Выбрать главу

– Czy zadałbyś mi to samo pytanie, gdybym była mężczyzną?

– Ale nie jesteś mężczyzną.

– Więc automatycznie muszę mieć ochronę?

– Czemu poczułaś się dotknięta?

– Dlaczego bycie kobietą ma mnie czynić niezdolną do obrony własnego domu?

Westchnął.

– Czy zawsze chcesz prześcignąć mężczyzn, pani detektyw?

– Pracowałam ciężko, żeby być traktowana na równi ze wszystkimi – oświadczyła.

– Nie będę prosiła o specjalne względy tylko dlatego, że jestem kobietą.

– Znalazłaś się w tej sytuacji wyłącznie z tego powodu, że jesteś kobietą.

Chirurg ma obsesję seksualną właśnie na punkcie kobiet, a Hegemon gwałci nie mężów, lecz ich żony. Nie powiesz mi, że to, iż jesteś kobietą, nie sprawia mu różnicy. Wzdrygnęła się na wspomnienie gwałtu.

Do tej chwili dyskutowała o napadach seksualnych wyłącznie w odniesieniu do innych kobiet. Świadomość, że sama jest potencjalnym celem ataku, sprawiła, że zaczęła traktować temat rozmowy bardzo osobiście i czuła się skrępowana omawianiem go z mężczyzną.

Jeszcze bardziej krępował ją sam Dean, sposób, w jaki na nią patrzył, jak gdyby utrzymywała tajemnicę, którą chciał z niej wydrzeć.

– Tu nie chodzi o to, czy jesteś gliną i czy potrafisz sama się obronić – mówił dalej.

– Chodzi o to, że jesteś kobietą, o której zapewne Hoyt marzył przez te wszystkie miesiące.

– Jemu zależy na Catherine, nie na mnie.

– Catherine Cordell pozostaje poza jego zasięgiem.

Nie jest w stanie się do niej dobrać. Ale ty jesteś na miejscu, w zasięgu ręki. Kobieta, którą już prawie pokonał i zdołał przyszpilić do piwnicznej podłogi. Trzymał ostrze na twoim gardle, czuł zapach twojej krwi.

– Przestań, Dean.

– W pewnym sensie ma do ciebie prawo. Jesteś jego własnością.

Poruszasz się na jego obszarze, zajmując się zbrodniami, które on popełnia. Każdy trup to wiadomość adresowana do ciebie, znak dla twoich oczu. Zapowiedź tego, co zaplanował z myślą o tobie.

– Powiedziałam: przestań!

– A tobie się zdaje, że nie potrzebujesz ochrony?

Jeśli sądzisz, że pistolet i odwaga wystarczą, żeby przeżyć, to znaczy, że nie słuchasz swojej własnej intuicji.

Wiesz, jaki będzie jego następny krok. Wiesz, o czym marzy, co go nakręca. Wszystko to wiąże się z tobą i z tym, co dla ciebie zaplanował.

– Zamknij się, do cholery!

– Wybuch zaskoczył ich oboje.

Patrzyła na niego, speszona utratą panowania nad sobą i łzami, które wzięły się nie wiadomo skąd. Do diabła, nie powinna była płakać.

Nigdy jeszcze nie pozwoliła żadnemu mężczyźnie oglądać swojego załamania, a nie chciała, żeby tym pierwszym był Dean.

Odetchnąwszy głęboko, powiedziała spokojnie: – Chcę, żebyś zaraz wyszedł.

– Proszę tylko, żebyś posłuchała głosu rozsądku i przyjęła taką ochronę, jaką sama zaproponowałabyś każdej innej kobiecie.

Wstała i podeszła do drzwi.

– Dobrej nocy, agencie Dean.

Przez chwilę nie reagował, a ona zastanawiała się, co ma zrobić, żeby go wyrzucić z domu. Podniósł się w końcu, lecz gdy doszedł do drzwi, zatrzymał się i spojrzał na nią z góry.

– Nie jesteś niezwyciężona, Jane – oświadczył.

– I nikt tego od ciebie nie oczekuje.

Jeszcze długo po jego wyjściu stała z zamkniętymi oczami, przycisnąwszy plecy do zaryglowanych drzwi, czekając, aż z niej opadnie podniecenie, które wywołał.

Wiedziała, że nie jest niezwyciężona.

Dowiedziała się tego przed rokiem, kiedy patrzyła w twarz Chirurga, spodziewając się cięcia skalpela. Nie chciała o tym pamiętać; miała żal do Deana, że przypomniał jej to wszystko w tak brutalny sposób.

Wróciła na kanapę i wzięła telefon ze stolika.

W Londynie był dopiero świt, ale nie mogła dłużej czekać. Po drugim dzwonku usłyszała chrypliwy głos Moorea, rześki mimo wczesnej pory.

– To ja – powiedziała Rizzoli.

– Przepraszam, że cię obudziłam.

– Przejdę do drugiego pokoju.

Czekała.

Słyszała skrzypienie sprężyn łóżka, gdy wstawał, a potem odgłos zamykanych drzwi.

– Co się stało? – zapytał.

– Chirurg znów poluje.

– Są jakieś ofiary?

– Uczestniczyłam parę godzin temu w sekcji.

To jego robota.

– Nie traci czasu.

– Jest coś gorszego, Moore.

– Jak to możliwe?

– Ma nowego partnera.

Nastała długa cisza.

– Kto to? – spytał cicho.

– Podejrzewamy, że to ten sam morderca, który zabił małżeństwo w Newton. Jakimś sposobem zszedł się z Hoytem. Teraz polują razem.

– Tak prędko?

Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie się zeszli?

– Wiedzieli o sobie. Musieli być z sobą w kontakcie.

– Gdzie się spotkali? Kiedy?

– Musimy się tego dowiedzieć. To może być istotne do ustalenia tożsamości Hegemona.

– Nagle pomyślała o sali operacyjnej, z której uciekł Hoyt.

Kajdanki.

To nie strażnik je otworzył, tylko ktoś inny. Człowiek, który wszedł do sali operacyjnej, prawdopodobnie w fartuchu chirurgicznym albo płaszczu laboratoryjnym.

– Powinienem tam być – powiedział Moore.

– Pracować wraz z tobą…

– Nie, nie powinieneś.

Powinieneś być tam, gdzie jesteś, razem z Catherine. Nie sądzę, żeby Hoyt ją znalazł. Z pewnością będzie próbował. Wiesz, że nigdy nie rezygnuje. Teraz jest ich dwóch, a my nie mamy pojęcia, jak wygląda jego wspólnik. Nie poznasz go, gdyby zjawił się w Londynie. Musisz być przygotowany. Jakby się można było zabezpieczyć przed atakiem Chirurga, pomyślała, odkładając słuchawkę.

Rok temu tak się właśnie zdawało Catherine Cordell.

Zamieniła dom w fortecę i żyła jak w stanie oblężenia. Mimo to Hoyt prześliznął się przez linie obronne; uderzył w najmniej spodziewanym momencie, w miejscu, które jej się wydawało bezpieczne. Mnie też się zdaje, że w domu jestem bezpieczna.

Wstała z kanapy i podeszła do okna.

Patrząc w dół, na ulicę, zastanawiała się, czy ktoś ją obserwuje, czy widzi ją w tej chwili, stojącą w oświetlonym wnętrzu. Nietrudno było ją odnaleźć. Wystarczyło, żeby Chirurg odszukał w książce telefonicznej hasło „J. Rizzoli”.

Przejeżdżający ulicą samochód policyjny zwolnił i zatrzymał się przy krawężniku. Przez chwilę nań patrzyła, ale nie odjeżdżał. Wyłączone światła wskazywały, że zatrzymał się na dłużej. Nie prosiła o ochronę, ale domyśliła się, kto się o nią postarał.

Gabriel Dean.

Dzieje ludzkości rozbrzmiewają echem krzyków kobiet. Podręczniki historii nie zwracają większej uwagi na drastyczne szczegóły, które nas najbardziej interesują. Zawierają suche opisy strategii wojennych, oskrzydlających ataków, przebiegłości generałów i koncentracji wojsk. Są w nich ilustracje z pól bitewnych: mężowie w zbrojach, z mieczami w ręku, muskularne ciała, mięśnie napięte z wysiłku.

Oglądamy obrazy przywódców na szlachetnych rumakach: wzrokiem ogarniają pola, na których kolumny żołnierzy przypominają łany zboża, oczekujące na kosy; oglądamy mapy, na których strzałki pokazują trasy marszów zwycięskich armii.

Czytamy teksty ballad wojennych, śpiewanych w imię króla i ojczyzny. Miarą triumfów mężczyzn była zawsze ilość przelanej krwi żołnierzy. Żaden z podręczników nie mówi o kobietach. Wiemy, że były; miękkie ciała i gładkie skóry, zapach ich perfum unosi się nad kartami historii. Wiemy, mimo że o tym się nie mówi, iż okrucieństwa wojny nie kończą się na polach bitewnych. Z chwilą gdy pada ostatni żołnierz wroga, zainteresowanie zwycięskiej armii zwraca się ku zdobytym kobietom.