Выбрать главу

– Danton, dość już tego! – wycedził Gerard, wściekły z powodu bezceremonialności tego człowieka. – Nie pozwolę, abyś ty lub ktokolwiek inny obrażał moją córkę. Byłbym zobowiązany, gdybyś…

– Nie bądź śmieszny, ojcze! – przerwała mu gwałtownie Bernadette. Nie potrzebuje, żeby stawał w jej obronie. Szczególnie, jeśli chodzi o Dantona Fayette.

– Pan po prostu usiłuje mnie przycisnąć do muru… zresztą, muszę dodać, w bardzo amatorski sposób. – Spojrzała na Dantona unosząc kpiąco brwi. – Wydaje się, że stracił pan całą swoją subtelność. To zdecydowanie nudne. Zaśmiał się miękkim, gardłowym głosem,

– Zapewniam panią, Bernadette, że nie będzie się pani nudziła. Postawię sobie za punkt honoru, żeby musiała pani cały czas mieć się na baczności. Jestem też bardzo ciekaw, jaki wybierze pani kostium.

Niewiele brakowało, a powiedziałaby, że nie przyjdzie, ale powstrzymała się i przyglądała się Dantonowi z namysłem. Nie podobało jej się, że ludzie mogli odczytywać jej decyzje o trzymaniu się z dala od domu ojca jako słabość charakteru… czy nawet tchórzostwo! Ale z drugiej strony Danton może nią przy pomocy tej trudnej do przełknięcia sugestii manipulować… zmusić do przyjęcia wyzwania, tak samo, jak zmusił ją do tańca w Hong Kongu. Tym razem będzie działać z własnej woli, a nie jedynie reagować na jego posunięcia!

– A jaki kostium pan założy? Proszę mi pozwolić zgadnąć – wycedziła, dając mu oczami do zrozumienia, że jest aż nazbyt łatwy do rozszyfrowania.

Znowu poruszył ustami w ten sam prowokacyjny i zmysłowy sposób.

– To będzie moja pierwsza niespodzianka. Pierwsza z wielu.

Umysł Bernadette pracował teraz pełną parą. Czasami trzeba odstąpić od jakiejś zasady, aby pozostać w zgodzie z inną, ważniejszą; i jeśli ludzie myślą, że to z lęku trzyma się z daleka… być może powinna pójść na ten bal. Jeśli pójdzie, będzie miała możliwość utarcia nosa Dantonowi Fayette.

– Może nie będę zakładać maski – powiedziała, starając się nie zdradzić swoich myśli. Niech się zastanawia, myślała ze skrytą satysfakcją. Nie miała zamiaru niczego mu ułatwiać.

– A może nosiła ją pani zbyt długo i teraz obawia się tego, co jest pod nią? – sprzeczał się dalej.

Bernadette śmiała się, by pokazać Dantonowi, że nie może sprowokować jej do robienia tego, na czym mu zależy. Ale nie mogła powstrzymać rozbawienia, w jaki wprawiał ją ten pojedynek. Był draniem i dręczył ją nieznośnie, ale… prowokować ją potrafił jak nikt inny. Czemuż by nie przyjąć wyzwania i nie udowodnić mu, że jest tak samo godny pogardy jak wszyscy inni, którzy próbowali ją wykorzystać do swoich własnych celów?

On przynajmniej nie ugania się za majątkiem. O ile uda się jej zachować trzeźwość – a z całą pewnością się uda – pomysł upokorzenia Dantona Fayette był bardziej upajający niż wino.

– Prawda jest taka… Nie żyję w obawie przed niczym – mówiła znudzonym głosem. – Tylko po prostu nie mogę pana ścierpieć.

Ta obelga go rozbawiła.

– Już mi to pani raz powiedziała. Nie uwierzyłem pani wtedy. Zbyt dobrze nam się razem tańczyło.

To wspomnienie przeszyło ją ogniem. Trzymał ją tak blisko. Sprawił, że była boleśnie świadoma jego ciała i swojego własnego również. Ale była wtedy o tyle młodsza… niedoświadczona.

– Mnie nie interesują frywolne rozrywki do tego stopnia co pana – powiedziała pogardliwie.

– Czyżby? – w jego oczach błysnęła przekora. – Proponuję zatem pojedynek charakterów. Zdemaskuję panią… ujawnię pani prawdziwy charakter… zanim pani zdoła odkryć mój.

– To żaden pojedynek. Poznam pana wszędzie. Nie ma takiej maski, za którą mógłby pan się schować.

Jego uśmiech zdradzał denerwującą pewność siebie.

– Zobaczymy, kto ma rację… a kto nie ma. Będę oczekiwał naszego następnego spotkania. Powinno być… bardzo ciekawe pod względem poznawczym.

Odwrócił się w stronę Gerarda, który wsłuchiwał się w każdy fragment tej rozmowy z uczuciem rosnącego niepokoju, choć nie dawał tego po sobie poznać. Podejrzewał, że Danton Fayette rozgrywał właśnie nową kartę w tym swoistym pokerze, w który grali przez ostatnie dwa tygodnie, i nie był pewny, o co mu teraz chodziło. Wyczuł, że sprawa nabrała nowego wymiaru. Może nie kupował wcale wyspy. Może raczej niechcący sprzedawał swoją córkę. Jedyne, czego był pewny, to tego, że mu się to wszystko nie podobało.

W czarnych oczach jego przeciwnika lśniła satysfakcja.

– Nie będę więcej przeszkadzał, Gerardzie… Bernadette. Życzę przyjemnej kolacji.

– Dziękujemy. I nawzajem – odpowiedział Gerard ze zwykłą uprzejmością, a jego umysł z furią rozważał wszystkie możliwości.

Danton błysnął uśmiechem i oddalił się.

Bernadette patrzyła, jak szedł do stolika, przy którym posadzono jego „wielbicielki". Pojedynek z Dantonem Fayette – taki, który wygra – to było bardzo, bardzo kuszące! Pokaże mu! I każdemu, kto sądził, że nie stawi czoła sytuacji, w której rodzina jej ojca może ją zranić!

Co prawda pójście na bal było również ustępstwem w stosunku do ojca i to jej się nie podobało. Ani trochę. Powiedziała sobie jeszcze raz, że nie zależy jej na tym, co myśli o niej ojciec, ale była świadoma jego badawczego wzroku. Rumieńce zakłopotania pojawiły się na jej policzkach.

I Gerard Hamilton wiedział natychmiast, jak bardzo niebezpieczny był jego przeciwnik.

– Zamierzasz przyjść na bal, Bernadette? – zapytał, starając się ukryć niedowierzanie i urazę z powodu faktu, że Dantonowi Fayette udało się spowodować przełom, do którego tak bardzo chciał doprowadzić sam.

– Mówiłeś, że chciałbyś, żebym przyszła – odpowiedziała z nutą starej zaczepności w głosie. – W końcu kiedyś trzeba zacząć. Równie dobrze można teraz.

Gerard Hamilton poczuł się jeszcze bardziej nieswojo, tak, jak sobie nigdy przedtem nie wyobrażał. Ta pierwsza wizyta w jego domu może dać początek innym… wreszcie przełamane lody… ale Danton Fayette był w tym wszystkim tak bardzo nieprzewidywalnym elementem!

Zmarszczył brwi.

– Proszę, nie zrozum źle tego, co chcę powiedzieć, bo przecież zawsze będziesz mile widziana, Bernadette…

Szukał właściwych słów. Może Bernadette nie potrzebowała ochrony, ale potrzeba chronienia jej była u niego zbyt silna, by mógł zaniechać działania.

– Danton Fayette jest najbardziej niebezpiecznym mężczyzną, jakiego znam – powiedział z powagą.

– I nie mówię tego bez powodu. – Spojrzał jej w oczy z ostrzeżeniem. – Prowadzi jakąś grę, ale nie gra według żadnych zwyczajnych reguł. Zawsze trzyma w rękawie ukryte karty i wyciąga je, kiedy są mu potrzebne… A gdy to robi… – pokręcił głową. – Jeśli udałoby ci się go pokonać, okazałabyś się silniejszą ode mnie.

Te słowa wymknęły mu się – zaślepiała go obawa o nią, ale już w momencie, kiedy je wypowiadał, wiedział, że popełnia straszliwy błąd. W oczach Bernadette widział coraz bardziej stanowcze postanowienie i przeklinał siebie za to, że wskazywał jej niebezpieczeństwo.

– Mogę grać w każdą grę, ojcze. Tak samo jak ty – powiedziała z nieugiętą dumą. – Nawet jeśli będę musiała w jej trakcie stwarzać własne reguły.

Pokażę im! Obydwu, Dantonowi i ojcu! Po raz pierwszy w życiu wejdzie w progi domu ojca… i jeśli któryś z nich będzie próbował w jakikolwiek sposób i w jakimkolwiek celu nią manipulować, pokaże im nie pozostawiając cienia wątpliwości, że jest naprawdę kobietą samodzielną! I niezależną od nikogo!