Выбрать главу

Nikt by wtedy nie mógł oskarżać innego znawcy niemczyzny, Heideggera, o faszyzujące poglądy. Język jest tradycją, być może germańska tradycja ożywa w języku, zwłaszcza w trybie rozkazującym. Austriacki Żyd Wittgenstein próbował rozbroić niemiecki, pokazując, do jakich błędów prowadzić ślepe ufanie gramatyce. Niestety, nie zdążył. Wrzeszcząca bomba zapluła Europę i świat.

6. Cmoka się nad kinem: że osiągnięcie XX wieku, że wpłynęło na epokę. Oczywiście, ale czy kino nie jest powielarną mód i stylów? W czasach, gdy wszystko, co masowe, pachnie tandetą lub masowością zbrodni, kino jest sztuką podejrzaną. Istnieje jak większość totalitaryzmów – dzięki kultowi jednostki – to znaczy gwiazd. Jest tak przekonujące, że narzuca sposób życia, bycia i tycia (w tym sezonie większy biust). Miliony domorosłych Bardotek, facetów w stylu kolesiów od Tarantino. Te same gesty, garniturki, krawaty, okulary, a nawet sposób myślenia. Nudne to i przymusowe, jak… moda. Banalność i seryjność zachowań zamienia ludzi w łatwy do manipulowania tłum. Dlatego wolę współczesny balet. Nie aerobik czy Jezioro łabędzie, gdzie wykonywanie tych samych podskoków daje poczucie jedności gatunku (człowieczego lub kultury). Ale współczesny taniec w rodzaju Piny Bausch. Jej choreografia pokazuje, że są gesty i pozycje, do których nikt jeszcze nikogo nie nagiął i nie zarejestrował w Ministerstwie Dziwnych Kroków imienia Monty Pythona. Współczesny balet to ostatni gest wolności. Uznany za sztukę. Czy wynika z tego, że wolność nie jest demokratycznie dla każdego, lecz tylko dla artystów? 7. Spowiedź dziecięcia wieku byłaby literackim plagiatem, pozwolę więc sobie na spowiedź dziewczęcia, w wieku dojrzałym do wszystkiego. Mój ojciec wygrał po pół wieku upokarzającą wojnę polsko-niemiecką. Walczył przeciwko niemieckim i polskim urzędnikom, podobnie jak tysiące emerytów i rencistów próbujących dowieść, że podczas wojny byli na przymusowych robotach, za co należy się im odszkodowanie. Kiedy w grę wchodzą pieniądze, a nie tylko honorowy tytuł, niewolnika Trzeciej Rzeszy, urzędnicy mogą być podejrzliwi. Żyjemy przecież w czasach postmodernizmu, sankcjonującego blagę i mistyfikację. Jednak mój ojciec zdołał cudem udowodnić wszelkim instytucjom, że w latach czterdziestych-pięćdziesiątych tego wieku nie wypoczywał w Davos ani na innej czarodziejskiej górze. W tym czasie pracował niewolniczo u rodziny Bismarcka. Znalazł się tam dzięki memu dziadkowi, który pierwszą wojnę światową spędził w okopach i na początku drugiej światowej rzezi nie miał ochoty, by jego synowie stali się „angielskimi pacjentami” albo „włoskimi przeszczepieńcami” Poddał się w 1940 roku, mając do wyboru niemieckie obywatelstwo i oddanie synów na mięso armatnie albo niewolniczą pracę daleko od frontu.

Przez prawie pięć lat rodzina ojca kopała buraki, odcięta od zdobyczy wojennej cywilizacji. Nie mieli pojęcia o mydle czy abażurach z ludzi. Degeneracja albo postęp były w tym wieku równie błyskawiczne, jakby możliwości regresji lub ucywilizowania wyrównały wreszcie swoje szanse.

Wracając do historii rodzinnych. Dlatego, że prawie sto lat temu jakiś Serb zastrzelił arcyksięcia, przez co dziadek spędził parę lat w okopach Verdun, myśląc o swym stosunku do historii, mój ojciec przeżył drugą wojnę światową i dostanie w roku dwutysięcznym jałmużnę odszkodowania za przetrąconą młodość. Jakby symbolicznie w ostatnim roku XX wieku spłacano długi za horror całego stulecia. Czy więc nie byłoby sprawiedliwie, gdyby podobne odszkodowanie dostała reszta ludzkości, której udało się przeżyć? W komunizmie, faszyzmie i każdym innym idiotyzmie, a także za szafą czy pod podłogą. Za dzieciństwo, młodość, starość w XX wieku, czyli za życie w skrajnie trudnych i szkodliwych warunkach. ONZ powinien wypłacić wszystkim wybawieńcom godziwą rekompensatę.

„Playboy” 1999, nr 12

Casting do filmu Wajdy

1. Na pytanie, kto w Polsce jest bohaterem naszych czasów, na miarę Człowieka z marmuru czy „…z żelaza”,Andrzej Wajda bez wahania odpowiedział:„Kobieta”.I o niej właśnie chciałby nakręcić film. Nie dodał, czy miałaby to być „Kobieta z gumy”, pokornie naginająca się do okrutnych czasów i zmarnowanego życia. Niezniszczalna lateksowa lala gwałcona przez historię. Obdarzona anielską cierpliwością i żylakami. Źle umalowana, uwieczniona w ramkach rodzinnej fotografii z ustami rozciągniętymi wiecznym uśmiechem. Wiecznym, choćby spływały po nim łzy. Poddana fanaberiom losu i fanatyzmowi mężczyzn. Jak dotąd zrobiono kilka filmów o „kobiecie z…”. Były to opowieści o umęczonej Matce Polce, czyli Matce Królów, wstrząsająca historia Kobiety samotnej Agnieszki Holland i Przesłuchanie z torturowaną w więzieniach lat pięćdziesiątych szansonistką (Krystyną Jandą). Są to filmy martyrologiczne, bo o polskiej kobiecie z gumy, która przetrzyma wszystko. Zabory, faszyzm, komunizm, nędzę. Nie tylko przeżyje, ale i pomoże żyć mężczyznom trwoniącym beztrosko „substancję narodową” w jakimś ideologicznym onanizmie. Któż lepiej od takiej kobiecej ofiary, próbującej rozsądkiem przywrócić normalność, nadaje się na skromną bohaterkę kina? Gumowa kobieta jest oczywiście mniej fotogeniczna od seksownych gwiazd czy dinozaurów. Ale niekiedy równie opłacalna, gdyż daje szansę nominowania do nagrody za wartości humanistyczne. Andrzej Wajda myślał chyba jednak nie o szarej, skopanej przez los niewieście, lecz o prawdziwej bohaterce w stylu Człowieka z żelaza. Zrealizowanie takiego dzieła to chyba zadanie wyłącznie dla niego, gdyż trzeba geniuszu, by ze zbiorowej ofiary ulepić człowieka, kobietę z marmuru. Prawdziwą gwiazdę, filmową bohaterkę godną wielkiego i kosztownego dzieła sztuki.

Gdyby miał to być film o współczesnej Polce, można by go zatytułować: „Kobieta z silikonu”. O dziewczynie równie elastycznej jak jej matka i babka z gumy, ale bardziej glamour. Raczej w stylu cwanych panienek z Silicon Valley (Krzemowej Doliny) niż ckliwie plastikowej Ani z Zielonego Wzgórza.

2. Kto powinien być pierwowzorem polskiej bohaterki, godnej Oscara? Arcydzieła, zachowującego wartości chrześcijańskie, humanistyczne, narodowe i każde inne w zależności od koniunktury? Ktoś na pewno zaproponuje postać Agnieszki Osieckiej.

Symbol „kobiecości-poetyckości-motylkowatości”. Jak motylek przysiadała na paryskiej „Kulturze”, by chwilę potem odlecieć i spijać koniak z towarzyszami w Moskwie. W kobiecym, jakże poetyckim, roztargnieniu nie zauważała politycznych niuansów. Artystce natchnienie zastępuje rozsądek. A życie płynie w transie, romansie. I tak od paru lat układa się Agnieszce Osieckiej legendę z motylków, roztargnień, westchnień. Ona sama przyznała, że jej rymy nadają się bardziej do sztambucha niż do wyrycia w marmurze. Jednak z romantycznego konterfektu Osieckiej robi się pomnik. Wzorzec lekkiej jak puch kobiecości, szybującej w chmurach: ni to damy, ni muzy. Ni anioła… Od udręczonych kobiet z gumy po drugą skrajność – kobiet z puchu. Pośrodku zaś dziura niczym kobieca bezradność.