– Jesteś zadowolona z mieszkania? – zapytał Danton, drażniąc się z nią swoim rozbawionym spojrzeniem.
– Bardzo wygodne, dziękuję – powiedziała Bernadette, zawracając do salonu i oddalając się od łóżka. – Ale gdzie będę gotować?
– Nie będziesz się zajmować takimi przyziemnymi sprawami. Na wypadek, gdybyś była głodna, coś do przegryzienia znajdziesz zawsze w szafkach i w lodówce. Tanoa i jej matka, Rosina, będą przynosić ci posiłki. Przedstawię ci je, kiedy przyjdziesz do mnie na lunch.
– A jak ciebie znajdę? Nie wiem, gdzie mieszkasz – przypomniała mu Bernadette.
– To proste. O krok stąd. W chacie po lewej stronie. – Błysnął zębami w uśmiechu i wyszedł na dużą werandę na froncie domu. – Przyniosę twój bagaż.
– Ale… – Danton schodził już ze schodków prowadzących z werandy, a ona podążała za nim w pośpiechu. – Dlaczego nie mieszkasz w swoim domu?
Odwrócił do niej uśmiechniętą twarz.
– To nie zapewniałoby nam dyskrecji, bo mieszka tam również kierownik plantacji. Jestem pewien, że to będzie ci bardziej odpowiadało. – Przechylił głowę z rozbawieniem. – Kiedyś – jeśli zdecydujesz, że to ja mam zostać na wyspie – zbuduję coś, co ci się będzie bardziej podobać. Ale póki co, zupełnie mi to wystarcza.
Serce Bernadette zamarło, gdy nagle uświadomiła sobie w całej pełni swoją sytuację. Danton ma zamiar zrobić wszystko, co w jego mocy, by ją uwieść i podkreśla bliskość ich kwater, ostentacyjnie lekceważąc jej uczucia w tej kwestii.
– Myślę, że twoją werandę od mojej dzieli zaledwie czterdzieści kroków – ciągnął dalej, jakby mierząc oczami ten dystans, zanim spojrzał na nią. – Albo vice versa. Jesteśmy, można to nazwać, bliskimi sąsiadami. Do pokonania tylko mała odległość… to nie powinno zająć ci wiele czasu… ani mnie.
Bernadette powstrzymała się od odpowiedzi, ale aż trzęsła się z oburzenia, że bawił się jej kosztem. Zastanawiała się z iloma kobietami postępował podobnie… nazywając ten uroczy domek chatą, żeby najpierw spodziewały się najgorszego; udostępniając im osobną kwaterę, która była w zasięgu jego ręki. Nie było wątpliwości, że obecnie ona była kolejną kobietą na jego liście.
Patrzyła, jak idzie do jeepa po jej bagaż, i zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco na myśl, że będzie ciągle świadoma jego bliskości. Chwycił jej walizki i mięśnie na jego plecach uwidoczniły się od wysiłku. Gwałtownie odwróciła wzrok i weszła znowu do salonu.
Czy to z powodu Dantona, czy też z powodu tropikalnego gorąca, tego nie wiedziała, nawet jej głowa była mokra od potu. Zdjęła kapelusz i rzuciła go na najbliższy fotel, a potem zsunęła z ramion żakiet z długimi rękawami. Już miał wylądować obok kapelusza, ale Bernadette zmieniła nagle zdanie i poszła do sypialni, by powiesić go w szafie.
Szafa nie była zupełnie pusta. Został w niej umieszczony kolorowy komplet pareu, widocznie przeznaczony dla niej. Na półce pod nim było kilka par rzemiennych sandałków ozdobionych muszelkami.
– W tym klimacie przepaski są znacznie wygodniejsze niż modne ubrania, Bernadette. Upał nie będzie ci tak dokuczał, gdy będziesz je nosić.
Głos Dantona zaskoczył ją. Zamierzała wyjść z sypialni, zanim wniesie jej bagaż. On tymczasem postawił jej walizki skutecznie blokując wyjście i nagle w dokuczliwym spojrzeniu jego czarnych oczu pojawił się bardzo niebezpieczny błysk.
– Sami… nareszcie – wycedził.
– Nie! – powiedziała ostro, starając się stłumić ogarniającą ją panikę, kiedy podszedł do niej.
– Czekałem na to tak długo.
W jej oczach płonął bunt, gdy on pokonywał dzielącą ich odległość.
– Dantonie, nie użyjesz przecież siły.
Pokręcił przecząco głową.
– Nie będę musiał. Jestem pewien, że już przestałaś być niewinną dziewicą, Bernadette.
Gorący rumieniec oblał jej policzki, gdy usłyszała te aluzje do ich pierwszego dawnego spotkania.
– I co z tego, że przestałam? – przyznała – Nie…
– Więc przestań ze mną walczyć.
– Seks niczego nie rozwiązuje! – wyrzuciła gwałtownie. – Niczego nie rozwiązuje!
– Czy jesteś pewna? – zakpił.
– Tak, jestem pewna. Mam już to doświadczenie za sobą. A wszystko dzieje się w imię miłości – wykrzykiwała z goryczą, mając w pamięci mężczyznę, któremu nieopatrznie uwierzyła… na krótko.
Maska obojętności opadła z twarzy Dantona. Jego rysy skurczyły się, w oczach zalśnił głęboki, dziki gniew.
– Jakiś przeklęty idiota! To błąd żyć przeszłością Bernadette. W najlepszym wypadku, to brak rozwoju… stanie w miejscu… a życie polega na dążeniu do przodu, bez oglądania się za siebie, tak jak ty to robisz.
Podniósł rękę i lekko ścisnął jej ramię, podczas gdy jego spojrzenie zagłębiało się w jej oczach z pełną napięcia siłą.
– To nie jest złudzenie. Pragniesz mnie, tak jak ja pragnę ciebie. Powiedziałem: „I wierna sobie pozostań", Bernadette. Trzymaj się swoich zasad. Nie oszukuj sama siebie. Powiedz mi, co naprawdę czujesz… nawet teraz przenika cię pożądanie… chęć poznania i odczucia tego, co może być między nami.
Jego ramię otoczyło jej talię. Nieskrywany i gwałtowny głód zalśnił w jego oczach i zanim Bernadette zdążyła otrzeźwieć po tym gwałtownym wybuchu namiętności, przygarnął jej ciało blisko swego.
Rozpaczliwie wparła dłonie w jego piersi, by go odepchnąć, ale on trzymał ją niemiłosiernie blisko.
– Nie potrzebuję cię! – protestowała rozpaczliwie. – Nie potrzebuję nikogo!
– Na pewno? – zapytał łagodnie i kusząco.
– Proszę… – przenikało ją drżenie, gdy czuła siłę jego bioder lgnących do jej bioder, a jego napięta męskość wprawiała ją w stan dziwnej i zatrważającej słabości. Nawet jej głos brzmiał niepewnie, gdy próbowała opierać się temu, co z nią robił. – Proszę, odejdź… zostaw mnie samą!
Jego uścisk rozluźnił się nieco i Bernadette, korzystając z chwilowego osłabienia jego arogancji i pewności siebie, wyrwała mu się natychmiast.
– Nie chcę cię, Dantonie!
To był błąd! Jego wzrok stwardniał w niezłomnym postanowieniu, twarz stężała i jej rysy wyrażały nieugięte dążenie do celu.
– Twoje usta, Bernadette, ciągle wyrzucają słowa pozbawione znaczenia, podczas gdy powinny robić coś nieporównanie bardziej cudownego.
Spróbowała uchylić głowę, ale ręka jego zacisnęła się wokół niej, uniemożliwiając ucieczkę. Wbiła paznokcie w jego ramiona, ale on nie zwracał na to uwagi. Jego usta zamknęły się wokół jej warg z gwałtownością nie liczącą się z żadnym oporem. Zmuszona była poddać się pulsującej żądzy jego warg i bezwiedne, szalone podniecenie wzburzyło jej krew, pozbawiając jej tej odrobiny samokontroli, jaka jeszcze jej pozostała.
Całował ją, dopóki zapomniała, że powinna z nim walczyć. Rozchyliła wargi pod jego agresywną, twardą żądzą gwałcącą jej intymność i zatracając się w swych rozkołysanych zmysłach. Jej dłonie prześlizgnęły się bezwiednie po jego ramionach, wokół szyi i zanurzyły się w jego gęstych, kręconych, niesfornych włosach. Przycisnęła swoje piersi do podniecającego ciepła jego nagiej klatki piersiowej. I kiedy w końcu z zachwytem poddała się doznaniom, jakie w niej wzbudził, Danton odsunął się.
Bernadette otworzyła oczy w najwyższym zdumieniu. Głowę odchylił do tyłu i oddychał ciężko. Spojrzał na nią twardo lśniącymi oczyma.
– Teraz mi powiedz, że mnie wcale nie pragniesz!
Zaprzecz swoim zmysłom… i uświadom sobie, że kłamiesz, Bernadette!
Spojrzała na niego, zbyt wstrząśnięta, by coś powiedzieć, nienawidząc go, że doprowadził ją do takiego stanu, a następnie na zimno i z premedytacją wykorzystał jej nieświadome reakcje jako broń przeciwko niej.