Bardzo się starała, żeby mieć profesjonalny wygląd w pracy, i przed wyjazdem na miejsce zbrodni zawsze wkładała marynarkę. Położyła rękę na klamce, gestem niosącym wyraźne przesłanie: koniec dyskusji. Nie ustąpił z progu.
– Słuchaj, przyznaję, że popełniłem błąd. Nie dostrzegłem analogii do sprawy Hoyta. Ty zauważyłaś to pierwsza. Powinienem był od początku cię słuchać.
– Bo nie miałeś z nim do czynienia.
– Opowiedz mi o nim, Jane. Musimy z sobą współpracować.
Roześmiała się. Jej śmiech był ostry jak szkło.
– Skąd tak nagle zaczęło ci zależeć na współpracy? To coś zupełnie nowego.
Zrezygnowana, że nie może go odprawić, odwróciła się i weszła do saloniku. Poszedł za nią, zamykając za sobą drzwi.
– Opowiedz mi o Hoycie.
– Możesz przeczytać jego akta.
– Już to zrobiłem.
– Wobec tego wiesz wszystko.
– Nie wszystko.
Odwróciła się, żeby na niego spojrzeć.
– Czego jeszcze nie wiesz?
– Chcę wiedzieć to samo co ty.
Zbliżył się do niej. Przeszył ją strach.
Stała przed nim boso, zbyt wyczerpana, żeby móc odeprzeć jego atak. To był atak – tak to odczuwała – jego żądania i wzrok, którym wydawał się przenikać tę odrobinę odzienia, którą miała na sobie.
– Między wami istnieje więź emocjonalna – powiedział.
– Rodzaj wzajemnego przywiązania.
– Nie wmawiaj mi żadnego pieprzonego przywiązania.
– A jak byś to nazwała?
– Był mordercą, którego ujęłam.
Nic więcej.
– Z tego, co słyszałem, jest coś więcej. Chcesz czy nie, istnieje między wami więź. Powrócił do twojego życia celowo. Wybór grobu, przy którym zostawił zwłoki Karenny Ghent, nie był przypadkowy.
Milczała. Nie mogła zaprzeczyć temu argumentowi.
– Jest myśliwym, podobnie jak ty – ciągnął Dean.
– Oboje polujecie na ludzi. To wasza wspólna cecha. Łączy was wspólnota zainteresowań.
– Nie mamy wspólnych zainteresowań.
– Ale rozumiecie się wzajemnie.
Niezależnie od twoich odczuć, jesteście z sobą związani. Dostrzegłaś jego wpływ na Hegemona wcześniej niż ktokolwiek inny. Wyprzedziłaś nas wszystkich.
– A ty myślałeś, że potrzeba mi psychiatry.
– Wtedy rzeczywiście tak myślałem.
– Więc nie jestem stuknięta, tylko genialna.
– Potrafisz odczytywać jego myśli. Możesz nam pomóc przewidzieć jego następne kroki. Wiesz, czego on chce.
– Skąd mam to wiedzieć?
– Łączy was swoista intymność, która nie dotyczy jakiegokolwiek gliny.
– Intymność? Tak to nazywasz? Ten sukinsyn omal mnie nie zabił.
– Czy jest coś bardziej intymnego niż morderstwo?
W tym momencie poczuła do niego nienawiść, gdyż powiedział prawdę, która przyprawiała ją o dreszcze.
Odgadł istotę rzeczy, istotę, którą ze zgrozą sobie uświadamiała: ona i Warren Hoyt byli z sobą związani na zawsze, a ich strach i odraza są silniejszymi uczuciami niż miłość.
Usiadła na kanapie.
W innej sytuacji kłóciłaby się z nim; miała w sobie wystarczająco dużo zapalczywości, żeby słowo po słowie stawić czoło każdemu fałszywemu punktowi widzenia. Dziś jednak była zmęczona, tak zmęczona, że nie miała siły bronić się przed pytaniami Deana.
Czuła, że będzie nalegał tak długo, aż uzyska odpowiedź, więc lepiej było się poddać – mieć z głowy to, co i tak wydało jej się nieuniknione. Liczyła, że potem da jej spokój i pójdzie sobie.
Wyprostowała się i spojrzała na identyczne szramy na obu dłoniach – najbardziej rzucające się w oczy pamiątki po Hoycie. Inne blizny były trudniej zauważalne: wyleczone złamania żeber i kości twarzy, widoczne dopiero na prześwietleniu. Najmniej widoczne były – przypominające szczeliny po trzęsieniu ziemi – pęknięcia na drodze, którą szła przez życie.
Miała wrażenie, że w trakcie paru ostatnich tygodni szczeliny zaczęły się poszerzać, jak gdyby grunt, po którym stąpała, groził zapadnięciem się.
– Nie wiedziałam, że tam jeszcze był – szepnęła.
– Stał tuż za mną… w piwnicy… w tamtym domu…
Usiadł na krześle naprzeciw niej.
– Ty sama go dopadłaś.
Byłaś jedynym gliną, który wiedział, gdzie go szukać.
– Tak.
– Skąd to wiedziałaś?
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
– Łut szczęścia.
– Nieprawdopodobne, żeby to był ślepy przypadek.
– Nie praw mi komplementów, na które nie zasłużyłam.
– Za mało ci powiedziałem komplementów, Jane.
Spojrzała na niego.
Patrzył na nią tak intensywnie, że zapragnęła się schować. Nie miała dokąd pójść, nie wiedziała, jak się obronić przed jego świdrującym spojrzeniem. Czy wie, co się dzieje w mojej głowie? Czy domyśla się, jaka się czuję bezbronna?
– Opowiedz mi, co się wydarzyło w piwnicy – poprosił.
– Wiesz, co się wydarzyło.
Czytałeś moje zeznanie.
– Zeznania nie mówią wszystkiego.
– Nie mam nic do dodania.
– Albo nie chcesz.
Ogarnęła ją złość.
– Nie chcę do tego wracać.
– Nie potrafisz przestać o tym myśleć, prawda?
Patrzyła na niego, zastanawiając się, jaką prowadzi grę, zarazem dziwiąc się, że tak łatwo pozwoliła się w nią wciągnąć.
Znała charyzmatycznych mężczyzn, przyciągających jak magnes wzrok kobiet, ale miała dość rozsądku, żeby trzymać się od nich z daleka, uważać ich za takich, jakimi byli – genetycznie wyróżnionymi spośród rzeszy innych śmiertelników.
Nie interesowała się nimi i nie wzbudzała ich zainteresowania. Dziś jednak miała coś, czego potrzebował Gabriel Dean. Zogniskował na niej całą moc swojego czaru i, o dziwo, ów czar na nią działał. Nigdy dotąd, przy żadnym mężczyźnie, nie czuła się tak zmieszana… a przy tym podniecona.
– Zwabił cię do piwnicy – powiedział Dean.
– Pozwoliłam się zwabić.
Nie wiedziałam, że to była pułapka.
– Dlaczego tam weszłaś?
Umilkła, zaskoczona tym pytaniem.
Przypomniała sobie tamto popołudnie, kiedy stała w otwartych drzwiach do piwnicy, bojąc się zejść po ciemnych schodach. Przypomniała sobie duszący upał wewnątrz domu i pot moczący jej biustonosz i koszulę. Przypomniała sobie strach, który wyczuwała wszystkimi zmysłami. Intuicja podpowiadała jej, że coś było nie w porządku. Przeczuwała, co ją spotka po zejściu tymi schodami.
– Dlaczego? – powtórzył Dean.
– Tam była ofiara – szepnęła.
– Catherine Cordell?
– Była w piwnicy. Przywiązana do pryczy…
– Na przynętę.
Zamknęła oczy.
Poczuła zapach wilgotnej ziemi i krwi Catherine. Zapach własnego potu, kwaśnego od strachu.
– Połknęłam haczyk.
– Wiedział, że tak zrobisz.
– Powinnam była to przewidzieć…
– Myślałaś tylko o ofierze.
O Catherine Cordell.
– Chciałam ją ocalić.
– I zrobiłaś błąd.
Otworzyła oczy i spojrzała nań z gniewem.
– Błąd?
– Nie sprawdziłaś przedtem pomieszczenia.
Wystawiłaś się na atak. Popełniłaś najbardziej podstawowe błędy. Zdumiewające jak na tak inteligentną osobę.
– Nie byłeś tam. Nie znasz sytuacji, w jakiej się znalazłam.
– Przeczytałem twoje zeznanie.