Выбрать главу

– Jak bardzo niekompletna? Ilu nazwisk brakuje?

– Nie wiem.

– Pytałeś w CIA?

– Trafiłem na ścianę.

– Nie chcą podać nazwisk?

– Nie muszą – powiedział Conway.

– Jeśli wasz podejrzany brał udział w jakiejś brudnej operacji za granicą, CIA nigdy nie wyjawi nam jego nazwiska.

– Jeśli nawet teraz zabija we własnej ojczyźnie?

– Zwłaszcza jeśli zabija we własnej ojczyźnie – odparł Dean.

– To byłoby nieszczęście dla public relations. Powiedzmy, że chciałby zeznawać. Jakie poufne informacje przeciekłyby do prasy?

Czy myślisz, że CIA chciałaby, żeby opinia publiczna dowiedziała się, że człowiek agencji włamuje się do domów i morduje przestrzegających prawo obywateli? Bezcześci zwłoki kobiet? Takie wiadomości pojawiłyby się na pierwszych stronach gazet i nie można byłoby temu zapobiec.

– Jaką otrzymałeś odpowiedź z agencji?

– Nie mają informacji, która mogłaby się wiązać z zabójstwem w Fayetteville.

– To wygląda na standardowe pozbycie się petenta.

– Nie tylko – wtrącił Conway.

– W ciągu paru dni po próbie uzyskania informacji z CIA agent Dean został odwołany ze śledztwa w Fayetteville. Kazano mu wrócić do Waszyngtonu. Rozkaz przyszedł prosto z biura zastępcy dyrektora FBI.

Patrzyła na Conwaya, zdumiona barierami uniemożliwiającymi ustalenie tożsamości Hegemona.

– Wtedy to agent Dean zwrócił się do mnie – dodał Conway.

– Bo jest pan członkiem Komitetu Sił Zbrojnych?

– Bo znaliśmy się przed laty.

Marines potrafią się odnaleźć i mają do siebie zaufanie. Poprosił mnie o rozpoczęcie działań wywiadowczych w tej sprawie. Obawiam się, że nie udało mi się znaleźć furtki.

– Nawet będąc senatorem?

Conway uśmiechnął się gorzko.

– Trzeba dodać: demokratycznym, w dodatku z liberalnego stanu.

Służyłem krajowi jako żołnierz, ale pewne osoby w Departamencie Obrony nigdy mnie nie zaakceptowały ani nie darzyły zaufaniem.

Spojrzała na fotografie zwłok mężczyzn wybranych na rzeź nie ze względu na ich przekonania polityczne, pochodzenie etniczne czy wyznanie, a jedynie dlatego, że mieli piękne żony.

– Mogłeś mi o tym powiedzieć wieki temu – stwierdziła.

– Dochodzenie policyjne jest dziurawe jak sito – odparł Dean.

– Nie moje.

– Każde dochodzenie policyjne.

Gdybyś się tą informacją podzieliła z twoim zespołem, w końcu przeciekłaby do mediów, a to zainteresowałoby śledztwem niewłaściwe osoby. Ludzi, którzy próbowaliby powstrzymać cię od zaaresztowania sprawcy.

– Naprawdę myślisz, że chroniliby go? Po tym wszystkim, co zrobił?

– Nie.

Myślę, że chcieliby go wyeliminować w tym samym stopniu co my, ale po cichu, tak, żeby opinia publiczna się o nim nie dowiedziała. Jest jasne, że stracili jego ślad. Wymknął się spod ich kontroli i teraz zabija spokojnych obywateli. Stał się bombą z opóźnionym zapłonem, więc nie mogą zignorować tego problemu.

– A jeśli go złapią, zanim my to zrobimy?

– W tym wypadku nigdy się o tym nie dowiemy. Zabójstwa się skończą, a my będziemy się dziwić dlaczego.

– Takie rozwiązanie mnie nie satysfakcjonuje – oświadczyła.

– Nie.

– Ty żądasz sprawiedliwości. Zaaresztowania, rozprawy sądowej, wyroku skazującego… według wszelkich kanonów prawa.

– Mówisz tak, jakbym prosiła o gwiazdkę z nieba.

– W tych okolicznościach tak to właśnie jest.

– Czy po to mnie tu ściągnąłeś? Żeby mi powiedzieć, że nigdy nie ujmę mordercy?

Pochylił się ku niej; dostrzegła w jego oczach determinację.

– Chcemy tego samego, Jane. Pełnego przewodu sądowego. Śledzę tego człowieka od Kosowa. Myślisz, że zgodziłbym się na mniej?

– Teraz już pani rozumie, dlaczego ją ściągnęliśmy – rzekł pojednawczo Conway.

– Z potrzeby dochowania tajemnicy.

– Mamy jej aż za dużo.

– W tej chwili to jedyna możliwość doprowadzenia sprawy do końca, czego, jak sądzę, wszyscy sobie życzymy.

Nie odpowiedziała. Przez moment przyglądała się senatorowi.

– To pan zapłacił za mój przyjazd, prawda? Za bilety, przejazdy samochodami, piękny hotel? To nie było na koszt FBI?

Conway skinął głową i uśmiechnął się łobuzersko.

– Załatwianie ważnych spraw wymaga dyskrecji, aby nie zostawiać śladów – rzekł.

Rozdział 23

Niebo się otworzyło i deszcz zabębnił tysiącem młotów po dachu volva Deana. Wycieraczki z trudem rozgarniały strumienie wody, odsłaniając zwolniony ruch pojazdów i zalane ulice.

– Dobrze, że nie wracasz dziś wieczór – powiedział.

– Na lotnisku musi być niezły bałagan.

– Przy takiej pogodzie wolę czuć pod nogami twardy grunt.

Obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem.

– A już myślałem, że niczego się nie boisz.

– Na jakiej podstawie odniosłeś takie wrażenie?

– Obserwuję cię. Bardzo ci zależy na takim wrażeniu. Ciężko nad tym pracujesz. Nigdy nie zdejmujesz pancerza.

– Znów próbujesz wślizgnąć się do mojej głowy. Cały czas to robisz.

– Siła przyzwyczajenia. Podczas wojny w Zatoce zajmowałem się operacjami psychologicznymi.

– Ja nie jestem wrogiem.

– Nigdy w to nie wątpiłem, Jane.

Spojrzała nań.

Nie pierwszy raz pomyślała z zachwytem o czystych, ostrych rysach jego profilu.

– Ale mi nie ufałeś.

– Nie znałem cię wtedy.

– Więc teraz już mi ufasz?

– Jak sądzisz, po co ściągnąłem cię do Waszyngtonu?

– Nie wiem. Może do mnie zatęskniłeś – zażartowała – i nie mogłeś beze mnie wytrzymać.

Jego milczenie sprawiło, że się zaczerwieniła.

Zrobiło jej się nagle głupio, bo zachowała się jak zalotna kretynka, okazawszy cechę, którą pogardzała u innych kobiet. Patrzyła przez okno, unikając jego spojrzenia, w uszach dźwięczało jej echo własnego głosu, którym wypowiedziała błazeńską kwestię.

Samochody przed nimi znów ruszyły, opony kotłowały wodę w głębokich kałużach.

– Szczerze mówiąc – powiedział – chciałem się z tobą zobaczyć.

– Naprawdę?

– Słowo wyrwało jej się niechcący.

Była już wystarczająco zawstydzona i nie chciała powtórzyć błędu.

– Chciałem cię przeprosić za to, co powiedziałem Marquetteowi… że nie nadajesz się do tego zadania. Byłem w błędzie.

– Kiedy do tego doszedłeś?

– To nie nastąpiło w jakimś konkretnym momencie.

Obserwowałem z dnia na dzień twoją pracę. Przekonałem się, że jesteś skoncentrowana i że bardzo ci zależy, żeby wszystko toczyło się tak jak powinno.

– Po chwili cicho dorzucił: – Potem odkryłem, z czym się borykasz od ubiegłego lata. Początkowo nic o tym nie wiedziałem.

– Prawdziwy wyczyn! Ona mimo to wywiązuje się ze swoich obowiązków!

– Uwierz mi, że jest mi przykro – powiedział.

– Nie pochlebia mi opinia: „Spójrzcie, ile osiągnęła, choć musiała się borykać z przeciwnościami”.

Nagradzasz mnie medalem w paraolimpiadzie. W konkurencji dla neurotycznych gliniarzy.

To go zirytowało.

– Czy zawsze, kiedy słyszysz komplement albo słowa uznania, dopatrujesz się ukrytego motywu? Ludzie czasem mówią to, co myślą, Jane.

– Chyba mam podstawy odnosić się sceptycznie do wszystkiego, czego się od ciebie dowiaduję.