Ja też.
– Ale czy pani cokolwiek o nim wie?
– Powiedziano mi, że był absolutnie normalny. Wiem, że miał lepsze dzieciństwo niż mnóstwo innych ludzi, którzy nie zarzynają kobiet.
– Normalny.
– Wydawało się, że to określenie ubawiło doktor O’Donnell.
Pierwszy raz, od chwili kiedy usiedli, zwróciła się do Deana.
– Agencie Dean, jaka jest pańska definicja normalności?
Wymienili przeciągłe spojrzenia – ciąg dalszy dawnej potyczki, nie do końca rozstrzygniętej, lecz głos Deana nie zdradzał nieprzyjaznych uczuć.
– Detektyw Rizzoli zadała pytanie. Proszę na nie odpowiedzieć, pani doktor – odparł spokojnie.
Jane dziwiło, że tak długo powstrzymał w sobie chęć nadawania tonu rozmowie.
W jej opinii był człowiekiem przyzwyczajonym do odgrywania głównej roli, a jednak przy przesłuchaniu doktor O’Donnell nie przejął inicjatywy, zadowalając się rolą obserwatora.
Poniesiona złością pozwoliła, żeby rozmowa odbiegła od tematu. Musiała odzyskać kontrolę nad jej przebiegiem, ale żeby to osiągnąć, powinna się uspokoić, a potem postępować spokojnie i metodycznie.
– Kiedy zaczęliście do siebie pisywać? – spytała.
– Około trzech miesięcy temu – odparła rzeczowo doktor O’Donnell.
– Dlaczego postanowiła pani napisać do niego?
– Chwileczkę.
Doktor O’Donnell wydawała się zaskoczona.
– Pomyłka. Nie ja pierwsza do niego napisałam.
– Twierdzi pani, że to Hoyt zainicjował korespondencję?
– Owszem. Napisał do mnie pod pretekstem, że słyszał o moich badaniach w dziedzinie patologii przemocy. Wiedział, że bywałam świadkiem obrony w rozmaitych sprawach.
– Chciał panią zaangażować?
– Nie.
Zdawał sobie sprawę, że nie ma szans na zmianę wyroku. Było już za późno. Pomyślał, że jego przypadek może mnie zainteresować, i miał rację.
– Dlaczego?
– Ma pani na myśli to, dlaczego mnie zainteresował?
– Dlaczego traciła pani czas na kogoś takiego jak Hoyt.
– Jest dokładnie takim rodzajem osobnika, o jakim chciałabym wiedzieć więcej.
– Badało go z pół tuzina psychiatrów.
Nie ma żadnych odchyłek. Jest absolutnie normalny, poza tym, że lubi zabijać kobiety. Lubi je wiązać, a potem rozcinać im brzuchy.
Ekscytuje go odgrywanie roli chirurga, z tą różnicą, że robi to, gdy są w pełni świadome i wiedzą, co się z nimi dzieje.
– Mimo to uznała go pani za normalnego.
– Był w pełni władz umysłowych. Wiedział, co robi, i czerpał z tego satysfakcję.
– Chce pani powiedzieć, że jest zły z urodzenia.
– Właśnie tak to widzę – odparła Rizzoli.
Doktor O’Donnell patrzyła na nią dłuższą chwilę wzrokiem, który zdawał się prześwidrowywać człowieka na wylot.
Czyżby doświadczenie psychiatryczne nauczyło ją przenikać zewnętrzne maski i widzieć, co się pod nimi kryło?
Podniosła się.
– Chodźmy do mojego gabinetu – zaproponowała.
– Mam coś, co powinniście zobaczyć.
Poprowadziła ich korytarzem, dywan w kolorze czerwonego wina tłumił ich kroki. Pokój, do którego weszli, stanowił przeciwieństwo bogato udekorowanego salonu.
Gabinet doktor O’Donnell miał ściśle profesjonalny wystrój: białe ściany, półki wypełnione fachową literaturą i standardowe, metalowe szafki na akta.
Rizzoli pomyślała sobie, że samo wejście do tego pomieszczenia narzuca człowiekowi zajęcie się pracą.
Zaobserwowała to u doktor O’Donnell, która zdecydowanym krokiem podeszła do biurka, wyjęła z niego kopertę ze zdjęciem rentgenowskim i udała się z nią do zamontowanego na ścianie ekranu podświetlacza. Przypięła zdjęcie klamerkami i włączyła kontakt.
Światło zamrugało, ukazując obraz ludzkiej czaszki.
– Widok z przodu – oznajmiła doktor O’Donnell.
– Dwudziestoośmioletni mężczyzna, rasy białej, robotnik budowlany. Był sympatycznym, przestrzegającym prawa obywatelem, dobrym mężem, kochającym ojcem sześcioletniej córeczki. Któregoś dnia na placu budowy został uderzony belką w głowę.
Popatrzyła na swoich gości.
– Agent Dean pewnie już się domyśla, jakie były konsekwencje wypadku. A pani, pani detektyw?
Rizzoli zbliżyła się do ekranu.
Rzadko spotykała się ze zdjęciami rentgenowskimi, więc i w tym widziała jedynie ogólny obraz: sklepienie czaszki, dwie dziury oczodołów, zęby.
– Pokażę teraz zdjęcie z boku – powiedziała pani doktor i przypięła drugą kliszę.
– Widzicie to teraz?
Drugie zdjęcie pokazywało czaszkę z profilu.
Rizzoli zobaczyła delikatną pajęczynę pęknięć biegnących od przodu czaszki ku tyłowi. Wskazała na nie palcem.
Doktor O’Donnell przytaknęła.
– Kiedy przywiozła go karetka pogotowia, był nieprzytomny.
Tomografia komputerowa wykazała krwotok: duży krwiak podtwardówkowy, uciskający przednie płaty mózgowe. Krew została chirurgicznie odessana i chory wyzdrowiał, a mówiąc ściślej, wydawało się, że wyzdrowiał.
Wrócił do domu, potem do pracy. Ale to już nie był ten sam człowiek. Raz po raz tracił panowanie nad sobą w miejscu pracy i bywał zwalniany. Zaczął molestować seksualnie swoją córeczkę.
Któregoś dnia pokłócił się z żoną i pobił ją tak bestialsko, że nie można było rozpoznać jej rysów. Kiedy zaczął ją bić, nie mógł przestać, nawet gdy wybił jej większość zębów i gdy z jej twarzy została tylko krwawa miazga.
– Chce pani powiedzieć, że to wszystko stało się z tego powodu? – spytała Rizzoli, wskazując na pęknięcie czaszki.
– Tak.
– Proszę pozwolić mi pomyśleć.
– Niech pani spojrzy na zdjęcie, pani detektyw.
Zobaczy pani, w którym miejscu występuje pęknięcie. Proszę zwrócić uwagę, jaka część mózgu znajduje się bezpośrednio pod nim.
– Odwróciła się i spojrzała pytająco na Deana.
Dean nie zmienił obojętnego wyrazu twarzy.
– Przednie płaty mózgu – powiedział.
Doktor O’Donnell uśmiechnęła się ironicznie.
Widać było, że cieszy ją możliwość okazania wyższości dawnemu przeciwnikowi.
– Co to zdjęcie ma udowodnić? – spytała Rizzoli.
– Zostałam wezwana przez adwokata tego człowieka, żeby przedstawić w sądzie moją ekspertyzę neuropsychiatryczną. Oparłam się na serii testów psychologicznych Halstaeda-Reitana: teście sortowania kart i teście klasyfikowania.
Zażądałam także rezonansu magnetycznego mózgu. Wszystkie testy wykazały to samo: człowiek ów doznał ciężkiego urazu obu przednich płatów mózgowych.
– Ale powiedziała pani, że został wyleczony.
– Mężczyzna zachowywał się tak, jakby został wyleczony.
– Czy mózg uległ uszkodzeniu?
– Nawet przy rozległym uszkodzeniu przednich płatów można chodzić, rozmawiać i wykonywać zwykłe, codzienne czynności.
Można rozmawiać z kimś po lobotomii i nie zauważyć niczego nienormalnego, a jednak u takiego człowieka z całą pewnością pozostają defekty psychiczne.
– Wskazała na zdjęcie rentgenowskie.
– To, co ma ten mężczyzna, nazywa się syndromem zaburzeń uczuciowości wyższej.
Czołowe płaty mózgowe odpowiadają za widzenie i umiejętność oceniania, za zdolność opanowywania niewłaściwych bodźców. W razie uszkodzenia tych płatów człowiek zostaje pozbawiony hamulców moralnych.
Zachowuje się nagannie, nie doznając poczucia winy ani przykrości. Traci zdolność kontrolowania gwałtownych zachowań. Wszyscy miewamy momenty wściekłości, w trakcie których mamy ochotę zareagować agresją, na przykład walnąć samochodem w kogoś, kto nam zajechał drogę.