– Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że mimo to cię zapytałem.
– Mój ojciec? – głos Bernadette stał się przenikliwy, myśli kłębiły się jej w głowie. – Przedstawiłeś tę propozycję mojemu ojcu?
– Tak. Dziś po południu – odpowiedział tak, jak gdyby cała sprawa nie miała już znaczenia. Odwrócił się, wziął swoją perukę i maskę, jakby zapominając o wszystkim. Co oczywiście udowodniało niezbicie, jak niewiele mu na niej zależało. Chodziło mu jedynie o to, aby zabawić się nowym podbojem.
Jeśli zaś idzie o ojca, Bernadette aż trzęsła się z oburzenia, że mógł omawiać podobne propozycje z Dantonem Fayette. Ta wyspa nie była mu przecież potrzebna do niczego. Posiadanie wyspy było jedynie zaspokojeniem jego wybujałej ambicji. Część jego wielkiego planu.
Jedno mu trzeba było przyznać – wiedział przynajmniej, że ona się nie zgodzi, ale Bernadette nie miała żadnych wątpliwości, że Alicję czy Alexa zmusiłby bez skrupułów, by stali się elementem przetargu. Pionki w grze! Kupione jego bogactwem i trzymane w kieszeni na podorędziu. Dzięki Bogu, że ona miała dość rozumu, by nie wpaść w tę pułapkę.
Danton podniósł jej maskę i podał jej.
– Czy wrócimy na salę balową? – W jego czarnych oczach zalśniły diabelskie przebłyski, gdy dodał: – Twój ojciec na pewno się niepokoi naszą długą nieobecnością.
– Czekając na potwierdzenie mojej odpowiedzi, bo chyba o to ci chodzi – odcięła się gorzko.
Zacisnął wargi jakby w zastanowieniu.
– Kto wie? Ciekawe, jak zareaguje.
– Owszem – syknęła aż kipiąc wrogością.
Zaśmiał się cicho, w sposób, który spowodował, że dostała niemal gęsiej skórki. Ruszył w stronę drzwi, otworzył je i wskazał jej drogę ręką w błazeńskim półukłonie, szyderczo podejmując swoją rolę Ludwika XIV, choć nie zadał sobie trudu włożenia peruki i maski.
Bernadette nie zawracała sobie głowy maską. Chociaż nie było jeszcze północy, dla niej bal był już skończony. Przemknęła koło Dantona trzymając wysoko głowę i zbiegła ze schodów, nie czekając na niego.
Na widok ojca stojącego u podnóża schodów w towarzystwie dziewczyny z haremu zgrzytnęła zębami. Na co czekał? Żeby zobaczyć, czy wygrała pojedynek z Dantonem Fayette, czy też żeby się zorientować, do jakiego stopnia może mu się przydać przy kupnie wyspy, którą tak bardzo chciał mieć?
Wniosek z tego wieczoru płynął tylko jeden: nie będzie już nigdy więcej miała nic do czynienia ani z ojcem, ani z Dantonem Fayette.
Nie zaczęła jeszcze schodzić, gdy ojciec obrzucił ją zaniepokojonym spojrzeniem. Zdjął maskę. Jego twarz zwieńczona białym zawojem szeika wydawała się pozbawiona koloru. Była szara i zmęczona. Przyglądał się przez chwilę nieprzyjaznej twarzy Bernadette, a następnie przeniósł wzrok ponad jej ramię. Bernadette dobrze wiedziała, że Danton był jeden lub dwa kroki za nią, ale ignorowała jego obecność. Z Dantonem Fayette skończyła raz na zawsze!
Na twarzy ojca pojawił się nagle wyraz zaciętości i determinacji. Zaczął wchodzić na stopnie i doszedł do środkowego podestu, na którym właśnie znalazła się Bernadette. Rzucił wzrokiem na jej skamieniałą twarz, a następnie skierował się ku Dantonowi, który stał o stopień wyżej, górując nad nimi wszystkimi.
– Powiedziałeś jej… o wyspie. Prawda? Mimo, że prosiłem, żebyś tego nie robił? – oskarżył go gniewnie Gerard.
Danton uśmiechał się.
– Oczywiście. Wybór należał do niej w tym samym stopniu, co do ciebie, Gerardzie – od powiedział obojętny na nie skrywaną wściekłość gospodarza.
Gerard zwrócił się ku Bernadette z oczami pełnymi gorącego uczucia.
– Nie chcę, żebyś wyszła, Bernadette. Odrzuciłem propozycję Dantona dzisiaj po południu. Może sobie zatrzymać tę przeklętą wyspę na zawsze! Ty znaczysz dla mnie nieporównanie więcej.
Chwycił jej rękę, jakby pragnąc potwierdzić w ten sposób szczerość swoich uczuć.
– Przysięgam, że mówię prawdę. Uwierz Bernadette, że nie mam w tym żadnego udziału. Naprawdę żadnego!
Bernadette odwróciła się w stronę Dantona. Uśmiechał się cynicznie, a w jego czarnych oczach znowu tańczył diabelski ognik. Wierzyła ojcu. I była gorąco oburzona złośliwym rozbawieniem Dantona. Celowo dał jej do zrozumienia, że ojciec był zainteresowany jego propozycją. Chciał zadawać ból… niegodziwa zemsta za to, że go odrzuciła.
Zranił boleśnie jej dumę, zrobił głupca z jej ojca, wprowadził go w błąd, dając mu do zrozumienia, że wyspa jest na sprzedaż, a była to tylko zwykła manipulacja.
Zraniona duma spowodowała, że Bernadette podjęła gorące postanowienie. Nie może pozwolić na to, żeby Dantonowi udało się pokonać ich oboje, i w związku z tym pozostaje jej tylko jedna droga, żeby wyrównać rachunki. Musi zmienić zdanie i przyjąć jego propozycję. Teraz to sprawa honoru!
Podniosła głowę. Oczy jej płonęły, kiedy rzucała mu wyzwanie.
– Moja praca kończy się w przyszłym tygodniu. Przyjadę na Te Enata na cały miesiąc…
– Nie! – wtrącił się Gerard. – Nie rób tego, Bernadette. Nie znasz go tak dobrze jak ja.
– Pojadę, ojcze – powiedziała krótko, nie spuszczając oczu z Dantona. – Bez względu na to, jaka będzie moja decyzja, będzie wiążąca i nieodwołalna – ciągnęła przedrzeźniając jego własne słowa. – Nie zapominaj o tym, Dantonie. Chcę zobaczyć umowę sporządzoną przez prawnika i podpisaną przez ciebie, zanim opuszczę Sydney.
– Będzie tak, jak sobie życzysz – powiedział.
Bernadette uśmiechnęła się z lodowatą uprzejmością, i obiecała:
– I przysięgam ci teraz… decyzji, na jakiej ci zależy, Dantonie… nie wydam, nawet gdybyś błagał na kolanach.
– Bernadette, zlituj się, posłuchaj mnie! – wykrzyknął Gerard z rozpaczą.
Bernadette gwałtownie przeniosła spojrzenie z Dantona na ojca i zobaczyła jego pełne udręki i troski oczy. Po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że mu na niej zależy. To nie była dla niego kwestia dumy. Jemu naprawdę na niej zależy!
Ścisnęła jego dłoń w przypływie serdecznego uczucia.
– Nie martw się o mnie. Wiem, co robię. Pokręcił głową.
– Nie. Nie wiesz.
Nie sposób teraz wpłynąć na zmianę jej decyzji. Znał Bernadette zbyt dobrze, by nie doceniać siły jej postanowień. Zwrócił się w stronę człowieka, który tak bezlitośnie manipulował całą sytuacją, że on, Gerard, był bezsilny, i że swą stalową mocą, która pozwalała mu gromadzić władzę i bogactwo, powiedział:
– Niech cię diabli, Dantonie Fayette! Spróbuj tylko skrzywdzić moją córkę… z mojego powodu… a będziesz musiał się pilnować do końca życia.
– Gerardzie… – Danton pokręcił głową z wyrzutem.
– Nie denerwuj się. To dla ciebie niewskazane – powiedział łagodnie. – Zaufaj mi. Będę opiekował się twoją córką z największą troską. Rozumiem, dlaczego jesteś o nią zazdrosny. Jest rzeczywiście bezcennym skarbem – jego usta wykrzywił kpiący uśmiech. – Czy sądzisz, że mógłbym nie docenić takiej nagrody?
Potem uśmiechnął się do Bernadette, a jego czarne oczy zalśniły w oczekiwaniu.
– Będę czekał na ciebie na Te Enata. Do zobaczenia za tydzień, Bernadette.
Ukłonił się zamaszyście i zostawił ich, udając się sprężystym krokiem w stronę głównego holu.
Bernadette zwróciła się w stronę ojca, którego spojrzenie odprowadzało Dantona.
– Należą ci się ode mnie przeprosiny – powiedziała łagodnie.
Westchnął i odwrócił zmęczoną, napiętą twarz do Bernadette.
– Chciałbym… – duma usztywniła jego sylwetkę. – Być może kiedyś wysłuchasz mnie… bez uprzedzeń.