Kiedy słychać tętent kopyt, myślcie o koniach, nie o zebrach – mówi się na wykładach studentom medycyny.
Lekarz, który będzie liczył moje krwinki, z pewnością pomyśli o koniach. Dojdzie do jedynej, logicznie poprawnej konkluzji. Nie przyjdzie mu do głowy, że w moim wypadku galopują nie konie, lecz zebry.
W szatni prosektorium Rizzoli nałożyła fartuch, ochraniacze na buty, rękawiczki i papierowy czepek.
Od czasu poszukiwań w rezerwacie Stony Brook nie miała czasu wziąć prysznica, więc teraz, w wyziębionym pomieszczeniu, pot chłodził jej skórę jak szron. Kręciło jej się w głowie z głodu, bo nie zdążyła zjeść kolacji.
Po raz pierwszy w życiu zastanawiała się, czy nie posmarować nozdrzy olejkiem eterycznym Vicksa, żeby nie czuć odoru, ale oparła się pokusie.
Do tej pory nigdy nie uciekała się do korzystania z olejku, nie chcąc okazać słabości. Uważała, że funkcjonariusz policji kryminalnej powinien panować nad sobą w rozmaitych okolicznościach służbowych, które bywają nieprzyjemne, i choć jej koledzy uczestniczący w sekcjach zwłok oszczędzali się, używając mentolu, ona uparcie pokonywała odrażające zapachy prosektorium.
Zaczerpnęła nieskażonego powietrza i weszła do sąsiedniego pomieszczenia.
Wiedziała, że zastanie tam czekających na nią doktor Isles i Korsaka, lecz nie spodziewała się Gabriela Deana.
Stał naprzeciw niej, po drugiej stronie stołu, w fartuchu chirurgicznym, osłaniającym nieskazitelnie czystą koszulę i krawat.
Z twarzy Korsaka i jego bezwładnie zwisających ramion można było odczytać wyczerpanie, natomiast agent Dean nie zdradzał śladu zmęczenia ani przygnębienia wypadkami dnia; oprócz cienia popołudniowego zarostu na szczękach nic nie psuło jego nieskazitelnej prezencji. Patrzył na nią niespeszony, jak ktoś, kto ma wszelkie prawa, żeby być tam, gdzie ona.
W jasnym świetle lamp ciało wyglądało znacznie gorzej, niż kiedy je oglądała przed paroma zaledwie godzinami.
Z ust i nosa wyciekał płyn, pozostawiając na twarzy krwawe strużki. Brzuch był wzdęty do tego stopnia, że przywodził na myśl ostatnie stadium ciąży, a skóra usiana przezroczystymi, wypełnionymi cieczą pęcherzykami odchodziła całymi płatami, pod piersiami zaś była pomarszczona niczym zmięty pergamin.
Rizzoli zauważyła zabarwione opuszki palców.
– Widzę, że zdjęliście już odciski.
– Przed chwilą – odparła doktor Isles, kierując uwagę ku wózkowi z instrumentami, który Yoshima przytoczył do stołu.
Umarli interesowali ją bardziej niż żywi. Jak zwykle, nie poddawała się panującej w pomieszczeniu atmosferze napięcia.
– Czy znaleźliście coś na rękach? Zanim pokryliście je farbą?
– Skończyliśmy oględziny zewnętrzne.
Pobraliśmy próbki nabłonka skórnego i paznokci – odpowiedział Dean.
– Od kiedy pan już tu jest, agencie Dean?
– Przybył jeszcze przede mną – odparł Korsak.
– Widzę, że niektórzy z nas bardziej sobie cenią pełny brzuch.
Jeśli ta uwaga miała na celu zirytowanie jej, to Korsakowi się powiodło.
Pod paznokciami ofiary mogły się znaleźć cząstki skóry napastnika, a w zaciśniętych palcach włosy lub włókna. Zbadanie rąk ofiary stanowiło ważny punkt sekcji, tymczasem ona się spóźniła.
Natomiast Dean przybył na czas.
– Ofiarę udało się zidentyfikować – powiedziała Isles.
– Tam, na podświetlaczu, jest rentgen zdjęć zębów Gail Veager.
Rizzoli podeszła do podświetlonego ekranu i przyjrzała się serii przypiętych do niego małych klisz.
Na czarnym tle negatywów zęby połyskiwały niesamowitym blaskiem, przywodząc na myśl rząd kamieni nagrobnych.
– Dentysta pani Veager wprawił jej w zeszłym roku złotą koronę. Numer dwadzieścia z serii zdjęć około wierzchołkowych. Widoczne są również wypełnienia amalgamatem srebra na zdjęciach numer trzy, cztery i dwadzieścia dziewięć.
– Czy to wystarczy do identyfikacji?
Doktor Isles skinęła głową.
– Nie mam wątpliwości, że to są szczątki Gail Veager.
Rizzoli wróciła do stołu.
pojrzała na pierścień siniaków na szyi.
– Zrobiłaś prześwietlenie szyi?
– Tak. Wykazało obustronne złamanie rogów kości gnykowej, co oznacza, że ofiara została uduszona rękami.
– Isles zwróciła się do Yoshimy, którego milczenie i fachowość sprawiała, że był niemal niezauważalny.
– Ułóżmy ją w pozycji umożliwiającej pobranie wymazu z pochwy.
To, co teraz nastąpiło, wydało się Rizzoli największym pohańbieniem zwłok kobiety. Było czymś bardziej obrzydliwym niż wycinanie wnętrzności, gorszym niż resekcja serca lub płuc.
Yoshima nadał zwłokom pozycję żaby, rozwierając szeroko zwiotczałe uda w celu zbadania miednicy.
– Proszę mi wybaczyć, detektywie – powiedział Yoshima do Korsaka, który stał najbliżej lewego uda Gail Veager.
– Zechce pan przytrzymać nogę w tej pozycji?
We wzroku Korsaka odmalowało się przerażenie.
– Ja?
– Proszę przytrzymać kolano w takim zgięciu, żebyśmy mogli pobrać wymaz.
Korsak ujął niechętnie udo trupa, po czym szybko cofnął rękę, w której został płat obłażącej skóry.
– Chryste!
– Skóra odwarstwia się niezależnie od naszych poczynań. Proszę tylko przytrzymać nogę, dobrze?
Korsak wciągnął głęboko powietrze.
Wśród panującego odoru Rizzoli poczuła od niego mentolowy zapach. Jak widać, Korsak nie był aż tak ambitny, żeby nie posmarować olejkiem skóry pod nosem.
Krzywiąc się, ujął udo i przekręcił je tak, żeby odsłonić genitalia kobiety.
– Jak po czymś takim mam odczuwać pociąg seksualny? – mruknął.
Doktor Isles skierowała strumień światła na krocze.
Rozchylając delikatnie spuchnięte wargi sromowe, odsłoniła wejście do pochwy. Mimo swojej odporności Rizzoli nie potrafiła znieść widoku tego rodzaju inwazji i odwróciła się. Jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem Gabriela Deana.
Aż do tego momentu zachowywał wobec wszelkich poczynań chłodny dystans, ale teraz po raz pierwszy ujrzała w jego oczach gniew. Ten sam wściekły gniew, który ogarniał ją samą. Gniew na człowieka, który doprowadził Gail Veager do ostatecznego poniżenia.
Połączeni podobnym odczuciem, chwilowo zapomnieli o wzajemnej rywalizacji.
Doktor Isles wsunęła do pochwy watkę, po czym posmarowała nią szkiełko mikroskopu, które następnie umieściła na tacce. Potem pobrała wymaz z odbytnicy; materiał ten miał być również zbadany pod kątem obecności spermy.
Gdy skompletowała swoją kolekcję, a nogi Gail Veager znów spoczęły wyprostowane na stole, Rizzoli pomyślała, że najgorsze się skończyło.
Nawet gdy Isles zaczęła wykonywać cięcie w kształcie litery Y, tnąc ukośnie w dół od prawego barku do dolnej krawędzi mostka, Rizzoli nabrała przeświadczenia, że już nic nie mogło być gorsze niż hańba, która przed chwilą spotkała te zwłoki.
Doktor Isles przystępowała właśnie do symetrycznego cięcia od lewego barku, gdy usłyszała pytanie Deana: – A co z wymazem z pochwy?
– Płytki pójdą do laboratorium kryminalistycznego – odparła.
– Nie powinno się zrobić próby na mokro?
– Laboratorium potrafi zidentyfikować spermę nawet po wyschnięciu.
– Mamy jedyną szansę zbadania świeżej próbki.
Skalpel doktor Isles zatrzymał się w powietrzu; spojrzała ze zdziwieniem na Deana.
– Umieść parę kropli roztworu soli na płytce pod mikroskopem – powiedziała do Yoshimy.
– Zaraz to obejrzę.
Następnym cięciem doktor Isles otworzyła wzdęty brzuch.
Fetor rozkładających się wnętrzności przekroczył wytrzymałość Rizzoli.
Podeszła chwiejnym krokiem w stronę zlewu i pochyliła się nad nim z bulgotem w gardle, żałując, że w tak idiotyczny sposób chciała udowodnić swój hart. Ciekawiło ją, czy agent Dean patrzy na nią w tym momencie, podbudowując swoje poczucie wyższości. Na jego górnej wardze nie dostrzegła lśniącej warstewki olejku. Odwrócona plecami do stołu słuchała postępów sekcji, nie oglądając się.