– W porządku – powiedział i również w jego głosie pojawiło się szyderstwo. Głowę odchylił do tyłu, jego oczy zwęziły się i zaczęły wysyłać błyskawice, które godziły prosto w jej duszę. – Jeśli tego właśnie chcesz.
Oboje dobrze wiedzieli, czego pragnęła kilka minut temu, i to przejęło ją dreszczem, a wstyd doprowadzał ją do szaleństwa.
– Dokładnie tego! – odkrzyknęła, z całą siłą broniąc się przed tym strasznym, bezrozumnym pożądaniem.
Zdjął dłonie z jej ramion i uśmiechnął się spokojnym, leniwym uśmiechem z odrobiną rozbawienia.
– Nie możemy więc grać otwarcie – wycedził.
– Będę musiał postępować po swojemu. Twój upór nie pozostawia mi wyboru. Musisz dostać nauczkę
Jaką nauczkę? myślała Bernadette rozwścieczona jego arogancją. To on powinien dostać nauczkę, że nie może mieć każdej kobiety, która mu się podoba. Przynajmniej ona jedna nie stała się ofiarą jego chwilowej zachcianki.
Podszedł do balustrady, odwrócił się, oparł się o nią i skrzyżował ramiona.
– Twój ojciec chce kupić ode mnie wyspę – oświadczył leniwie, bez specjalnego zainteresowania. – Czy powiedział ci to?
– Tak – wyrzuciła Bernadette, zła na siebie za to, że ciągle pozostawała w jego towarzystwie, gdy jedyną rozsądną rzeczą byłoby odejść.
– Jest to jeden z kilku prawdziwych rajów, jakie zostały na tej ziemi – mówił łagodnie. – Ciągle nie skażony współczesną cywilizacją. Życie jest tam proste i szczęśliwe. Bez zegarów. Bez stresu. Bez napięcia.
– Tubylcy są prawie wyłącznie Polinezyjczykami czystej krwi. Szczególni ludzie, naprawdę. Otwarci i przyjaźni. Myślę, że byś ich polubiła.
Zatrzymał się. Bernadette oszołomiła zmiana tematu i poczuła się dotknięta, że mógł tak łatwo, w ciągu minuty czy dwu, przejść od namiętnego pożądania do chłodnego przeciwstawiania zalet swojej wyspy.
– Oczywiście ta sytuacja nie będzie mogła pozostać bez zmian, jeśli twój ojciec zbuduje tam wielki nowoczesny ośrodek turystyczny – Danton ciągnął dalej, jakby rozwiązał ten problem.
– Z drugiej strony muszę wziąć pod uwagę, że zaproponował mi ogromną sumę.
– Czy potrzebujesz pieniędzy, Dantonie? – rzuciła Bernadette z sarkazmem.
– Nie. Mówiąc szczerze, mój majątek wystarczy na kilka pokoleń – uśmiechnął się do niej jak rekin po udanym posiłku.
I tym właśnie był! Gładkim, żarłocznym rekinem. Bernadette odwróciła się, by odejść, wściekła na siebie za to, że mógł jej się choć trochę podobać.
– Zaczekaj! – powiedział rozkazująco.
Nie wiedziała, dlaczego go nie zignorowała, ale jej stopy przestały się poruszać, a zdradzieckie serce zamarło w oczekiwaniu.
– Proszę, odwróć się – powiedział niskim, przekonującym głosem, który jeszcze skuteczniej pozbawił ją resztek własnej woli.
– Dlaczego? – domagała się odpowiedzi, pragnąc to skończyć, a jednocześnie niezdolna się poruszyć.
– Ponieważ chcę widzieć twoją twarz.
– Nie. – Było ją stać przynajmniej na tyle niezależności.
– Mam dla ciebie propozycję. Wyprostowała się.
– Nie jestem zainteresowana.
– Propozycja związana z interesem.
Jej ciekawość została podrażniona do tego stopnia, że chciała usłyszeć, co miał do powiedzenia. Skoncentrowała się na tym, by jej twarz nie wyrażała nic oprócz chłodnego zainteresowania. Następnie obróciła się, bardzo powoli, wyprostowała z godnością.
Danton nawet nie drgnął. Na jego twarzy malował się wyraz bezlitosnej obojętności, oczy były dziwnie nieprzeniknione. Żadnego szatańskiego rozbawienia, żadnego szyderstwa, żadnego niebezpiecznego błysku, tylko intensywne skupienie i uwaga, które nie zdradzały tego, co myśli.
– Propozycja związana z interesem? – powiedziała z kpiną i niewiarą.
Jego wargi wygięły się nieznacznie.
– Jak wiesz, twój ojciec chce kupić moją wyspę. Mam zamiar tobie pozostawić decyzję, czy mam mu ją sprzedać, czy nie.
– A więc decyduję na korzyść mego ojca! – odrzuciła, nie zatrzymując się, by się zastanowić, reagując raczej przeciw Dantonowi niż na korzyść ojca.
– Czy tak wygląda twój rzetelny osąd, Bernadette? – zapytał z zimnym, przenikliwym wyrazem twarzy, a jego wargi zacisnęły się w grymasie ponurej bezwzględności.
– Jest jeden warunek, zanim twoja decyzja stanie się ostateczna.
I nagle niebezpieczny błysk znowu zjawił się w jego oczach. Bernadette zesztywniała instynktownie oczekując i przygotowując się na atak.
– Na miesiąc… musisz przyjechać i żyć na wyspie.
Kiedy ten miesiąc się skończy… jakąkolwiek podejmiesz decyzję… czy Te Enata ma przejść w ręce twego ojca, czy nie… ta decyzja będzie wiążąca i nieodwołalna. Jeden miesiąc twojego życia, Bernadette, aby zdecydować o przyszłości wyspiarzy. Oto moja propozycja!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Bernadette nigdy nie słyszała równie niedorzecznej propozycji. Było to zupełnie pozbawione sensu… Jedno było tylko jasne, że Danton próbuje manipulować nią albo całą sytuacją, aby uzyskać jakieś korzyści dla siebie czy ludzi mieszkających na Te Enata.
– To, co mówisz, jest absurdalne – rzuciła, mając nadzieję, że zmusi go jakoś do szczerych wyjaśnień.
– Być może – w dalszym ciągu zachowywał niewzruszony, apatyczny spokój i pewność siebie.
– Dlaczego przedstawiasz mi te śmieszne propozycje? – chciała wiedzieć i zmusić go, by odkrył karty.
– To służy mojemu celowi.
Było coś szczególnego w sposobie, w jaki na nią patrzył… czyżby przebłysk chęci posiadania? Czy posunąłby się tak daleko – ryzykując przyszłość wyspy
– po to tylko, by uzyskać od niej to, czego pragnął?
Chyba było to posunięte zbyt daleko, zbyt lekkomyślne, noszące znamiona obsesji.
– Z pewnością zamierzasz być na wyspie w czasie tego miesiąca, kiedy ja tam będę? – zapytała sucho, z szyderstwem.
– Oczywiście – odpowiedział, w ogóle nie zmieszany. Uśmiechał się spokojnie, leniwie, w sposób, który sprawiał, że dostawała gęsiej skórki. – Nie chciałbym, żebyś coś przeoczyła, Bernadett. Mam zamiar służyć ci wszelką pomocą w podejmowaniu decyzji.
– Wykorzystując ten czas na to, by mnie uwieść – prychnęła w jego stronę. – Tak to sobie wyobrażasz.
– Poddaje się tylko kobieta, która chce być uwiedziona, Bernadette – mówił jedwabnym głosem.
– Oczywiście, jeśli nie możesz sobie zaufać… jeśli sądzisz, że nie uda ci się trzymać swych… zasad… przez miesiąc – jeden krótki miesiąc – to rzeczywiście powinnaś odmówić.
Prowokował ją do nowego pojedynku.
– Czy spodziewasz się, że będę z tobą mieszkać? – zapytała Bernadette, by mieć już cały obraz sytuacji.
– A chciałabyś? – rzucił, unosząc jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Nie – odpowiedziała stanowczo.
– Więc będziesz miała osobne mieszkanie.
Ale na pewno ją dosięgnie. Bernadette nie łudziła się w tej kwestii. Będzie ją ścigał wszelkimi dostępnymi środkami. A ona jest podatna na jego urok. Chciałaby może udowodnić, że jej zasady mogą się przeciwstawić jego urokowi, ale on będzie walczył o zwycięstwo, a ona nie może mieć pewności, że w którymś momencie nie przegra. I co wtedy? Teraz stawka jest wyższa. Przegrana może kosztować ją więcej niż tylko utratę dumy. Ceną może być jej ciało i dusza!
– Nie. Nie pojadę – powiedziała zdecydowanie.
– Co za szkoda! – rozłożył ręce i wyprostował się, jakby go to więcej nie obchodziło. – Twój ojciec przewidział, że tak odpowiesz – rzucił od niechcenia.