– To się na tym nie skończy, Bernadette. Przygotuj się na to, co się wydarzy w ciągu następnych trzydziestu dni. Nie przyjmę odmowy jako odpowiedzi. Będę cię całował, dokąd się nie poddasz, więc wcześniej czy później będziesz musiała spojrzeć prawdzie w oczy.
Puścił ją i Bernadette straciwszy oparcie zachwiała się.
– Zostawię cię teraz… byś mogła posmakować tej samej męczarni, jaką ja odczuwam – powiedział w drodze do drzwi. Zatrzymał się, by rzucić na nią surowe spojrzenie. – Kiedy będziesz gotowa na lunch, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
– Zostanę tutaj! – rzuciła, rozwścieczona tą zabawą w kotka i myszkę.
– W porządku – powiedział obojętnie. – Przyślę ci jedzenie. Ale nie wyobrażaj sobie, że możesz się chować cały miesiąc, Bernadette. Przede mną, czy… przed samą sobą.
Rzuciwszy to na pożegnanie zostawił ją samą, żeby mogła zastanowić się nad sytuacją bez żadnych złudzeń, że ma nad czymkolwiek kontrolę.
„Najniebezpieczniejszy człowiek, jakiego znam" powiedział jej ojciec i Bernadette żałowała, że nie wzięła tych słów bardziej na serio. Upadła na łóżko czując się całkowicie pokonana. Nie było sensu się okłamywać. Bez względu na to, jak go nienawidziła, i bez względu na to, jak zdecydowanie odmawiała mu nad sobą władzy, Danton Fayette był siłą, z którą musiała się liczyć.
Pozostawało pytanie, jakie postępowanie ma teraz przyjąć, ponieważ co do jednego miał rację: wcześniej czy później będzie musiała stawić mu czoła.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Poszukując ukojenia w swoim bezsilnym gniewie, Bernadette zrzuciła ubranie i przeszła korytarzem do łazienki. Prysznic był wystarczająco duży, by pomieścić swobodnie dwie osoby. To wygodne, pomyślała kwaśno, zastanawiając się, czy podda się Dantonowi, by oszczędzić sobie walki z własnymi, zdradzieckimi instynktami.
Pokusa była silna – pod względem fizycznym nikt nie wzbudzał w niej aż takiego pożądania – ale umysł jej z całą zaciętością bronił się przed myślą, że miałaby zająć pozycję najnowszej kochanki w życiu Dantona Fayette. Nie chciała dać mu satysfakcji dopisania jej imienia na tej liście.
Jeszcze godzinę potem, kiedy młoda polinezyjska dziewczyna zjawiła się na werandzie z tacą jedzenia, Bernadette czuła się utwierdzona w swej dumie. Dziewczyna powiedziała, że ma na imię Tanoa i wyjaśniła, że ona oraz jej matka opiekują się Dantonem i jego gośćmi. Bernadette cynicznie zastanawiała się, co wchodziło w zakres tej „opieki".
Pareu Tanoy miało węzeł na biodrze, pozostawiając na widoku jej smukłe nogi, by nie wspomnieć o nagiej górnej części ciała, której mogłaby jej pozazdrościć każda kobieta. Wyglądała na około siedemnaście lat i była tak urocza, jak tylko może być młoda dziewczyna: wielkie, aksamitne oczy, nos, który tylko leciutko się rozszerzał, pełne, zmysłowe usta, wspaniała zasłona czarnych włosów sięgających do pasa, gładka, lśniąca jak jedwab, złocistobrązowa skóra. Miała na szyi wieniec z kwiatów hibiskusa, który pasował do wzoru na jej przepasce, i naszyjnik zrobiony ze sznurków małych białych muszelek, za którym prawie
– ale nie całkowicie – chowały się jej piękne nagie piersi.
Bernadette nie mogła wyobrazić sobie mężczyzny, który by nie pożądał tej dziewczyny. Czy Tanoa dzieliła łóżko z Dantonem? Prawdopodobnie tak, pomyślała. Pewnie każda kobieta, którą o to prosił, wyrażała zgodę, dodała w myśli, czując lekką panikę, gdy sobie uświadomiła, że i ona sama była beznadziejnie bezradna wobec tego pożądania. I, co gorsza, odczuwała w stosunku do Tanoy coś w rodzaju zazdrości.
Tłumiąc te nieprzyjemne myśli, Bernadette próbowała porozmawiać z dziewczyną, gdy ta nakrywała do stołu. Na lunch składały się sałatka z kurczęcia, plastry melona i ananas oraz dzbanek lodowatego soku owocowego. Tanoa wydawała się szalenie nieśmiała. Bernadette z trudem wyciągnęła od niej parę słów, ale dziewczyna przyglądała jej się w sposób, który wprawiał Bernadette w zakłopotanie.
Po kąpieli założyła prostą, zwyczajną spódnicę i bluzkę bez rękawów, a włosy, żeby jej było chłodniej, upięła na czubku głowy. Wiele ubrań, które przywiozła, było zupełnie nieodpowiednich do sytuacji, w jakiej się znalazła, więc ich nawet nie rozpakowywała, ale z całą pewnością ta spódnica i bluzka nie miały w sobie nic niewłaściwego.
– Dlaczego tak mi się przyglądasz, Tanoa? – zapytała w końcu rozzłoszczona. – Czy jest we mnie coś dziwnego?
– Jest pani tak piękna, że nie mogę się powstrzymać – odparła niewinnie dziewczyna.
– Myślisz że ja jestem piękna? – Bernadette wyszeptała z niedowierzaniem.
Dziewczyna pokiwała głową z głębokim przekonaniem.
– Pani oczy są niebieskie jak niebo. A pani włosy są jak promienie słońca rankiem. Ja mam szczęście, że moja skóra nie jest tak ciemna jak innych, ale mieć taką jasną skórę jak pani… – Westchnęła z zazdrością.
– Tutejsi ludzie bardzo to cenią. Ale nawet ci, co rozjaśniają swoją skórę, nie mogą mieć tak jasnej jak pani.
Bernadette pokiwała głową całkiem oniemiała ze zdumienia. A potem roześmiała się, gdy uderzyła ją dziwaczność tej sytuacji.
– Większość kobiet, które znam, oddałaby wszystko, żeby wyglądać tak jak ty, Tanoa – powiedziała, a następnie nie mogła powstrzymać się od pytania:
– Czy Danton nie powiedział ci nigdy, jaka ty jesteś śliczna?
Dziewczyna jakby nie zrozumiała.
– Pan Fayette nie mówi ze mną o takich sprawach.
Bernadette skrzywiła usta.
– To wielkie zaniedbanie z jego strony.
– Jest bardzo zajęty pisaniem – wytłumaczyła Tanoa. Chyba nie ma aż tyle korespondencji do załatwienia, pomyślała kwaśno Bernadette.
– Nawet wieczorami? – zapytała z powątpiewaniem.
– Nie wiem. Mama i ja idziemy do domu po podaniu wieczornego posiłku – brzmiała niewinna odpowiedź.
Bernadette to zawstydziło. Widocznie Danton nie był aż tak rozpustny, jak to sobie wyobrażała, a przynajmniej nie na Te Enata, bo w przeciwnym razie Tanoa na pewno zrobiłaby na ten temat jakąś uwagę.
– A czy jest jakiś mężczyzna, którego szczególnie lubisz? – zapytała, starając się wyciągnąć od niej coś więcej.
Twarz dziewczyny rozjaśniła się.
– O, tak! Mam Momo. On jest bardzo przystojny i jest najlepszym tancerzem na wyspie. Zobaczy go pani dziś wieczorem na Tamaaraa.
– Tamaaraa? – zapytała Bernadette. – Czy to jakieś miejsce tu na wyspie?
– O, nie! To wielkie święto ze śpiewem i tańcami. Urządzamy ją na pani cześć, na powitanie pani na wyspie. Ja będę tańczyła z Momo. On jest wspaniały. Wszystkie dziewczęta mi zazdroszczą, że jest moim kochankiem.
– Twoim kochankiem – powtórzyła Bernadette trochę zdziwiona otwartością dziewczyny. – Nie masz zamiaru wyjść za niego za mąż?
Tanoa wzruszyła ramionami.
– Nie myślałam o tym. Mam tylko szesnaście lat.
– A jeśli będziesz miała dziecko?
Tanoa uśmiechnęła się.
– To by było dobrze. Moja przyjaciółka, Marita, będzie miała wkrótce dziecko.
– Czy jest mężatką?
– O, nie! Jest w moim wieku. Mężów wybierzemy sobie potem – powiedziała z zadowoleniem.
Bernadette zdecydowała, że będzie zgłębiać te kwestie potem. Zdawała sobie sprawę z tego, że polinezyjskie społeczeństwo nie tłumiło popędu seksualnego młodszych pokoleń; że młodzież zachęcano do tego, by zdobywała doświadczenie seksualne jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Zastanawiała się, co by było, gdyby można było swobodnie cieszyć się seksem, bez żadnych zakazów i bez łączenia go z moralnością.