Выбрать главу

Pod spodem nie miał nic i Bernadette poczuła w brzuchu skurcz na widok jego wydatnej męskości, obnażonej równie bezceremonialnie, jak ona obnażyła się przed nim. Stał teraz przed nią w takiej samej postawie dumnego wyzwania, jaką wcześniej przyjęła ona.

– Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, Bernadette – powiedział niskim, wibrującym głosem. – Pragniemy się zbyt mocno, by móc się nasycić sobą w ciągu jednej nocy.

Uniósł ramię. Fala niepokoju zalała Bernadette, ale stała nieporuszona. Jego ręka otoczyła łagodnie jej ramię. Serce jej załomotało, gdy poczuła jego dotyk. Zbliżył się do niej i ich ciała niemal się zetknęły. Wpił się spojrzeniem w jej oczy i Bernadette poczuła, że tonie w tej czarnej głębi, lecz nie uchylała wzroku, do ostatniej chwili gotowa walczyć o swoją niezależność.

– Nie poddaję ci się, Dantonie. Nigdy tego nie zrobię. Po prostu tej nocy biorę sobie to, czego pragnę. A pragnę ciebie – nalegała z uporem.

Jego ręka zsunęła się w dół i podniosła jej dłoń, by położyć ją sobie na ramieniu. Ciepło jego nagiego ciała sparzyło ją i cofnęłaby się, gdyby jej nie przytrzymywał. Mówił niskim zachrypłym głosem:

– To musi trwać, Bernadette. Zbyt długo na to czekałem.

Jego druga ręka delikatnie ujęła jej talię. Poczuła dreszcz.

– O co ci chodzi? – spytała zdumiona jego powściągliwością.

– O to, by trzymać cię w ramionach – odpowiedział. – O to, byś mnie pokochała.

Uwolnił jej dłoń i bardzo delikatnie przyciągnął ją do siebie. Powolne, stopniowe zbliżenie jej miękkich piersi do jego twardej klatki piersiowej wzbudziło falę podniecenia – spotkanie się dolnych części ich ciał spowodowało burzę. Pozbawiło Bernadette oddechu. Pożądanie targało jej nerwami. W erotycznym podnieceniu odruchowo spróbowała mu się wyrwać.

– Niech to trwa całą wieczność – wyszeptał. – Niech się to stanie najcudowniejszą chwilą naszego życia. Posłuchaj, jak fala uderza o brzeg… rozkoszuj się delikatnym wiatrem… poznaj i poczuj moje ciało… pulsującą tęsknotę mojego pożądania… i swojego pożądania… i zrozum, że to część wiecznej natury.

Nie rozumiała ani tego, co mówił, ani co z nią robił. Ale wreszcie przestała się tym przejmować.

Była zmęczona walką, koniecznością ciągłego czuwania, pilnowania się i trzymania się z dala. I to, co robił… i mówił… było dobre.

To było dziwne… być tak po prostu trzymaną w objęciach. Nikt tego dotąd nie robił, nigdy w ciągu całego życia, tego nie zaznała, nawet w dzieciństwie nikt nie próbował jej tak pocieszać czy okazywać uczucie. A mężczyźni, którzy trzymali ją w objęciach, zawsze czegoś od niej chcieli.

Danton także. Nie ukrywał przecież swojego podniecenia. Ale nie dążył niecierpliwie do zaspokojenia pożądania. Gładził jej włosy z łagodną czułością, co było kojące i nieskończenie przyjemne. Westchnęła i oparła głowę na jego ramieniu. Lubiła dotykać jego ciało. Było mocne, ciepłe i można było się na nim wesprzeć.

Stali tak pogrążeni we wspólnocie, w której nie mogło już być więcej intymności. Bernadette była świadoma każdej cząstki swojego ciała i jego ciała i wrażliwa na każde, najmniejsze nawet poruszenie, powodujące gwałtowny wzrost podniecenia. Czuła, że jej skóra żyje. Im dłużej Danton gładził jej plecy lekkimi jak piórko końcami palców, tym bardziej stawały się one wrażliwe. Przyjemność, jakiej doznawała, była większa niż jakakolwiek inna doznana przedtem. Chciała, żeby to trwało wiecznie.

Nie zdawała sobie sprawy, co robi, dopóki tego nie zrobiła… przesunęła wargi po jego szerokim ramieniu i całowała zagłębienie szyi poniżej ucha. Poczuła, że jego klatka piersiowa wznosi się dla nabrania oddechu i rozkoszne mrowienie rozeszło się po jej piersiach.

Palce jego zanurzyły się w jej włosy i lekko odciągnęły jej głowę do tyłu. Jego twarz miała ostry zarys – starał się z wysiłkiem zachować opanowanie – ale usta miał miękkie, gdy całował jej skronie, powieki, nos i policzki – delikatne, zmysłowe, niespieszne pocałunki, które niczego się nie domagają.

– Pocałuj mnie naprawdę – prosiła ochryple. Jej głos wydobywał się jakby z oddali, a umysł błądził we mgle.

Chwycił ją w ramiona, przeniósł parę kroków i położył na miękkim bawełnianym pareu, które przedtem odrzuciła. Nie rozumiała siebie, nie wiedziała, dlaczego tak to odczuwa, ale nie obawiała się już Dantona. Nie miał zamiaru jej skrzywdzić. Była tego pewna.

Nachylił się by całować jej piersi, a ona wygięła w łuk plecy, zatracając się w czystej zmysłowości. Jej dłonie przeczesywały jego włosy i gładziły ramiona, a gdy usta jego osunęły się niżej, pokrywając delikatnymi pocałunkami wewnętrzną stronę ud, jej całe ciało zadrżało z rozkoszy. Pieścił jej nogi, ocierał się policzkiem o brzuch, całował ją ze zmysłowością, jakiej Bernadette nigdy nie spodziewała się zaznać, i podniecał ją do tego stopnia, że pragnęła dotykać go, poznawać, smakować i dostarczać mu takich samych cudownych wrażeń.

Czuła, że przebiegły go dreszcze i sprawiło jej to radość. Słyszała jego przyspieszony oddech i pojęła, jak potężna była jej władza nad nim. Przyciągnęła jego wargi do swoich… i skończyło się opanowanie. Całowali się żarłocznie, ich ciała ocierały się o siebie nawzajem, instynktownie poszukując jeszcze głębszego, jeszcze bardziej intensywnego kontaktu.

Każdy nerw w ciele Bernadette pragnął jego dotyku, i kiedy Danton wszedł w nią, pulsująca fala rozkoszy wypełniła jej ciało. Przylgnęła do niego w bezrozumnym zachwycie i z każdym poruszeniem w jej wnętrzu kolejna fala ekstatycznej rozkoszy przepływała przez jej ciało – kołysząca, przygniatająca, powalająca, zanurzająca ją w wirującej, topniejącej słodyczy. Było to jak wspaniały taniec w dzikim, zmysłowym rytmie… wolno… szybko… szybciej… Nie było takiego ruchu – nawet najbardziej wyrafinowanego czy delikatnego – którego by Danton nie znał… i wreszcie na koniec to euforyczne uniesienie, gdy ciepłe ramiona kołysały ją i koiły jej rozkoszne rozedrgane nerwy.

Stopniowo zaczęła odczuwać, że łagodny wiatr pieści jej skórę… dostrzegać, że woda uderza o brzeg, że gwiazdy świecą na niebie… że jego ciało jest przy niej… że bije jej serce… obok jego serca.

– Dantonie – wyszeptała dla samej przyjemności wypowiedzenia jego imienia.

– Tak… – westchnął z głębokim zadowoleniem.

– Czy zawsze kochasz się w ten sposób? – zapytała rozmarzona.

– Nie. – Pocałował ją znowu długo, niespiesznie, podczas gdy jego palce kusząco głaskały jej piersi.

– A czy chciałabyś jakoś inaczej?

– Nie – szepnęła rozkoszując się każdym jego dotknięciem. Jak mogła go odpychać, czy żywić do niego agresywną niechęć, jeśli on traktował ją z taką delikatnością… z taką miłością?

– A czy czułeś… to samo? – zapytała.

– Oczywiście – odpowiedział łagodnie.

I tak leżała przy nim, zadowolona, nie myśląc o przeszłości, ani o przyszłości… chroniąc w pamięci każdy moment, niczym cenny skarb, którego nikt, bez względu na to, co się stanie, nie będzie jej mógł odebrać.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Jeszcze jeden dzień… ile już ich minęło? Bernadette odwróciła głowę, by spojrzeć na śpiącego mężczyznę, którego nagie ciało spoczywało obok niej. Był piękny… piękny, pociągający i nieskończenie niebezpieczny! Nie wiedziała nawet, ile razy pozwoliła mu się wziąć.

Ta myśl pomogła Bernadette zrozumieć, jak beznadziejnie zaplątała się w utkaną przez Dantona erotyczną sieć. Nie miała kontroli nad tym, co z nią robił. Przestała nad sobą panować już tej pierwszej nocy na plaży – na samo wspomnienie tego błogiego połączenia przejmujący dreszcz przeszywał jej ciało. Nigdy, do końca życia, nie uda jej się zapomnieć magii tej nocy – ale przecież tak nie może być dalej.