Выбрать главу

Jest! To na pewno on! A to ci dopiero smyk, jednak wydostał się z plaży.

Uszczęśliwiony opiekun ruszył jak wystrzelony z procy.

– Sindre! – krzyknął, nie zwracając uwagi na ludzi dokoła. – Sindre!

Chłopiec obejrzał się, zauważył Garda i biegł dalej. I to jeszcze szybciej. Mężczyzna nic nie rozumiał. Jego podopieczny wyglądał tak, jakby płakał.

Dogonił go bardzo szybko i chwycił za rękę. Mały zaczął mu się wyrywać, krzycząc i kopiąc gdzie popadnie.

– Ależ Sindre! To przecież ja, Gard. Poszedłem kupić ci coś do picia. Dlaczego uciekłeś?

Niosąc dziecko na rękach wzdłuż brzegu, zastanawiał się intensywnie nad nagłą zmianą jego zachowania. Starał się za wszelką cenę go uspokoić, co wcale nie było łatwe, ponieważ malec przez cały czas zanosił się płaczem i w ogóle nie chciał rozmawiać z opiekunem.

Wreszcie znaleźli się przy Anicie. Gard wolał nadal trzymać chłopca na rękach, bojąc się, by mu ponownie nie uciekł.

– Co, u licha, tu się wydarzyło? – spytał surowym głosem dziewczynę. – Dlaczego on uciekł?

– A skąd mam to wiedzieć? – odparła z irytacją. – Cały czas bawił się nad wodą i nagle po prostu gdzieś pobiegł. Razem z innymi. Najlepiej będzie, jak odwiezie go pan do domu, a potem wróci tutaj już sam. Boże drogi, ależ on wyje, wszyscy się na nas gapią! Niech go pan wreszcie uspokoi!

– Sindre, może chcesz napić się oranżady? – mężczyzna zwrócił się łagodnie do chłopca.

On tylko pokręcił głową. Szlochanie zmęczyło go tak bardzo, że wprost nie mógł mówić.

– Do maa – myy! Ja chcę do maa – myy!

– To byłoby najlepsze rozwiązanie – odezwała się dziewczyna, zirytowana tym, że wszyscy zwracają na nich uwagę.

Gard nie dawał za wygraną.

– Powiedz mi, Sindre, dlaczego nie zostałeś z Anitą, kiedy odszedłem na chwilę? Przecież wiesz, że nie wolno ci biegać samemu po plaży. Anita jest miła, chciała cię popilnować, a ty jej uciekłeś.

Sindre próbował wytrzeć sobie zapłakaną buzię, ale nadal nie patrzył opiekunowi w oczy.

Nagle podeszło do nich dwóch chłopców w wieku około dziesięciu lat.

– Przepraszam, ale to było inaczej – oświadczył jeden z nich. – Ta pani powiedziała do niego, że pan go nie lubi i nie chce mieć z nim nic wspólnego. I kazała mu się stąd wynosić.

– No, nie, co za bezczelność! – oburzyła się dziewczyna. – Nic takiego nie powiedziałam!

– To prawda – potwierdziła jakaś kobieta otoczona liczną rodziną. – Ci chłopcy mają rację, ja też słyszałam.

Po czym powtórzyła niemal słowo w słowo to, co mówiła Anita, a jej bliscy kiwali tylko potakująco głowami.

Na koniec rzekła:

– Przecież widziałam, jaki pan był miły i delikatny dla małego, zanim ona się tu pojawiła, dlatego nie wierzyliśmy w ani jedno jej słowo. Zdaje się, że jest zdolna zrobić wszystko, żeby tylko zaciągnąć faceta do łóżka.

Gard stał zupełnie oniemiały. Jego twarz z każdą chwilą coraz bardziej pochmurniała. Wreszcie zwrócił się do Anity lodowatym głosem:

– Przypadek zrządził, że bardzo się przywiązałem do tego chłopca. Nie jestem jego ojcem, to prawda, ale on nie ma innego. Nigdy, absolutnie nigdy nie przeszło mi nawet przez myśl, żeby się go pozbyć. Dziś rano sam poszedłem do jego matki i zaproponowałem, że zabiorę go ze sobą na plażę. Spodziewałem się po pani innego zachowania. Nawet nie przypuszczałem, że jest pani zdolna narazić dziecko na coś takiego. On już nieraz został skrzywdzony w swoim krótkim życiu. Chodź, Sindre, wracamy do domu!

– Niech pan da spokój, Gard – zaczęła łagodnym głosem dziewczyna. – Przecież nie miałam zamiaru…

– Nieważne, czy miała pani zamiar czy nie – odparł mężczyzna, zbierając rzeczy.

Anita podeszła do niego bliżej i przerwała mu ze złością:

– Czyli dla pana ważniejszy jest ten smarkacz niż ja? Jeśli teraz pan sobie pójdzie, to może pan o mnie zapomnieć! Żeby pan nie żałował!

Gard spojrzał na nią lodowatym wzrokiem.

– Nigdy o nic nie prosiłem. To pani zabiegała o mnie. Ale ja nie jestem zainteresowany.

Po czym wziąwszy pochlipującego jeszcze chłopca na rękę, ruszył do wyjścia.

Gdy dotarli do samochodu, wyznał:

– To najgłupsza dziewczyna, jaką kiedykolwiek spotkałem! Żeby tak kłamać! Dobrze wiesz, że cię lubię, Sindre. Jesteś mi bardzo bliski. Kiedy wyjechałem na kilka tygodni, przez cały czas o tobie myślałem. A dziś przyszedłem do was i zabrałem cię ze sobą, prawda? Przecież na pewno bym tego nie zrobił, gdybym cię nie lubił. Wierzysz mi teraz?

Chłopiec skinął głową i bąknął pod nosem:

– Głupia baba!

– Tak, masz rację! Pamiętaj, że jesteś moim najlepszym przyjacielem. Możesz zawsze do mnie się zwrócić, kiedy będzie ci ciężko. Jeśli tylko będziesz mnie potrzebował, od razu przyjdę. Wiesz co, ale nie powinniśmy jeszcze wracać do domu, bo mama spodziewa się nas dopiero około czwartej. Wybierzemy się na lotnisko i popatrzymy sobie na samoloty, co ty na to?

Wszystkie czarne chmury od razu zniknęły. Oczy chłopca natychmiast rozbłysły.

– O, tak!

– Ojej! – wykrzyknął Gard. – A to byśmy się wybrali! Przecież nie możemy jechać na lotnisko w kąpielówkach! Musimy przebrać się w samochodzie.

– A to byśmy się wybrali! – powtórzył Sindre, śmiejąc się niemal do łez.

ROZDZIAŁ XIII

Mali biegała nerwowo po kuchni, wykonując wiele niepotrzebnych czynności, ale zupełnie nie mogła się skupić. Co robi tutaj ta sól, właściwie po co ją tu postawiła? Godzina, która może być godzina…? Za piętnaście czwarta. A ona nie zrobiła jeszcze nawet sosu.

Deser… desel, jak mówi Sindre. Czy zdąży wystygnąć? Naprawdę kiepska ze mnie gospodyni, wszystko idzie mi jak po grudzie.

Za to stół był już odświętnie nakryty białym obrusem z zielonymi i fioletowymi dodatkami. Na trzy osoby…

Żeby on tylko źle nie zrozumiał tego zaproszenia na obiad!

Mali stanęła nagle jak wryta z drewnianą łyżką w ręku.

Nie zrozumiał źle? A czy ona nie widziała w Gardzie Mörkmoenie ojca dla Sindrego? Przecież niebezpieczeństwo już minęło, a on widocznie polubił chłopca, bo w przeciwnym razie już dawno zakończyłby tę znajomość. Nie zrobił tego, wręcz przeciwnie.

Badała samą siebie, gruntownie i bezwzględnie. Jej zaproszenie naprawdę nie było niczym innym niż uprzejmym gestem. Ale mogło zostać zinterpretowane inaczej. Gard Mörkmoen rzeczywiście trochę się zawahał…

Może więc nie powinna przygotowywać tak wystawnego obiadu? Jeśli na określenie „wystawny obiad” zasługiwały kotlety i kompot… Może powinna zdobyć się na nonszalancję i podsunąć mu talerz z całkowicie obojętną twarzą? Dać mu jasno do zrozumienia, że ona naprawdę nie zamierza…

Roześmiała się głośno. Nie, na pewno nie powinna się tak zachować. Po prostu musi podejść do tego ze spokojem.

Przeraziła się. Na schodach słychać było kroki! Już wracali? W panice zerknęła przelotnie w lustro. Potargana i czerwona na twarzy, wyglądała jak prawdziwa zabiegana mamusia. Z całą pewnością w niczym nie przypominała wyniosłej i chłodnej pani domu.

Ach, nieważne! To przecież tylko Gard Mörkmoen!

Tylko?

Głos Sindrego odbijał się echem na klatce schodowej.

– No, chodź! My tu mieszkamy, mama i ja. O, widzisz, tam stoi mój stary wózek, ale nie jest już mi potrzebny, wiesz?

Jak ładnie i wyraźnie mówi mój mały chłopiec, pomyślała Mali. I na dodatek jak dużo!

Męski niski głos odpowiedział coś krótko. Po czym znowu odezwał się Sindre:

– Dzień dobry, ciociu Nilsen! To ja i mój tata!