Выбрать главу

Frelaine wyjął kopertę chichocząc pod nosem na myśl o niektórych sztuczkach Morrowa. Wciąż jeszcze z uśmiechem na twarzy zajrzał do środka.”

Janet-Marie Patzig.

Jego ofiara była kobietą.

Frelaine zerwał się i zaczął chodzić po pokoju. Potem wrócił do listu Janet-Marie Patzig. To nie pomyłka. Dziewczyna. Trzy fotografie, adres i zwyczajowe dane.

Frelaine zmarszczył czoło. Nigdy dotąd nie zabił kobiety.

Wahał się przez chwilę, potem podniósł słuchawkę i wykręcił numer BEK.

— Biuro Emocjonalnego Katharsis, Informacja — odpowiedź męski głos.

— Proszę pana — zaczął Frelaine — właśnie otrzymałem zawiadomienie i okazuje się, że wyciągnąłem dziewczynę. Czy to jest w porządku? — Po dał urzędnikowi nazwisko dziewczyny.

— Wszystko w porządku, proszę pana — odpowiedział tamten po chwili sprawdzania w mikrofiszkach. — Ta pani zgłosiła się z własnej woli. Ma takie same prawa i przywileje jak mężczyźni.

— Czy może mi pan powiedzieć, ile ona ma zabójstw na koncie?

— Przykro mi, proszę pana. Wolno panu wiedzieć tylko to, co podano panu w liście.

— Rozumiem. — Frelaine milczał przez chwilę. — Czy mogę losować jeszcze raz?

— Może pan wycofać się z polowania. To jest pańskie prawo. Aby powtórnie wziąć udział w polowaniu, będzie pan musiał najpierw ofiarą. Czy rezygnuje pan?

— Nie, nie — rzucił Frelaine pośpiesznie. — Tak tylko pytałem. Dziękuję Panu.

Odłożył słuchawkę, zasiadł w największym fotelu i rozluźnił pasek od spodni. Rzecz wymagała namysłu.

— Cholerne baby — mruczał pod nosem — zawsze psują męskie zabawy. Nie mogłyby siedzieć w domu?

Są wolnymi obywatelami, przypomniał sobie. Ale i tak to jakieś niekobiece.

Wiedział, że historycznie rzecz biorąc Biuro Emocjonalnego Katharsis zostało ustanowione dla mężczyzn, i tylko dla mężczyzn. Biuro powstało po zakończeniu czwartej (czy, jak liczyli niektórzy historycy, szóstej) wojny światowej.

Odczuwano wtedy naglącą potrzebę trwałego pokoju. Przyczyna była realna, realistami byli też ludzie, którzy ustanawiali pokój.

Po prostu zagłada groziła wszystkim.

W wojnach światowych stosowano coraz potężniejsze bronie. Wojskowi przyzwyczajali się do nich i coraz mniej wzdragali się przed ich użyciem.

Ale tym razem osiągnięto poziom nasycenia. Następna wojna mogła rzeczywiście być wojną ostatnią. Bo nie będzie nikogo, kto mógłby ją zacząć.

Tak więc ten pokój musiał trwać na wieki, ale ludzie, którzy go ustanawiali, byli realistami. Zdawali sobie sprawę z nadal istniejących napięć ‘przeciwieństw, tych kotłów, w których fermentują przyszłe wojny. Zadali więc sobie pytanie, dlaczego żaden dotąd pokój nie okazał się trwały.

Bo ludzie lubią się bić — brzmiała odpowiedź.

Nieprawda! — zakrzyknęli idealiści.

Jednak ludzie odpowiedzialni za pokój zmuszeni byli z żalem przyjąć obecność agresji u poważnej części ludzi.

Ludzie nie są aniołami. Ale nie są też diabłami. Są tylko bardzo ludzcy, co obejmuje też wysoki stopień agresywności. Rozporządzając wiedzą naukową i władzą politycy mogli zrobić bardzo wiele, żeby wyhodować rasę ludzi pozbawionych tej cechy. Wielu uważało, że to najwłaściwsze rozwiązanie.

Ale politycy byli innego zdania. Uznawali wartość współzawodnictwa, zamiłowanie do walki, odwagę w obliczu przeważającego wroga. Uważali, że są to cechy godne pochwały i potrzebne dla dobra całego gatunku. Bez nich ludzkość przestałaby się rozwijać.

Skłonność do agresji, jak stwierdzono, jest nierozerwalnie związana z wynalazczością, elastycznością, energią.

Powstał problem: jak ustanowić pokój, który ich przetrwa. Jak powstrzymać ludzkość od samozniszczenia, nie rezygnując z cech, które do niego prowadzą.

Uznano, że wyjściem będzie skierowanie agresywności na inne toru.

Zapewnienie jej innego ujścia, środka wyrazu.

Pierwszym wielkim krokiem stała się legalizacja walk gladiatorów, krwawych i gwałtownych. Ale trzeba było czegoś więcej. Sublimacja działa tylko do pewnego stopnia. Wkrótce ludzie zaczęli żądać autentyku.

Nic nie może zastąpić morderstwa.

Zalegalizowano więc morderstwo na zasadzie ściśle indywidualr i tylko dla tych, którzy sobie tego życzyli. Rządy utworzyły Biuro Emocjonalnego Katharsis.

Po okresie eksperymentów przyjęto jednolite zasady.

Każdy, kto czuł potrzebę mordowania, mógł zgłosić się do BEK-u. Zgłaszając swoje dane i podpisując pewne gwarancje otrzymywał przydział na ofiarę.

Każdy, kto zgłaszał się na zabójstwo, jeżeli przeżył, po kilku miesiącach musiał stawić się jako zwierzyna.

Tak to w zasadzie wyglądało od strony organizacji. Każdy mógł popełnić tyle morderstw, na ile miał ochotę. Ale między nimi musiał wystąpić w roli ofiary. Jeżeli udało mu się zabić swojego myśliwego mógł się wycofać — albo zapisać na następne zabójstwo.

Po pierwszych dziesięciu latach prawie trzecia część cywilizowanej ludności świata zgłosiła się na co najmniej jedno morderstwo. Potem procent ten obniżył się do dwudziestu pięciu i tak pozostał.

Filozofowie kręcili głowami, ale realiści byli zadowoleni. Wojna została sprowadzona do swojego właściwego, to jest indywidualnego wymiaru.

Rzecz jasna pojawiły się odmiany i uzupełnienia gry. Z chwilą, zyskała aprobatę, stała się kwitnącym biznesem. Rozwinęły się zarówno dla myśliwego, jak i dla ofiary.

Biuro Emocjonalnego Katharsis wybierało nazwiska ofiar drogą losowania. Myśliwy miał dwa tygodnie na zabicie ofiary. Musiał tego dokonać własnym przemysłem, bez pomocy. Dostawał nazwisko, adres i rysopis ofiary oraz mógł korzystać z typowego pistoletu. Nie wolno mu było nosić żadnej zbroi.

Ofiara była zawiadamiana o tydzień wcześniej niż myśliwy. Wiedziała tylko tyle, że jest zwierzyną. Nie znała nazwiska myśliwego. Mogła używać zbroi. Mogła wynająć tropicieli. Tropiciel nie miał prawa zabijać, to było rezerwowane dla myśliwego i ofiary. Mógł jednak wykryć obcego w mieście lub wypatrzyć zdenerwowanego zabójcę.

Ofiara mogła zastawiać wszelkie możliwe pułapki, żeby zabić myśliwego.

Stosowano surowe kary za zabicie lub zranienie osób postronnych, bo inne zabójstwa były zabronione. Zabójstwa z zemsty lub dla zysku karano śmiercią.

Urok systemu polegał na tym, że ludzie, którzy chcieli zabijać, mogli to robić, a ci, którzy nie chcieli — większość społeczeństwa — nie musieli.

Wreszcie ustały wszelkie wojny. A nawet ich groźba.

Rozgrywały się tylko setki tysięcy małych.

Frelaine nie był zachwycony myślą, że ma zabić kobietę; ale cóż, zgłosiła się. To nie jego wina. Nie miał zamiaru oddać walkowerem tego swojego siódmego polowania.

Resztę przedpołudnia poświęcił na zapamiętywanie danych swojej ofiary, potem umieścił list w kartotece.

Janet Patzig mieszkała w Nowym Jorku. To dobrze. Lubił polować w wielkich miastach i zawsze chciał zobaczyć Nowy Jork. Wiek ofiary nie był podany, ale sądząc z fotografii miała niewiele ponad dwadzieścia lat.

Frelaine telefonicznie zamówił miejsce do Nowego Jorku, potem wziął natrysk. Ubrał się starannie w nowy Ochronny Strój, specjalnie zamówiony na tę okazję. Wybrał ze swojej kolekcji pistolet, wyczyścił go i naoliwił, potem wsunął do kieszeni z wyrzutnikiem. Na koniec spakował walizkę.

Podniecenie pulsowało w żyłach. Dziwne, myślał, jak każde zabójstwo było nowym przeżyciem, czymś, co nigdy się nie nudziło w przeciwieństwie do francuskiego ciasta, kobiet, alkoholu i wszystkiego innego. Było to za każdym razem coś nowego, odmiennego.