– A więc zmieniła się pani – powiedział łagodnie.
I coś w jego głosie sprawiło, że zrodziło się w niej dziwne przyjemne uczucie. Ale umysł natychmiast przystąpił do obrony, wyczulony na każdy objaw słabości.
– To absurd – rzuciła. Jej zasady i ambicje nie zmieniły się ani na jotę od czasu, kiedy go poznała sześć lat temu.
Wzruszył ramionami, a następnie zaczął zdejmować swoją maskę.
– Wtedy była pani zajęta wyłącznie sobą. Wręcz obsesyjnie. – Zdjął perukę z długimi wijącymi się Sokami i położył ją razem z maską na szerokim oparciu balustrady. – Wspaniały umysł, myślałem, tylko ograniczony wskutek okoliczności.
Żartobliwy uśmiech pojawił się na jego ustach, gdy się do niej odwrócił i Bernadette nie znalazła w jego lśniących czarnych oczach szyderstwa.
– Czerń i biel, Bernadette. Ale teraz nadchodzi świt świadomości… zrozumienie odcieni… i moją nagrodą jest prawo do zdjęcia twojej maski.
Używał metafor jej kostiumu jako broni przeciwko niej, a Bernadette była tak zaskoczona tym, jak ją oceniał – czyżby miał rację? – że dopóki jego ręce nie uniosły się ku jej twarzy, znaczenie ostatnich słów nie dotarło do niej. Zanim zdążyła się zastanowić, instynktownie uchyliła się przed jego dotykiem. Serce jej waliło jak oszalałe. Cofnęła się pół kroku i próbowała unieść ramię, żeby się osłonić.
– Nie przyznajesz mi zwycięstwa? – zadrwił.
– Jak mnie rozpoznałeś? – zażądała odpowiedzi, starając się zyskać na czasie, aby zapanować nad wszystkim, co się z nią działo.
– Szukałem kobiety, która się w tłumie wyróżnia. Była tylko jedna – odpowiedział po prostu.
– Było kilka wyróżniających się kostiumów.
– Ale tylko jeden taki, jaki ty mogłaś wybrać.
– Dlaczego? Skąd mogłeś wiedzieć?
– Ciemność – światło, noc – dzień, grzech – czystość, dobro – zło, rozpacz – nadzieja. Krzyczałaś do mnie. Wygłaszałaś kazanie. I zaofiarowałaś mi, co chcę teraz wziąć.
– Nie – wyszeptała, wstrząśnięta, że tak łatwo ją rozszyfrował.
– Tak – powiedział niskim gardłowym głosem. Hipnotyzując ją wzrokiem zdjął jej maskę i odłożył na balustradę. – To jest łup zwycięzcy.
Otoczył jej talię ramieniem i przyciągnął ją bliżej, zamykając ją w swym twardym uścisku.
Bernadette wzniosła ręce w bezsilnym proteście.
– Nie! – krzyknęła w uniesieniu. – Tylko maskę! Na to się umówiliśmy.
Jego oczy lśniły, zatopione w jej oczach, gdy palcami przeczesywał jej włosy i bezlitośnie gładził kark.
– Bernadette, to jest zdjęcie maski – powiedział ochrypłym głosem, nachylając się w jej stronę.
I nie mogła się przed nim uchylić. Był zbyt silny. I w jakiś sposób ten wymuszony kontakt z jego ciałem pozbawił ją sił. Jej biodra dygotały pod naciskiem jego silnych bioder. Jej brzuch drżał w przeczuciu jego męskich kształtów, przed którymi nie bronił jej cienki szyfon spódnicy i trykoty jej kostiumu.
Poddała się jego silnej, palącej namiętności i woli, opanowana przez doznania, jakie wzbudziła w niej ta bezwzględna inwazja. Jej palce przylgnęły do jego ramion, a potem przesunęły się ku górze i zanurzyły w gęstych wijących się włosach na tyle głowy, i tu zacisnęły się i przywarły. Jej ciało zbliżyło się jeszcze, chcąc wykorzystać całą intymność kontaktu.
Nie wiedziała, kiedy skończył się pocałunek. Wargi Dantona musnęły jej wargi – oddychał ciężko.
– Nawet ty ulegasz namiętności, Bernadette. Twój pocałunek jest równie słodki jak nektar bogów… ale znacznie bardziej oszałamiający.
Zanim udało jej się opanować, jego pełne wargi ponownie napotkały jej wargi, kształtując je, pieszcząc i wzbudzając w niej coraz więcej i więcej oszałamiających doznań, przenosząc ją w inną rzeczywistość w której nie należała już do siebie, w której musiała być z nim stopiona w jedno i nic innego się nie liczyło.
A potem jego ramiona przygarniały jej ciało, jego wargi muskały jej włosy i szeptały w pośpiechu:
– Na próżno z tym walczysz, Bernadette. Przyznaj sama: jestem dla ciebie tak samo podniecający jak ty dla mnie. Dlatego przyszłaś na bal, dlatego ja przyszedłem., i oboje chcemy stąd wyjść. Wyjdź teraz ze mną. Bądź ze mną. Poznamy nasze głębie, poznamy wszystko, co można poznać… tak jak nikt nigdy jeszcze tego nie zrobił.
Tak, tak, tak… myślała w radosnym uniesieniu, dopóki nie odzyskała zdrowych zmysłów. Wspomnienie jego „wielbicielek" nagle wzbudziło w niej uczucia skrajnie przeciwne do pokusy, by przyjąć jego propozycję, i wraz z tym nadeszło otrzeźwiające poczucie wstydu, że tak łatwo i tak całkowicie poddała się jego władzy.
I ból – ból podeptanej dumy i naruszonej autonomii, ból kryjący się w stwierdzeniu, że jest powolna temu człowiekowi jak każda inna kobieta, ból świadomości, że on wie teraz, na co może sobie z nią pozwolić, ból rozrywający jej oszalałe serce na kawałki, ściskający jej klatkę piersiową stalową obręczą.
Och, nie… nie – protestowała rozpaczliwie, walcząc o oddech. Nie może przecież dostać teraz ataku astmy. Nie teraz! Nie przy nim!
Ale bez względu na wysiłki, symptomy nie ustępowały. To było nieuniknione. Nie mogła ich powstrzymać.
Opuściła ręce na jego ramiona i próbowała go odepchnąć. Ale jej mięśnie były jak z wody. Jej ciało wiło się w uścisku. Otworzyła usta, starając się rozpaczliwie chwycić trochę powietrza, ale gardło ściskał jej spazm.
– Bernadette? – spojrzał na nią z przerażeniem.
Nie mogła mówić. Słyszała swój straszny chrapliwy oddech i poczuła upokorzenie i rozpacz. Uderzyła go, żeby ją puścił. Jego uścisk osłabł. Bernadette rozpaczliwie chwyciła małą torebkę wieczorową zawieszoną w przegubie dłoni, rozerwała sznurek, który ją zamykał i szukała lekarstwa.
Jej drżące palce zacisnęły się na opakowaniu. Wyrwała się z objęć Dantona, odwróciła się do niego plecami, wyginając się w spazmach. Okropny świszczący oddech wreszcie ucichł. Łzy wytrysnęły jej z oczu. Nie mogła znieść myśli, że musi w tak upokarzającym stanie stanąć teraz naprzeciw Dantona.
– Proszę – wykrztusiła. – Zostaw mnie. Nie chcę, żebyś się do mnie zbliżał! Nigdy więcej! Jesteś najpodlejszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam!
Delikatnie otoczył dłońmi jej ramiona, tak, że poczuła ciepło emanujące z jego ciała.
– Nie mów tak! – Mówił spokojnie, ale z naciskiem, zmuszając ją do uwagi. – Mogę ci pomóc, Bernadette. Uwierz mi. Mnóstwo ludzi cierpi na astmę. Przykro mi, jeśli to ja spowodowałem atak, ale skąd mogłem wiedzieć, zresztą jest już po wszystkim. Musimy iść naprzód, a nie wracać w przeszłość. Nasza znajomość…
– Jest skończona! Tak samo jak pojedynek! – Bernadette natarła z całą gwałtownością, na jaką mogła się zdobyć.
Jeśli sądzi, że namówi ją, by popełniła taki sam błąd jak jej matka, bardzo się mylił. Nigdy, nigdy, nigdy nie zostanie kochanką bogatego człowieka, bez względu na to, jak silne było pożądanie. Nienawidziła go za to, że wzbudził w niej rozwiązłą słabość.
– Wygrałeś! – powiedziała gorzko. – To już skończone! Proszę, odejdź!
– Jeśli tak wygląda zwycięstwo, to przegrałem – wyszeptał znacząco, z uczuciem.
Obrócił ją tak, że stała teraz twarzą do niego, a ona nie czuła się jeszcze na tyle dobrze, by móc mu się przeciwstawić. Ale jej oczy błyszczały z wściekłością zranionej dumy.
– Zabierz ręce, Dantonie Fayette. Raz na zawsze!
Bo będę krzyczała z całych sił. I będziesz żałował tego dnia aż do śmierci!
Jego twarz natychmiast zesztywniała, a potem urągliwy szyderczy wyraz pojawił się znowu w jego wyrazistych czarnych oczach.