– Tak, ale trudno się z nich zorientować, kim byli, jakie mieli zainteresowania.
– Czy ktoś to może wiedzieć?
Odwróciwszy się ku niemu, zauważyła żółtawy odcień jego oczu.
Popołudniowe słońce podkreślało ów niezdrowy kolor.
– Zacznijmy od Kennetha. To on miał pieniądze, prawda?
Gorman skinął głową.
– To był dupek.
– Raport nic o tym nie mówi.
– Niektórych rzeczy nie można zawrzeć w raportach. Taką miał opinię.
Mamy tu sporo funduszy powierniczych facetów takich jak Kenny. Blue Hill jest teraz miejscem bogatych uciekinierów z Bostonu. Większość z nich jest w porządku, ale od czasu do czasu zdarza się ktoś taki jak Kenny Waite, grający ważniaka. Tak, wszyscy tu dobrze wiedzieli, kim jest. Facetem z kasą.
– Skąd ją miał?
– Dziadkowie byli potentatami w przemyśle stoczniowym.
Kenny z całą pewnością nie zarabiał, za to lubił wydawać pieniądze. W porcie trzymał pięknego hinckleya, prócz tego jeździł bez przerwy tam i z powrotem do Bostonu czerwonym ferrari, dopóki nie stracił prawa jazdy za prowadzenie po pijanemu, a samochód nie został zabrany na policyjny parking.
Gorman chrząknął.
– Kupa pieniędzy, brak rozumu… myślę, że to najlepiej podsumowuje Kennetha Waitea III.
– Zmarnowany człowiek – zauważył Frost.
– Masz dzieci? – spytał Gorman.
Frost potrząsnął głową.
– Jeszcze nie.
– Człowiek ma kupę dzieciaków, które okazują się bezwartościowe, a na dodatek myślą tylko o jednym: żeby im zostawić pieniądze.
– Co wiesz o Marii Jean? – spytała Rizzoli.
Przypomniała sobie szczątki Krzywiczej Damy na stole w prosektorium. Krzywe piszczele i zniekształcony mostek… świadectwo niedożywienia w dzieciństwie.
– Nie była bogata, prawda?
Gorman potrząsnął głową.
– Pochodziła z górniczego miasteczka w Wirginii Zachodniej.
Przybyła tutaj któregoś lata jako sezonowa kelnerka i wtedy poznała Kennyego. Myślę, że ożenił się z nią, bo była jedyną kobietą, która potrafiła znosić jego szaleństwa. Ale to nie było szczęśliwe małżeństwo, zwłaszcza od czasu wypadku.
– Wypadku?
– Parę lat temu Kenny, prowadząc samochód jak zwykle po pijanemu, walnął w drzewo.
Wyszedł z wypadku bez zadraśnięcia, po prostu miał szczęście, za to Maria Jean wylądowała na trzy miesiące w szpitalu.
– To wtedy musiała złamać kość udową.
– Co?
– W jej kości udowej znaleźliśmy pręt chirurgiczny.
Prócz tego miała spojone na stałe dwa kręgi.
Gorman kiwnął głową.
– Słyszałem, że okulała. Szkoda, bo to była piękna kobieta.
Brzydkim nie przeszkadza, że kuleją, chciała powiedzieć Rizzoli, ale ugryzła się w język.
Podeszła do ściany z wbudowanymi półkami i przyjrzała się fotografii obojga w kostiumach kąpielowych. Byli na plaży, stali w turkusowej wodzie omywającej im kostki. Kobieta była eteryczna, o dziecinnych rysach, ciemnobrązowe włosy sięgały jej do ramion.
Teraz już martwe, Jane Rizzoli nie umiała powstrzymać się od refleksji.
Mężczyzna miał jasne włosy, widać było, że mięśnie zaczynają mu wiotczeć i robi się coraz szerszy w pasie. Pogardliwy uśmieszek wyższości na twarzy psuł wszelkie korzystne cechy jego aparycji.
– Więc nie byli z sobą szczęśliwi? – spytała.
– Tak mi powiedziała gospodyni.
Po wypadku Maria Jean bała się podróżować. Kenny nie mógł jej wyciągnąć dalej niż do Bostonu. On zaś jeździł zawsze w styczniu do Sant Barts, więc ją zostawiał.
– Samą?
Gorman skinął głową.
– Miły facet, prawda?
Miała gosposię, która prowadziła dom. Sprzątała, robiła zakupy, bo Maria Jean nie lubiła jeździć samochodem. Miejsce jest odludne, lecz gospodyni zauważyła, że Maria Jean czuje się szczęśliwsza, kiedy nie ma Kennyego.
Na moment przerwał.
– Muszę przyznać, że kiedy znaleźliśmy Kennyego, w pierwszej chwili pomyślałem, że…
– Że to zrobiła Maria Jean – dokończyła Rizzoli.
– Pierwsza myśl jest zawsze taka.
Sięgnął do kieszeni marynarki po chusteczkę i wytarł nią twarz.
– Gorąco tu.
– Jest dość ciepło.
– Zacząłem źle znosić upał.
Mam wyniszczony organizm. Taki jest skutek jedzenia małży w Meksyku.
Szli przez salon, wśród widmowych kształtów pookrywanych płótnem mebli, obok masywnego, kamiennego kominka. Przy palenisku leżała sterta porządnie porąbanych, drewnianych polan – strawa dla ognia na chłodne noce w Maine.
Gorman zaprowadził ich do miejsca, gdzie podłoga była goła, a na pomalowanej na biało ścianie nie było ozdób.
Rizzoli popatrzyła na świeżą warstwę farby i poczuła, że jeżą jej się włosy na karku.
Spojrzawszy w dół, spostrzegła, że dębowa podłoga w tym miejscu została przeszlifowana i polakierowana – była teraz jaśniejsza. Ale śladów krwi nie można się tak łatwo pozbyć.
Jej chemiczne składniki wniknęły zbyt głęboko w szczeliny i włókna drewna, żeby się je dało całkowicie usunąć. Zaciemnienie pokoju i spryskanie luminolem nie pomoże – podłoga będzie już zawsze płakała krwią.
– Kenny był oparty o ścianę w tym miejscu – powiedział Gorman, wskazując na świeżo pomalowaną ścianę.
– Nogi miał wyciągnięte do przodu, ręce za plecami.
Przeguby i kostki skrępowane taśmą, na szyi pojedyncze cięcie noża typu Rambo.
– Nie miał innych ran? – spytała Rizzoli.
– Tylko tę jedną na szyi. Sprawiała wrażenie egzekucji.
– Nie miał śladów po paralizatorze?
Nie odpowiedział od razu.
– Gospodyni znalazła go dwa dni później.
Był upał.
Po dwóch dniach skóra nie wygląda dobrze… nie mówiąc już o zapachu.
Mogliśmy przeoczyć ślady po paralizatorze.
– Czy próbowaliście zbadać podłogę przy użyciu innego źródła światła?
– Wszędzie było mnóstwo krwi.
Nie wiem, co więcej moglibyśmy zobaczyć pod ultrafioletem. Ale mamy to wszystko zarejestrowane na taśmie.
Rozejrzawszy się po salonie, zobaczył telewizor i magnetowid.
– Obejrzyjcie ją.
Myślę, że odpowie na większość waszych pytań.
Rizzoli podeszła do telewizora, włączyła go i wsunęła kasetę do szczeliny w magnetowidzie.
Na ekranie pojawiła się reklama sieci sprzedaży wysyłkowej, zachęcająca do kupna cyrkonowego naszyjnika z wisiorkiem za jedyne dziewięćdziesiąt dziewięć dolarów i dziewięćdziesiąt pięć centów. Fasety kamieni polśniewały na łabędziej szyi modelki.
– Te rzeczy zawsze mnie wkurzają – powiedziała Jane Rizzoli, nie mogąc dać sobie rady z dwoma różnymi pilotami.
– Nigdy się nie nauczyłam operować moimi własnymi.
Spojrzała bezradnie na Frosta.
– Hej, mnie o to nie pytaj.
Gorman westchnął i przejął od niej pilota.
Obwieszona cyrkonami modelka zniknęła, ustępując miejsca widokowi podjazdu przed domem Waiteów.
Szum wiatru w mikrofonie zakłócał głos operatora kamery, kiedy wymieniał swoje nazwisko, czas, datę i usytuowanie.
Była piąta po południu, drugiego czerwca, silny wiatr kołysał drzewami. Detektyw Pardee skierował kamerę na dom i zaczął wstępować po schodach – obraz w telewizorze podnosił się i opadał.
Rizzoli zobaczyła kwitnące pelargonie w doniczkach, te same, które teraz wisiały smętnie, wyschnięte, bo zabrakło pielęgnującej je ręki.