Nic podobnego, mówię tylko o języku, który Słowo Boże zamienił w kościelną nowomowę. Nie wszędzie, ale wystarczająco często, by idąc na mszę, bać się kazania. Słowo jest jak chleb i trzeba się nim dzielić, a nie pakować ten chleb sobie do ust, także niewiele można już zrozumieć. Czy dar wymowy zachowali jedynie jezuici i górale? Uwielbiam słuchać misjonarzy. Ostatnio jeden z nich krzyczał na pół Batut, ludzie padli na kolana i w płacz. To było kazanie! Być może trzeba nas nawracać po misjonarsku, a nie zanudzać po księżowsku?
Pani nie zgadza się na język księży, wielu czytelników oburza język pani książek. Doradzi im pewnie pani: nie czytać!
Mój język jest zabawą, esejem, emocjami. Czemu się oburzać? Nie pretenduję do rządu dusz.
Rozmawiał Krzysztof Masłoń
„Rzeczpospolita” 1998, nr 304