Linnea i Beatrix wpadły w jeszcze większy przestrach.
– A co z łady Beatrix? – spytała lady Harriet – Wspomniał o niej?
– Powiedział, że mam jej towarzyszyć do spiżami i zabrać wszystko, co może być potrzebne. Potem mamy pójść do Maynarda. Mają biedaka umieścić w koszarach.
Lady Harriet poderwała się bez wahania, jakby wezwanie do obowiązków przywróciło jej siły. Odpięła pasek z pękiem kluczy i wetknęła je do ręki Beatrix, poczym ująwszy dziewczynę za ramię, pociągnęła ją w stronę drzwi.
– Dołączę do ciebie przy łożu Maynarda, gdy moja obecność me będzie im już potrzebna. Ach, koszary, dla tego, który powinien tu panować. – Splunęła. – Niech będą przeklęci! – Wbiła w Lineę lodowate spojrzenie. – A ty lepiej zejdź mi z oczu. Ściągnęłaś już na nas dość nieszczęść na jeden dzień. Że też Edgar mnie nie posłuchał.
Obróciwszy się na pięcie wyszła, pozostawiając po sobie rytmiczny stukot laski o posadzkę. Kiedy i ten odgłos umilkł. Linnea słyszała już tylko szum krwi w uszach i nie wypowiedziane do końca oskarżenie, w którego cieniu upływało całe jej dotychczasowe życie…tylko że dziś brzmiało ono gorzej, znacznie gorzej.
Wiedziała, co babka miała na myśli: Linnea powinna zostać uśmiercona w chwili narodzili, by złe instynkty przypisane jej duszy nie znalazły ujścia na ten świat, a rodzina uchroniła się przed nieszczęściami, jakie owo zło musiało na nią ściągnąć. Jedno z tych nieszczęść właśnie na nich spadło, a winna mu była, oczywiście, Linnea. Przymknąwszy oczy, aż się zachwiała przytłoczona brzemieniem swego losu.
Kiedy pomocna dłoń ujęła ją za łokieć, ciemność w jej głowie nieco się rozproszyła.
– Ty nie ponosisz za to winy – usłyszała tuż przy uchu gorący szept Beatrix.
Zadrżała. Dobra, słodka Beatrix. Gdyby nie głęboka miłość i wsparcie siostry. Linnea chyba by nie przeżyła tych wszystkich lat upokorzeń. Beatrix niewiele mogła poradzić na to, jak inni ludzie traktują drugą z bliźniaczek, ale już fakt, że sama nie wierzyła w złą naturę siostry, znaczył dla Linnei bardzo wiele. Łączyła je więź, której nikt inny nie był w stanic zrozumieć. Beatrix była jedyną istotą, kochającą Linneę, a Linnea odwzajemniała jej uczucie z gorliwością, która czasami aż budziła lęk.
W tej chwili pokrzepiający uścisk i wypowiedziane szeptem słowa otuchy całkowicie wystarczyły, by Linnea odzyskała pewność siebie. Spojrzała w piękne szarozielone oczy siostry i pogładziła leciutko jej krągły policzek.
– Dziękuję ci, Bea. Dziękuję. Ale niezależnie od tego, kto ponosi winę, znajdujemy się w naprawdę ciężkim położeniu.
Beatrix potwierdziła skinieniem głowy, a potem przytknęła czoło do czoła Linnei, jak często robiły będąc dziećmi. Linneę ogarnęło poczucie bliskości, jakiego dawno nie zaznała, a potrzeba chronienia przed wszelką krzywdą tej, którą kochała najbardziej z całej rodziny, jeszcze się w niej wzmogła.
Beatrix odsunęła się pierwsza.
– Muszę iść do Maynarda…
– Nie! Nie – zaprotestowała Linnea, trzymając siostrę za ramię. – Nie powinnaś sama wychodzić z zamku, kiedy są tam ci wszyscy mężczyźni.
– Będzie przy mnie Norma. – Beatrix spojrzała na nianię, która opadłszy na ławkę wciąż ciężko dyszała.
– Nie. To ja pójdę z Normą – zadecydowała Linnea.
– Słyszałaś przecież, co powiedziała babka. Masz tu zostać. Ja mam pójść do Maynarda.
Ale Linnea była nieustępliwa. Choć przerażona tym, co spodziewała się zastać na zewnątrz – począwszy od obecności żądnych krwi najeźdźców po stan brata – jeszcze większym lękiem napawała ją myśl, że Beatrix będzie musiała stawić czoło tym okropnościom.
– Maynard z pewnością krwawi – powiedziała szybko, starając się. by jej ton zabrzmiał przekonująco. – Lepiej, żebym to ja poszła. – Poza tym mam jedyną szansę pokazać babce, że to nie moja wina, pomyślała. Jeśli zdołam uratować Maynarda…
– A jeśli on umrze? – spytała drżącym szeptem Beatrix jakby znała myśli siostry.
Linnea nawet nie chciała o tym myśleć.
– Chodź ze mną. Normo. Musimy się pospieszyć. Szybko, Bea. Zamień się ze mną ubraniem, a potem zamknij się tutaj i nie otwieraj nikomu spoza rodziny.
Beatrix wahała się przez moment Linnea wiedziała dlaczego. Nie zamieniały się rolami już od wielu lat… odkąd umarła ich matka i babka zabroniła im tych dziecięcych figli – Kiedy zrobiły to jedyny raz od tamtego czasu, zostały surowo ukarane… to znaczy Linnea została ukarana. W końcu Beatrix pokiwała głową, pełna obaw, lecz jak zawsze chętna udziału w szalonym pomyśle siostry.
Zawsze tak było. Linnea zuchwałą i szalona; Beatrix ostrożna i ufna. Linnea nie buntowała się przeciwko karze, jeśli była skutkiem przewinienia z jej strony… podobnie jak wydawało jej się sprawiedliwe, że Beatrix nie ponosi kary, jako że tonie ona by/a prowodyrem wszelkich występków. Tylko niezasłużone kary budziły jej sprzeciw – to, że rodzina uznawała ją za wyrzutka, że nie kochano jej tak samo jak siostry, że nigdy nie dostawała takich wspaniałych rzeczy jak Beatrix.
Linnea zrzuciła z siebie odzienie. Było proste w kroju i nie miało żadnych ozdób. Natomiast suknia, którą podała jej Beatrix, uszyta była z cienko tkanej wełny w kolorze leśnej – zieleni. Wycięcie przy szyi zdobiła złota wstążka, biegnąca też w dół na przodzie stanika. Tafię oplatał cienki skórzany pasek tłoczony w powtarzający się wzór celtyckich węzłów i mitycznych stworzeń. Nałożyła tę wspaniałą suknię na swą szorstką płócienną koszulę, na moment zapominając o okolicznościach, zmusiły je do tej zamiany. Mając na sobie piękny strój – a daleko mu było do najlepszych odświętnych szat Beatrix – niemal uwierzyła, iż to ona jest tą pierwszą córką. Najskromniejszy strój Beatrix był znacznie wytworniejszy od najlepszego ubrania drugiej z sióstr.
Linnea wygładziła spódnicę i zapięła pasek. Dopiero kiedy odrzuciła gruby warkoce na plecy i spojrzała na Beatrix, znów wróciła myślami do rzeczywistości.
Czyżby wyglądała tak samo w swych zgrzebnych szatach? Nie, to niemożliwe; zwątpiła, czy wymyślony przez nią podstęp może się udać, ponieważ nawet w prostym, nadzwyczaj skromnym ubraniu Beatrix nadal była piękna. Każdy musiał od razu przejrzeć ich oszustwo.
– Panie, zmiłuj się – odezwała się w tym momencie Norma, wodząc wzrokiem od jednej do drugiej ze swych podopiecznych. – Gdyby nie ten szczególny znak. po którym można was odróżnić…
Urwała, lecz to wystarczyło, by Linnea poczuła się znacznie lepiej. Może różnice pomiędzy nią a siostrą nie były aż tak oczywiste dla innych jak dla niej.
– Nie zapomnij o kluczach – napomniała Norma szeptem, jakby się bała, że ściany mogą wydać ich sekret.
Linnea zastanawiała się, czy niania bardziej się boi gniewu lady Harriet czy de la Manse'a. Zadrżała stwierdziwszy w duchu, że i ona mogłaby sobie zadać to pytanie.
– Bądź ostrożna, droga siostro – poprosiła Beatrix, przyciągając Linneę, by ja uścisnąć. – Powiedz naszemu bratu, że się za niego modlę. I wracaj jak najszybciej.
Linnea z Normą zeszły po krętych kamiennych schodach, trzymając się za ręce dla dodania sobie otuchy. W całym zamku Maidenstone panowała dziwna, inna niż zwykle atmosfera. Gdyby nawet nie czuć było dymu. a Linnea nie była świadkiem tych wszystkich strasznych wydarzeń, i tak wyczułaby zmianę, jaka zaszła w jej domu. Miała wrażenie, iż nawet od murów bije jakieś dziwne napięcie. Jakiś budzący grozę niepokój. I te odgłosy… inne niż zawsze, jakby nie pasujące do otoczenia. Zbyt wiele męskich głosów… żadnych kobiecych.
Gdzie się podziały wszystkie kobiety?