Выбрать главу

Maty z liści palmowych, których używali do opalania się, przysypane były piaskiem. Otrzepała jedną z nich, ułożyła ją prosto, a potem wyciągnęła się na niej. Książka otworzyła się tam, gdzie była zakładka, ale uczucia Bernadette były tak wzburzone i skomplikowane, że bez względu na podziw dla subtelności autora, nie mogła się skupić, nad tym, co czytała.

– Masz zamiar czytać?

Drgnęła na dźwięk lekko kpiącego głosu Dantona. Jak długo się jej przyglądał, widząc że nie przewróciła kartki? Czy czuł w stosunku do niej coś więcej niż pożądanie, które można łatwo zaspokoić? Uniosła wzrok i zobaczyła, że jest gotów zacząć od nowa. A ona nie przygotowała sobie żadnej obrony. Była szczególnie bezbronna, gdy nie zadawał sobie trudu, by się ubrać.

– Powinnaś była mnie obudzić – strofował ją i opadł na matę koło niej. Jego palce leciutko gładziły jej wygięte plecy. Na ramieniu jej złożył miękki, ciepły pocałunek.

Bernadette myślała o tym, co ma powiedzieć… ale jej skóra rozpływała się już w rozkoszy.

– Mój dziadek opowiadał mi podobne historie.

Cieszę się, że ci się podobają – powiedział Danton leniwie, a jego palce prześlizgnęły się wzdłuż gumki jej kostiumu. – Zdejmijmy to.

Zacisnęła zęby, zdecydowana, by nie poddawać się zawsze jego woli. Jeśli nie odzyska choćby częściowej kontroli – będzie całkowicie zgubiona.

– Nie, Dantonie – powiedziała na tyle stanowczo, na ile było ją stać. – Nadszedł czas wspólnej refleksji.

– To prawda – przyznał, z zadowoleniem pieszcząc jej atłasową skórę i bawiąc się jedwabistymi długimi włosami.

To ją bardzo rozpraszało. Bernadette nie wiedziała, co powiedzieć dalej. Była tak całkowicie skupiona na tym, co robił, że wszystkie myśli o kontrolowaniu sytuacji po prostu się rozbiegły. – Popływajmy – powiedziała ochryple i pomknęła w kierunku ciepłej wody laguny.

Ale Danton ją dogonił, tak jak przypuszczała, tak jak chciała. Jakaś resztka rozsądku podpowiadała jej, że to szaleństwo – że to gra, której reguł nie zna i w którą nie umie grać. Tylko Danton umiał. Mógł przygarnąć ją do siebie i pozbawić ją rozsądku z rozkoszy. To on kontrolował sytuację.

Ale to jest i jej świat… w którym tak dobrze jej żyć, w cieple wody, w jasnych promieniach porannego słońca, pod cudownie błękitnym niebem – z Dantonem… Nacisk jego ciała już niweczył jej gorączkowe pragnienie, by wszystko dokładnie przemyśleć.

I raz jeszcze Bernadette poddała się magii, którą roztoczył wokół niej z mistrzostwem wielkiego czarodzieja. Była jego tworem, każde drgnienie jej duszy utwierdzało ich związek – posiadającego i posiadanej. Wszystkie te głębokie, pulsujące uczucia, jakie w niej budził domagały się reakcji i odpowiedzi.

Kiedy już skończyli, Danton uśmiechnął się tylko i powiedział:

– Czy czujesz się już teraz lepiej?

Serce Bernadette ścisnęło się z bólu. Dla niego to wszystko miało jedynie na celu rozładowanie fizycznego napięcia! Kochankowie jedynie w znaczeniu zmysłowym… tylko o to mu chodziło. Chcieć wierzyć w coś więcej, to oszukiwać samą siebie. A wiedziała, że ból, który odczuwała teraz, może się tylko powiększyć. Ma tylko jedno wyjście i bez względu na to, jak będzie dla niej rozdzierające, musi go użyć.

– Dantonie… – jak to trudno było powiedzieć! – Nie chcę cię obrazić, ale…

– Nie możesz mnie obrazić – powiedział ze śmiechem.

Powiedziała to szybko, zanim słowa zdążyły uwięznąć jej w gardle:

– Chcę stąd wyjechać.

W jego roześmianych oczach pojawiła się niewiara zmieszana z kpiną.

– Dlaczego?

– Bo źle na mnie działasz! – krzyknęła, starając się zachować resztkę równowagi umysłowej.

– Nonsens! Działam na ciebie bardzo dobrze. Promieniejesz szczęściem. Przez cały czas pobytu tutaj nie miałaś ani jednego ataku astmy. Twoje ciało wykazuje wszelkie oznaki zdrowia. Może to nieprawda? – upierał się i nachylił się, by pocałować jej piersi. Chwycił ją w ramiona i uniósł w wodzie tak, że nie miała żadnego punktu oparcia, żeby się od niego odsunąć.

Słodkie ukłucia rozkoszy przeszyły ciało Bernadette i aż jęknęła, zmagając się z jego władzą, jaką podstępnie nad nią zdobył. To było tylko fizyczne… fizyczne… jej umysł buntował się z powodu zdradliwej reakcji ciała. Musi za wszelką cenę zdobyć choć trochę kontroli, zanim będzie za późno. Ona nic dla niego nie znaczy. Pragnął jej i ją zdobył. I to wszystko. Nie obchodziło go, że zerwanie będzie oznaczało dla niej katastrofę.

– Przestań – próbowała być stanowcza, choć drżała od jego pieszczot i chciała, żeby nie przestawał.

On to wiedział. Oczywiście, że to wiedział. Jego oczy miotały błyskawice pożądania. W odruchu buntu przeciwko jego bezlitosnej manipulacji stłumiła swoje podniecenie i z bólem wypowiedziała jedyne słowa, które mogły ją uchronić przed całkowitym zniewoleniem:

– Nigdy nie będę cię kochała, Dantonie.

I słodka męka się skończyła. Danton wziął głęboki oddech, a następnie chwycił ją w ramiona, próbując przekonać ją całym swoim ciałem. Całował jej powieki, delikatnie zmuszając ją, by je uniosła.

– Zostań do końca. To tylko dwadzieścia dni. Pozwól mi tylko, a postaram się zmienić twoje zdanie – mówił cicho. Pokochasz mnie. Obiecuję ci to.

Nie musiał obiecywać. Nawet jeśli to nie było prawdą teraz, stać się nią mogło w każdej chwili. Bernadette chciała wierzyć, że burza w jego oczach oznacza, że mu naprawdę na niej zależy, ale te dwadzieścia dni było dla niej zbyt poważną przeszkodą. Już teraz była prawie stracona. W ciągu dwudziestu dni posiądzie ją całkowicie.

Takie zadanie sobie wyznaczył i nie stracił wcale rachuby czasu. Jego kalkulujący na zimno umysł odliczał precyzyjnie dni. Kiedy uzyska od niej wszystko, czego chciał, kiedy ona zdecyduje o losie wyspy na jego korzyść, odeśle ją. A ona zrani swego ojca tak samo, jak skrzywdziła siebie.

Patrzyła na niego oskarżycielsko:

– Chcę, żebyś pozwolił mi odjechać, Dantonie. Jestem dla ciebie jedynie chwilową przyjemnością.

– To nieprawda, Bernadette – powiedział łagodnie. – Jesteś radością wszystkich moich chwil.

Te słowa podważyły jej kruchą obronę i na twarzy Dantona, który chyba czuł swoją przewagę, pojawił się wyraz czułości. Podniósł ręce, by odgarnąć jej włosy z twarzy. W jego oczach lśniła ciemna hipnotyczna łagodność, sięgająca w głąb jej miękkiego serca.

– Zapomnij o tym, co powiedziałaś. To był tylko chwilowy nastrój. Posłuchaj, powiem ci, w jaki sposób cię kocham…

– Nie! – wydała z siebie okrzyk czystej rozpaczy. Nie mogła znieść jego gładkich słów o miłości! Używał ich prawdopodobnie w stosunku do setek kobiet! A może tysięcy!

– To koniec! Nie mogę tego ciągnąć dłużej! – krzyczała gwałtownie. – Nie będziemy się więcej kochać! Nie będzie już między nami nić! To musi się skończyć! Natychmiast!

Nie odważyła się czekać na odpowiedź ani na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Popłynęła w kierunku plaży, a potem pobiegła do domu, serce biło jej ze strachu, że będzie ją ścigał. Nie może dać się złapać. To się nie może znowu powtórzyć. Zamknęła za sobą drzwi domu, a potem drzwi łazienki i oparła się o nie drżąc ze zdenerwowania.

Nie słychać było głośnych kroków, żadnego pościgu. Powlokła się ciężko pod prysznic i z ulgą pozwoliła, by silny strumień wody smagał ją i spłukiwał piasek z jej ciała. Nie zdobyła się nawet na wysiłek, by umyć sobie włosy. To jest skończone, powtarzała sobie. Koniec! Musi być skończone!