— Mówicie, że to talent?
— Nic nie mówię.
— Powiedzcie mi jedno, Alu Millerze. Nie jesteście przypadkiem siódmym synem?
— Czemu pytacie?
— Siódmy syn siódmego syna rodzi się z wiedzą o tym, jak rzeczy wyglądają pod powierzchnią. Tak mówią ci, którzy znają się na takich sprawach. Dlatego może zostać dobrym różdżkarzem.
— Tak mówią?
Measure stanął przed ojcem i oparł ręce na biodrach. Spojrzał z rozdrażnieniem.
— Tato, co złego w tym, że mu powiesz? Wszyscy w okolicy i tak przecież wiedzą.
— Może uważam, że ten Bajarz już wie za dużo jak na mój gust.
— To niewdzięczność mówić coś takiego do człowieka, który tyle razy okazał się przyjacielem.
— Nie musi mi mówić niczego, czego nie powinienem wiedzieć, jego zdaniem — wtrącił Bajarz.
— W takim razie ja wam powiem — zdecydował Measure. — Tak, tato jest siódmym synem.
— I Alvin Junior także — domyślił się Bajarz. — Mam rację? Nie wspominaliście o tym, ale jeśli syn dostaje imię ojca i nie jest pierworodny, to musi być siódmym synem.
— Nasz najstarszy brat, Vigor, utonął w Hatrack ledwie kilka minut po urodzinach Alvina — wyjaśnił Measure.
— Hatrack… — powtórzył Bajarz.
— Znacie to miejsce?
— Znam wszystkie miejsca. Ale wydaje mi się, że powinienem pamiętać tę nazwę. Nie mam pojęcia dlaczego. Siódmy syn siódmego syna. Czy wyczaruje ze skały młyński kamień?
— Nie mówimy o tym w taki sposób — odparł Measure.
— Wyciosa go — wtrącił Miller. — Jak każdy kamieniarz.
— To duży chłopiec, ale jeszcze chłopiec — zauważył Bajarz.
— Powiedzmy, że kiedy on tnie kamień, to skała jest odrobinę bardziej miękka, niż kiedy ja próbuję ciąć — wyjaśnił Measure.
— Byłbym wdzięczny — stwierdził Alvin Miller — gdybyście zostali tutaj i pomogli przy wygładzaniu pni. Potrzebne będą solidne, mocne sanie i gładkie, równe belki.
Wprawdzie nie powiedział tego wprost, ale ton głosu mówił całkiem wyraźnie: Zostańcie tutaj i nie pytajcie zbyt wiele o Ala Juniora.
Bajarz pracował więc obok Davida, Calma i Measure'a przez cały ranek i sporą część popołudnia. Cały czas słyszeli równe brzęknięcia metalu o kamień. Kamieniarska robota Ala Juniora nadawała rytm ich pracy, choć żaden nie wspomniał o tym głośno.
Bajarz nie był jednak człowiekiem, który może pracować w milczeniu. Ponieważ jego towarzysze nie zdradzali chęci do rozmowy, przez cały czas opowiadał im historie. A że byli dorosłymi ludźmi, nie dziećmi, opowiadał nie tylko o przygodach, bohaterskich czynach i poległych herosach.
Prawie całe popołudnie poświęcił na sagę Johna Adamsa. Opowiedział, jak tłum w Bostonie spalił mu dom, kiedy Adams wywalczył uniewinnienie dziesięciu kobiet oskarżonych o czary. Jak Alex Hamilton zaprosił go na wyspę Manhattan, gdzie razem założyli kancelarię prawniczą. Jak po dziesięciu latach przekonali rząd holenderski, by wyraził zgodę na nieograniczoną imigrację osadników anglojęzycznych; Anglicy, Szkoci, Walijczycy i Irlandczycy stworzyli większość w Nowym Amsterdamie i New Orange oraz znaczącą mniejszość w Nowych Niderlandach. Jak w 1780 roku doprowadzili do uznania angielskiego za drugi język urzędowy — w samą porę, by holenderskie kolonie stały się trzema z początkowych siedmiu stanów złączonych Konwencją Amerykańską.
— Założę się, że Holendrzy znienawidzili tych biedaków — westchnął David.
— Za dobrzy byli z nich politycy — odparł Bajarz. — Obaj nauczyli się mówić po holendersku lepiej od większości Holendrów, a dzieci kształcili w holenderskich szkołach. Byli holenderscy po same uszy; kiedy Alex Hamilton kandydował na gubernatora Nowego Amsterdamu, a John Adams na prezydenta Stanów Zjednoczonych, lepiej im szło w holenderskich okręgach Nowych Niderlandów niż między Szkotami i Irlandczykami.
— Ciekawe, czy gdybym kandydował na burmistrza, skłoniłbym tych Szwedów i Holendrów znad rzeki, żeby na mnie głosowali? — zastanowił się David.
— Nawet ja bym na ciebie nie głosował — zażartował Calm.
— A ja bym głosował — oznajmił Measure. — Mam nadzieję, że kiedyś naprawdę wystartujesz w wyborach na burmistrza.
— On nie może — zaprotestował Calm. — Vigor Kościół nie jest nawet porządnym miastem.
— Ale będzie — zapewnił Bajarz. — Widywałem już takie rzeczy. Kiedy uruchomicie młyn, nie minie wiele czasu, a przynajmniej trzystu ludzi zamieszka między tym młynem a Vigorem Kościół.
— Tak myślicie?
— W tej chwili farmerzy trzy, może cztery razy do roku przyjeżdżają do składu Armora. Ale jeśli będą mogli dostać mąkę, zaczną się zjawiać częściej. Przez jakiś czas będą też wybierać wasz młyn spośród wszystkich innych w okolicy, bo macie porządne drogi i solidne mosty.
— Jeśli młyn przyniesie jakieś pieniądze — rzekł Measure — tato sprowadzi z Francji buhrstonowe żarna. Mieliśmy takie w West Hampshire, zanim powódź zniosła młyn. A buhrstonowe żarno to miałka, biała mąka.
— A biała mąka oznacza dobry interes — dokończył David. — My, starsi, jeszcze to pamiętamy. — Uśmiechnął się tęsknie. — Byliśmy tam kiedyś prawie bogaci.
— Właśnie — podjął Bajarz. — Kiedy zacznie się ruch, to już nie będzie tylko skład, kościół i młyn. Tu, w Wobbish, jest dobra, biała glina. Jakiś garncarz otworzy interes i zacznie dla całej okolicy produkować gliniane i kamionkowe naczynia.
— Dobrze, żeby się z tym pospieszył — westchnął Calm. — Moja żona ma już serdecznie dość jedzenia na blaszanych talerzach.
— Tak rosną miasta — mówił dalej Bajarz. — Dobry sklep, kościół, potem młyn, potem garncarnia. Cegielnia też, przy okazji. A kiedy miasto już się rozwinie…
— David może zostać burmistrzem — dokończył Measure.
— Nie ja — zaprotestował David. — Cała ta polityka to za dużo na mój rozum. Armor na pewno zechce. Ja nie.
— Armor chce być królem — mruknął Calm.
— Jesteś niesprawiedliwy.
— Ale to prawda. Próbowałby zostać Bogiem, gdyby sądził, że to stanowisko jest wolne.
— Calm i Armor niezbyt się lubią — wyjaśnił Bajarzowi Measure.
— Co to za mąż, który nazywa żonę czarownicą? — mruknął rozgoryczony Calm.
— Dlaczego tak ją nazywa? — zdziwił się Bajarz.
— Teraz już tego nie robi — odparł Measure. — Obiecała, że nie będzie ich więcej używać. Wiecie, żadnych swoich talentów przy kuchni. To straszne, że kobieta musi prowadzić gospodarstwo jedynie z pomocą własnych rąk.
— Wystarczy — przerwał David.
Bajarz pochwycił kątem oka jego ostrzegawcze spojrzenie.
Najwyraźniej nie ufali mu dostatecznie, by zdradzić prawdę. Dlatego Bajarz wolał od razu wyjaśnić, że już ją poznał.
— Mam wrażenie, że korzysta z talentów częściej, niż Armor podejrzewa. Na werandzie jest taki sprytny heksagram z koszy ziół. A w dniu, kiedy przybyłem do miasta, na moich oczach rzuciła na niego ukojenie.
Praca na moment zamarła. Nikt na niego nie spojrzał, ale przez sekundę nie robili nic. Przetrawiali fakt, że Bajarz znał sekret Eleanor i nie zdradził go obcym. Ani Armorowi-of-God Weaverowi.
Czym innym jednak była jego wiedza, a czym innym ich potwierdzenie. Dlatego bez słowa wrócili do zestawiania belek i wiązania sań.
Bajarz przerwał ciszę, wracając do zasadniczego wątku.
— To tylko kwestia czasu, zanim w tych zachodnich krainach zamieszka dość ludzi. Wtedy określą się jako stany i zechcą przyłączyć do Konwencji Amerykańskiej. Kiedy to nastąpi, potrzebni będą uczciwi ludzie na stanowiska.