwestia życia i śmierci, bardziej przerażająca od kalenicy, która w końcu wcale go nie uderzyła, czego nie mógł powiedzieć o mamie. Dlatego pohamował śmiech, zanim ten zdążył wyrwać się na swobodę. Zamiast tego wypowiedział pierwsze słowa, jakie przyszły mu na myśl.

— Mamo, Measure nie będzie mógł przecież podpisać krwią żadnej petycji. Będzie już umarły. Martwi nie krwawią.

Mama spojrzała mu prosto w oczy i odpowiedziała wolno i wyraźnie:

— Krwawią, kiedy każę im krwawić.

Tego już było za wiele; Alvin Junior wybuchnął głośnym śmiechem. Wtedy roześmiały się dziewczynki. Potem Measure. I wreszcie mama także. I śmiali się i śmiali, aż łzy ciekły im po policzkach, a mama zaczęła wyganiać wszystkich na górę, do łóżek. Między innymi Alvina Juniora.

Całe to napięcie sprawiło, że Alvin Junior był mocno rozbawiony, a nie doszedł jeszcze do tego, że niekiedy powinien szczelnie zamykać takie nastroje w jakimś ciemnym kątku. Zupełnie przypadkowo szła przed nim po schodach Matylda, która miała już szesnaście lat i uważała się za damę. Nikt nie lubił chodzić za Matyldą, takie stawiała delikatne i dystyngowane kroczki. Measure mówił, że wolałby iść w szeregu za księżycem, bo jest szybszy. A teraz pupa Matyldy znalazła się wprost przed twarzą Ala Juniora, kołysząc się tam i z powrotem. Przypomniał sobie słowa Measure'a o księżycu i pomyślał, że pupa Matyldy jest prawie tak samo okrągła. A potem zaczął się zastanawiać, jakby to było, gdyby dotknął księżyca: czy okazałby się twardy jak pancerzyk żuka, czy raczej miękki jak ślimak. A kiedy sześcioletniemu chłopcu, mocno już rozbawionemu, przychodzi do głowy coś takiego, to nim minie pół sekundy, jego palce zagłębiają się w delikatne ciało.

Matylda świetnie umiała wrzeszczeć.

Al mógł oberwać już wtedy, ale Wastenot i Wantnot szli tuż za nim i tak głośno śmiali się z Matyldy, że wybuchnęła płaczem i pobiegła na górę przeskakując po dwa stopnie, całkiem nie jak dama. Wastenot i Wantnot wnieśli Alvina na piętro, trzymając go tak wysoko, że kręciło mu się w głowie. Śpiewali przy tym starą pieśń o świętym Jerzym zabijającym smoka; tyle, że śpiewali o świętym Alvinie, a kiedy była mowa o dźgnięciu smoka po tysiąckroć i o mieczu, co nie topniał w ogniu, zmieniali „miecz” na „palec”. Nawet Measure się roześmiał.

— To wstrętna, obrzydliwa piosenka! — zawołała dziesięcioletnia Mary, stojąca na straży przed drzwiami sypialni dziewcząt.

— Lepiej przestańcie — poradził Measure. — Zanim mama usłyszy. Alvin Junior nie rozumiał, dlaczego mama nie lubi tej piosenki, ale rzeczywiście, chłopcy nigdy jej nie śpiewali tam, gdzie mogłaby usłyszeć.

Bliźniaki umilkły zatem i po drabinie wspięły się na poddasze. W tej właśnie chwili drzwi dziewczęcej sypialni uchyliły się, a Matylda, z oczami wciąż zaczerwienionymi od płaczu, wystawiła głowę na korytarz.

— Jeszcze pożałujecie — krzyknęła.

— Ojoj, już żałujemy. Strasznie żałujemy — odpowiedział piskliwym głosem Wantnot.

Dopiero wtedy Alvin przypomniał sobie, że to on zwykle bywał ofiarą, kiedy dziewczyny chciały wyrównać rachunki. Calvina, wciąż jeszcze małego, uznawały za dzidziusia, a bliźniaki były starsze, większe i zawsze chodziły we dwójkę. Dlatego gdy dziewczęta wpadały w gniew, Alvin pierwszy odczuwał ich śmiertelną nienawiść. Matylda miała szesnaście lat, Beatrice piętnaście, Elizabeth czternaście, Anna dwanaście, a Mary dziesięć i wszystkie wybierały Alvina na cel wszelkich dozwolonych przez Biblię napaści. Kiedyś tylko silne ramiona brata powstrzymały udręczonego do granic wytrzymałości chłopca od zamordowania kogoś widłami. Measure sugerował wtedy, że najgorsza tortura w piekle polega na życiu w jednym domu z pięcioma kobietami, z których każda jest dwa razy większa od mężczyzny. Od tego dnia Alvin często się zastanawiał, jaki grzech popełnił przed urodzeniem, że od samego początku został potępiony.