Выбрать главу

— Wszystko mi jedno — powiedziała Janet Patzig bezbarwnym głosem.

— Brandy — zamówił Frelaine. Kieliszek Janet Patzig był jeszcze w połowie pełen.

Frelaine przyjrzał się dziewczynie i poczuł, jak serce wali mu o żebra. To było coś: wypić ze swoją ofiarą!

— Nazywam się Stanton Frelaine — powiedział wiedząc, że to nie ma znaczenia.

— Janet.

— A dalej?

— Janet Patzig.

— Miło mi — powiedział Frelaine absolutnie normalnym głosem. — Co pani robi dziś wieczorem?

— Najprawdopodobniej zostanę dziś wieczorem zabita — stwierdziła spokojnie.

Frelaine spojrzał na nią z uwagą. Czy podejrzewała, z kim rozmawia? Nic o niej nie wiedział, mogła nawet trzymać pod stołem wycelowany w niego pistolet.

Na wszelki wypadek trzymał rękę w pobliżu guzika kamizelki.

— Czy jest pani ofiarą? — spytał.

— Zgadł pan — potwierdziła sardonicznie. — Na pańskim miejscu trzymałabym się ode mnie z daleka. Można przez pomyłkę oberwać.

Frelaine nie mógł zrozumieć spokoju dziewczyny. Czyżby była samobójczynią? Może było jej już wszystko jedno. Może chciała umrzeć.

— Czy nie ma pani żadnych tropicieli? — spytał z nie udawanym zdziwieniem.

— Nie. — Spojrzała mu prosto w oczy i Frelaine zobaczył coś, czego nie widział przedtem.

Była bardzo ładna.

— Jestem bardzo złą dziewczyną — powiedziała. — Zdawało mi się, że mam ochotę popełnić morderstwo, i zgłosiłam się do BEK-u. A wtedy okazało się, że nie mogę.

Frelaine pokręcił współczująco głową.

— Mimo to nadal jestem w grze. Chociaż sama nie strzelałam, musiałam zostać ofiarą.

— Ale dlaczego nie wynajęła sobie pani żadnych tropicieli?

— I tak nie mogłabym nikogo zabić. Nie mogłabym i tyle. Nie mam nawet broni.

— Jest pani bardzo odważna pokazując się tak otwarcie — powiedział Frelaine. W rzeczywistości był zdumiony jej głupotą.

— A co mogę zrobić? — spytała apatycznie. — Przed prawdziwym Myśliwym i tak nie można się ukryć. Zresztą nie mam tyle pieniędzy, żeby próbować zniknąć.

— Skoro chodzi o obronę własną, to myślę, że… — zaczął Frelaine.

— Nie — przerwała mu. — Podjęłam już decyzję. Wszystko to jest złe, cały ten system. Kiedy miałam swoją ofiarę na muszce… kiedy zobaczyła jak łatwo mogłabym… mogłabym…

Opanowała się.

— Dajmy temu spokój — powiedziała z uśmiechem. — Frelaine uznał, że jest to uśmiech olśniewający.

Potem rozmawiali o innych sprawach. Frelaine opowiadał jej o swojej firmie, ona opowiadała mu o Nowym Jorku. Miała dwadzieścia dwa I; i i nie udało się jej zostać aktorką.

Zjedli razem kolację. Kiedy przyjęła zaproszenie na występy gladiatorów, Frelaine poczuł się wniebowzięty.

Wezwał taksówkę (strasznie dużo czasu spędzał w taksówkach w tym Nowym Jorku) i otworzył przed dziewczyną drzwiczki. Kiedy wsiadał; zawahał się. Mógł teraz naszpikować ją ołowiem, byłoby to bardzo łatwe.

Ale powstrzymał się. Tylko do czasu, zapewnił sam siebie.

Popisy gladiatorów były takie jak wszędzie, może tylko zawodnicy reprezentowali wyższy poziom. Demonstrowano zwykłe historyczne konkurencje: trójząb i sieć, pojedynki na szable i rapiery.

Większość, naturalnie, kończyła się śmiercią.

Potem walka z bykiem, walka z lwem, walka z nosorożcem, a po nich bardziej nowoczesne konkurencje. Walki na łuki i strzały zza barykady. Pojedynek na linie.

W sumie bardzo miły wieczór.

Frelaine odprowadził dziewczynę czując, jak mu się pocą dłonie. Nigdy jeszcze nie spotkał kobiety, która by mu się tak podobała. Tymczasem w świetle prawa była jego ofiarą. Sam nie wiedział, co zrobi.

Zaprosiła go do siebie, usiedli razem na kanapie. Janet zapaliła papierosa swoją dużą zapalniczką, potem oparła się wygodnie.

— Kiedy pan wyjeżdża? — spytała.

— Niedługo — powiedział Frelaine. — Konwent kończy się jutro.

Zamilkła na chwilę.

— Szkoda, że już pana nigdy nie zobaczę.

Znów zapanowała cisza. Potem Janet poszła zrobić mu drinka. Frelaine patrzył na jej oddalające się plecy. Teraz. Przysunął rękę bliżej wiadomego guzika.

Odpowiedni moment minął bezpowrotnie. Nie zabije jej. Nie zabija się dziewczyny, którą się kocha. Świadomość, że ją kocha, była wstrząsem. Przecież przyszedł tu, żeby zabić, nie, żeby szukać żony.

Wróciła ze szklanką i usiadła na wprost niego, zapatrzona w przestrzeń.

— Janet — powiedział — kocham panią.

Spojrzała na niego, miała łzy w oczach.

— Nie wolno ci — zaprotestowała. — Jestem ofiarą. Zostało mi zbyt mało życia, żeby…

— Nie zginiesz. To ja jestem twoim myśliwym.

Wpatrywała się w niego przez chwilę, potem roześmiała się bez przekonania.

— Zabijesz mnie? — spytała.

— Nie bądź śmieszna — powiedział. — Chcę się z tobą ożenić.

Nagle znalazła się w jego objęciach.

— O, Boże! — załkała. — To czekanie… Tak się bałam…

— Już po wszystkim — powiedział jej. — Pomyśl, jak będziemy to opowiadać naszym dzieciom. Przyszedłem, żeby cię zabić, a zostaliśmy małżeństwem.

Pocałowała go, usiadła i zapaliła następnego papierosa.

— Zacznij się pakować — powiedział Frelaine. — Chcę, żebyśmy…

— Chwileczkę — przerwała mu Janet. — Nie spytałeś, czy ja cię kocham.

— Co ty mówisz?

Siedziała uśmiechnięta z zapalniczką skierowaną na niego. W spodniej stronie zapalniczki ział czarny otwór. W sam raz, żeby przepuścić pocisk kalibru 0,38.

— Nie żartuj — powiedział wstając powoli.

— To nie żarty, kochanie — odpowiedziała.

Frelaine miał ułamek sekundy, żeby się zastanowić, jak mógł pomyśleć, że ona ma niewiele ponad dwadzieścia lat. I jest taka młoda. Patrząc na mą teraz, patrząc na nią naprawdę, wiedział, że musi mieć około trzydziestki. Każda minuta jej pełnego napięcia życia była czytelna na jej twarzy.

— Ja cię nie kocham. Stanton — powiedziała bardzo cicho z zapalniczką w ręku.

Frelaine nie mógł złapać tchu. Jakaś część jego świadomości obiektywnie oceniała jej znakomite aktorstwo. Chyba wiedziała od początku.

Frelaine nacisnął guzik i pistolet trafił do jego dłoni, z odwiedzionym burkiem, gotów do strzału.

Poczuł uderzenie w pierś, które rzuciło go ponad niskim stolikiem. Pistolet wypadł mu z dłoni. Charcząc, półprzytomny, patrzył, jak Janet wierzy się do kończącego strzału.

— Teraz mogę wstąpić do Klubu Dziesiętników — powiedziała uszczęśliwiona, zanim nacisnęła spust.