— Uwielbialiby cię za to. Ci wszyscy, których byś wyleczył.
— Pierwszy raz jest chyba najtrudniejszy. Zresztą, nie miałem siły, kiedy próbowałem. Na pewno z innymi wszystko pójdzie szybciej.
— Może i tak. Ale choćbyś codziennie uzdrowił stu ludzi, przeszedł w inne miejsce i uzdrowił następnych stu, dziesięć tysięcy umrze za tobą i drugie dziesięć tysięcy przed tobą. A zanim sam umrzesz, nawet ci wyleczeni będą już prawie wszyscy martwi.
Alvin odwrócił głowę.
— Jeśli wiem, jak im pomóc, Bajarzu, to muszę im pomóc.
— Musisz tym, którym zdołasz — odparł starzec. — Ale nie to jest dziełem twego życia. Cegły w murze, Alvinie. Tym są oni wszyscy. Nic nie osiągniesz naprawiając pokruszone cegły. Ulecz tych, którzy do ciebie trafią. Ale praca twojego życia jest o wiele poważniejsza.
— Wiem jak leczyć ludzi. Ale nie wiem, jak pokonać tego… Niszczyciela. Nie wiem nawet, czym on jest.
— Póki ty jeden potrafisz go zobaczyć, ty jeden masz szansę go pokonać.
— Może.
Milczeli przez chwilę. Bajarz wiedział, że przyszła pora rozstania.
— Czekajcie.
— Muszę już iść.
Alvin złapał go za rękaw.
— Jeszcze nie!
— Już pora.
— Przynajmniej… przynajmniej dajcie mi przeczytać, co napisali inni.
Bajarz sięgnął do worka i wyjął sakwę z książką.
— Nie mogę ci obiecać, że wytłumaczę, co mieli na myśli — uprzedził, wyjmując książkę z wodoszczelnej osłony.
Alvin szybko odnalazł ostatnie, najnowsze zapisy.
Ręką mamy: „Vigor odepchnoł belkę i nie umar aż chłopiec się urodził”.
Ręką Davida: „Młyński kamień pęk na połowy i zrus się bes śladu”.
Ręką Cally'ego: „Siudmy synn”.
Alvin podniósł głowę.
— Jemu nie chodzi o mnie, wiecie?
— Wiem — potwierdził Bajarz.
Alvin wrócił do książki.
Ręka taty wpisała: „Nie zabił chłopca bo pszybysz zjawił się na czas”.
— O czym tato tu napisał?
Bajarz wyjął mu książkę z dłoni. Zamknął ją.
— Znajdź sposób, by wyleczyć nogę — powiedział. — Wiele dusz, nie tylko twoja, potrzebuje jej siły.
Pochylił się i ucałował chłopca w czoło. Alvin objął go za szyję i przytulił się tak mocno, że gdyby Bajarz wstał, podniósłby go z łóżka. W końcu musiał sięgnąć za głowę i oderwać dłonie chłopca. Policzek miał mokry od łez Alvina. Nie wycierał ich. Pozwolił, by wyschły na wietrze, gdy człapał ścieżką między polami topniejącego śniegu.
Przystanął na drugim zadaszonym moście. Tylko na chwilę, by pomyśleć, czy wróci tu jeszcze kiedyś albo przynajmniej zobaczy ich znowu. I czy Alvin Junior wpisze do książki własne zdanie. Gdyby był prorokiem, pewnie by wiedział. Ale nie miał najmniejszego pojęcia.
Ruszył dalej, kierując swe stopy w stronę poranka.
Rozdział 13
Operacja
Przybysz siedział swobodnie na ołtarzu. Pochylony beztrosko, podpierał się lekko lewą ręką. Wielebny Thrower widział dokładnie taką samą pozę u pewnego dandysa z Camelotu, szatańskiego pomiotu mającego w pogardzie wszystkie wartości, o jakie walczyły purytańskie kościoły Anglii i Szkocji. Poczuł niepokój widząc u Przybysza taką demonstrację lekceważenia.
— Dlaczego? — zapytał Przybysz. — To, że nie potrafisz zapanować nad odruchami ciała inaczej niż siedząc prosto na krześle, nogi razem, dłonie na kolanach, palce splecione, nie oznacza jeszcze, że ja mam się zachowywać tak samo.
— Niesprawiedliwie jest karać mnie za same myśli — odparł zakłopotany Thrower.
— Sprawiedliwie, jeśli te myśli karzą mnie za moje działania. Strzeż się pychy, przyjacielu. Nie sądź, że tak jesteś cnotliwy, by sądzić czyny aniołów.
Po raz pierwszy Przybysz nazwał siebie aniołem.
— Niczym się nie nazwałem. Naucz się panować nad myślami, Thrower. Zbyt łatwo wyciągasz wnioski.
— Dlaczego przyszedłeś?
— W sprawie twórcy tego ołtarza. — Przybysz poklepał jeden z krzyży, wypalonych w drewnie przez Alvina.
— Robiłem co mogłem, ale chłopak jest niepoprawny. Wątpi we wszystko; atakuje każdą tezę teologii, jak gdyby musiała spełnić te same wymagania logiki i spójności, które obowiązują w świecie nauki.
— Innymi słowy, oczekuje, by twoje doktryny miały sens.
— Nie chce się pogodzić z tym, że pewne sprawy pozostają tajemnicą zrozumiałą tylko dla umysłu Boga. Dwuznaczności go drażnią, a paradoksy wywołują otwarty bunt.
— Nieznośny dzieciak.
— Najgorszy, jakiego znam.
Oczy Przybysza błysnęły. Thrower poczuł ukłucie w sercu.
— Próbowałem — zapewnił. — Starałem się uczynić go sługą Pana. Ale wpływ ojca…
— Słabym jest człowiek, który własne porażki tłumaczy cudzą siłą — oświadczył Przybysz.
— Jeszcze nie przegrałem. Powiedziałeś przecież, że mam czas do jego czternastych urodzin…
— Nie. Powiedziałem, że ja mam czas do jego czternastych urodzin. Ty masz go tyle, ile chłopiec będzie tu mieszkał.
— Nie słyszałem, żeby Millerowie mieli się wynieść. Sprowadzili wreszcie młyński kamień, a na wiosnę uruchomią młyn. Nie odjadą bez…
Przybysz wstał.
— Przedstawię ci pewien przypadek, wielebny. Czysto hipotetyczny. Przypuśćmy, że znalazłeś się w jednym pokoju z największym wrogiem wszystkiego, co reprezentuję. Przypuśćmy, że on choruje i leży bezbronny w łożu boleści. Jeśli wróci do zdrowia, znajdzie się poza twoim zasięgiem i będzie nadal niszczył wszystko, co ty i ja kochamy na tym świecie. Ale jeśli umrze, zwycięstwo naszej sprawy jest pewne. Przypuśćmy dalej, że ktoś włożył ci w dłoń nóż i błaga, byś wykonał na chłopcu delikatną operację. I przypuśćmy, że jeśli ześliźnie się ostrze, choćby odrobinę, nóż może przeciąć ważną arterię. A jeśli będziesz zwlekał, jego krew wypłynie tak szybko, że umrze w jednej chwili. W takim przypadku, wielebny, co byłoby twoim obowiązkiem?
Thrower czuł przerażenie. Przez całe życie przygotowywał się, by nauczać, przekonywać, napominać i objaśniać. Nigdy do tego, by popełnić czyn tak krwawy jak ten, który sugerował Przybysz.
— Nie nadaję się do takich rzeczy — odpowiedział.
— A nadajesz się do Królestwa Bożego?
— Ale Pan nakazał: „Nie będziesz zabijał”.
— Doprawdy? Czy tak właśnie powiedział Jozuemu, kiedy posyłał go do ziemi obiecanej? Czy tak powiedział Saulowi, gdy go wysłał przeciw Amalekitom?
Thrower wspomniał te mroczne wersy Starego Testamentu i zadrżał z trwogi, że sam ma dokonać podobnego dzieła. Przybysz jednak był nieubłagany.
— Najwyższy kapłan Samuel rozkazał królowi Saulowi, by zabił wszystkich Amalekitów: każdego mężczyznę i kobietę, każde dziecko. Ale Saul nie miał dość odwagi. Oszczędził króla Amalekitów i przywiózł go żywego. Za tę zbrodnię nieposłuszeństwa, jak ukarał go Pan?
— Wybrał Dawida, by został królem zamiast Saula — szepnął Thrower.
Przybysz stał tuż obok Throwera, a jego oczy oślepiały blaskiem.
— A co zrobił wtedy Samuel, najwyższy kapłan, łagodny sługa Boży?
— Rozkazał przyprowadzić do siebie Agaga, króla Amalekitów.
Przybysz naciskał dalej.
— I co zrobił Samuel?
— Zabił go — wyszeptał Thrower.
— Co mówi pismo? — ryknął Przybysz.