Выбрать главу

Pielęgniarka wychodzi, zabierając ze sobą probówki z moją krwią, a strażnik, uspokojony dokładnym umyciem rąk, siada na krześle.

Czas płynie.

Czekamy w zimnym, higienicznym powietrzu już od wielu godzin.

Pielęgniarka jakby się zapadła pod ziemię.

Strażnik wierci się na krześle, zastanawiając się, co może ją tak długo zatrzymywać.

Ja wiem.

Aparatura skończyła analizować.

Pielęgniarka ma w ręku wyniki, które są alarmujące.

Chwilowe podejrzenia, że więzień symuluje, rozwiewają się; ma dowód, w postaci wydruku, że mój organizm uległ niebezpiecznemu zakażeniu i że moja skarga na ból w brzuchu jest uzasadniona.

Wprawdzie obejrzała mój brzuch i, badając reakcje na dotyk, słyszała mój jęk, a także widziała, jak się wzdrygałem, odniosła się jednak do mojego odruchu z niedowierzaniem.

Zbyt długo jest pielęgniarką więzienną, żeby nie mieć sceptycznego stosunku do zgłaszanych przez więźniów dolegliwości.

W jej opinii wszyscy więźniowie są symulantami, a ich każda niedyspozycja ma na celu wyłudzenie środka odurzającego.

Lecz wynik testu laboratoryjnego jest obiektywny. Krew wędruje do aparatury, która podaje wyniki. Pielęgniarce nie wolno zbagatelizować alarmującej liczby białych ciałek. Idzie do telefonu, żeby się skonsultować z lekarzem.

„Mam tu więźnia, który narzeka na silny ból w brzuchu. Odgłosy jelitowe są poprawne, ale brzuch w prawej, niższej ćwiartce jest wrażliwy. Najbardziej mnie niepokoi liczba białych ciałek”…

Drzwi się otwierają, słyszę piszczenie butów na linoleum.

W jej tonie, którym się teraz do mnie zwraca, nie ma już poprzedniej, szyderczej nuty. Jest grzeczna, a nawet uniżona.

Wie, że ma do czynienia z ciężko chorym człowiekiem i że gdyby coś mi się stało, ona będzie za to odpowiedzialna.

Z pogardzanego skazańca przedzierzgam się w bombę z opóźnionym zapłonem, bombę, która może zniszczyć jej karierę. Zdaje sobie sprawę, że zbyt długo zwlekała.

– Przeniesiemy cię do szpitala – mówi i zwraca się do strażnika: – Trzeba to zrobić natychmiast.

– Do szpitala Shattucka? – pyta, mając na myśli szpital więzienny imienia Lemuela Shattucka w Bostonie.

– Nie, to za daleko. Nie możemy tak długo czekać. Załatwiłam przeniesienie do szpitala Fitchburg.

W jej głosie brzmi niepokój. Strażnik patrzy na mnie z obawą.

– Co mu właściwie jest? – pyta.

– Prawdopodobnie nastąpiło pęknięcie wyrostka robaczkowego. Przygotowałam wszystkie dokumenty i zadzwoniłam do tamtejszego pogotowia. Zostanie przewieziony ambulansem.

– Cholera. Będę musiał z nim jechać. Ile czasu to zajmie?

– Zostanie natychmiast przyjęty. Myślę, że czeka go operacja.

Strażnik spogląda na zegarek.

Sprawdza, ile czasu zostało mu do końca zmiany, i zastanawia się, czy ktoś przyjedzie do szpitala, żeby go zastąpić. Nie troszczy się o mnie, tylko o siebie. Ja jestem jedynie zakłóceniem w porządku jego dnia.

Pielęgniarka składa stertę dokumentów i wsuwa je do koperty. Oddaje kopertę strażnikowi.

– To dla pogotowia. Zadbaj, żeby zostały przekazane lekarzowi.

– Więc przyjedzie po niego ambulans?

– Tak.

– Będą kłopoty z pilnowaniem go.

Pielęgniarka patrzy na mnie.

Rękę mam przykutą kajdankami do pryczy. Leżę nieruchomo z podwiniętymi kolanami; stanowię klasyczny obraz pacjenta rozdzieranego potwornym bólem z powodu zapalenia otrzewnej.

– Nie martwiłabym się zbytnio zagrożeniem. Jest zbyt słaby, żeby mógł stawić opór.

Rozdział 7

– Nekrofilia, czyli predylekcja do zmarłych – powiedział doktor Lawrence Zucker – była zawsze jedną z najciemniejszych kart w dziejach ludzkości.

Słowo pochodzi z greki, ale istnieją dowody, że uprawiano ją jeszcze w czasach faraonów. Piękną, albo wysoko urodzoną kobietę, zmarłą w owych czasach, oddawano do zabalsamowania nie wcześniej niż trzy dni po śmierci, dla pewności, że nie zostanie wykorzystana seksualnie przez mężczyzn odpowiedzialnych za przygotowanie jej do złożenia w grobie.

Historia obfituje w liczne przypadki seksualnego wykorzystywania trupów. Legenda głosi, że król Herod uprawiał seks ze swoją żoną przez siedem lat po jej śmierci.

Rizzoli rozejrzała się po pokoju konferencyjnym.

Nieoczekiwanie odniosła wrażenie, że w pozornej swojskości dobrze znanej scenerii jest coś niesamowitego: zespół zmęczonych detektywów, porozrzucane po stole zdjęcia z miejsc zbrodni, teczki z aktami, szemrzący głos psychologa Lawrencea Zuckera, opisujący przykłady koszmarnego zboczenia, a nade wszystko chłód przenikający do szpiku kości i powodujący drętwienie palców.

Twarze były te same, przynajmniej większość: detektywi Jerry Sleeper i Darren Crowe oraz jej partner Barry Frost – policjanci, z którymi pracowała nad sprawą Chirurga.

Kolejne lato, kolejny potwór.

Wśród znajomych twarzy zabrakło jednej. Nie było Thomasa Moorea, detektywa, którego spokojnej pewności siebie, nieugiętości, a przede wszystkim towarzystwa, bardzo jej teraz brakowało. Wprawdzie podczas śledztwa w sprawie Chirurga pokłócili się ze sobą, później jednak naprawili wzajemne stosunki i nieobecność Moorea stanowiła ogromną lukę w zespole.

Na jego miejscu, nawet na tym samym krześle, siedział teraz Gabriel Dean, człowiek, któremu nie ufała. Wszyscy biorący udział w spotkaniu od razu zauważali, że odstawał od grupy policjantów. Doskonale skrojony garnitur i wojskowa sylwetka sprawiały, że czuli się tak, jakby dzieliła ich przepaść. Nikt z nim nie rozmawiał. Był postronnym obserwatorem, człowiekiem biura, którego rola pozostawała tajemnicą.

Doktor Zucker kontynuował swój wykład: – Seks z trupem stanowi rodzaj aktywności, którą większość z nas lekceważy. Występował jednak w historii i wciąż powraca w literaturze i w wielu sprawach kryminalnych. W dziewięciu procentach ofiary seryjnych morderców bywają wykorzystywane seksualnie post mortem.

Jefferty Dahmer, Henry Lee Lucas i Ted Bundy przyznali się do nekrofilii.

– Wzrok Zuckera padł na zdjęcie z sekcji zwłok Gail Veager.

– Odkrycie świeżego nasienia w pochwie tej ofiary nie jest niczym zaskakującym.

Odezwał się Darren Crowe.

– Podobno takie rzeczy robią tylko stuknięci. Wariaci, którzy gadają sami do siebie. Tak mi kiedyś powiedział psycholog z FBI.

– Owszem, kiedyś myślano, że to dowód ciężkich zaburzeń psychicznych u mordercy – powiedział Zucker.

– Że znamionuje kogoś, kto chodzi po ziemi w stanie ciągłego zamroczenia. Taki pogląd jest tylko połowicznie prawdziwy.

Część sprawców to rzeczywiście psychotycy, którzy należą do kategorii niezorganizowanych zabójców, ani zdrowi psychicznie, ani inteligentni.

Charakteryzuje ich tak mała samokontrola, że zostawiają na miejscu zbrodni mnóstwo śladów: włosy, spermę, odciski palców i tak dalej.

Ujęcie ich jest znacznie łatwiejsze, gdyż nie wiedzą, że zostawili dowody swoich zbrodni i nie martwią się z tego powodu.

– Co możesz powiedzieć o tym facecie?

– Sprawca nie jest psychotykiem.

Ma całkowicie odmienną konstrukcję psychiczną.

– Zucker wyjął z teczki zdjęcia z domu Veagerów i rozłożył je na stole.

Następnie zwrócił się do Rizzoli.

– Byłaś na miejscu zbrodni, prawda?

Skinęła głową.

– Morderca postępował metodycznie – powiedziała.

– Przyniósł z sobą narzędzia zbrodni.

Działał sprawnie i czysto. Nie zostawił prawie żadnych śladów.

– Zostawił spermę – zauważył Crowe.

– Ale nie w miejscu, gdzie powinno się jej szukać.

Mogliśmy na nią nie trafić. W rzeczywistości omal byśmy ją przeoczyli.

– Co o nim myślisz?

– Jest zorganizowany i inteligentny.

Zrobiła przerwę.

– Dokładnie taki jak Chirurg.

Zucker spojrzał jej głęboko w oczy.

W jego towarzystwie zawsze czuła się nieswojo, w tym momencie jego domyślność wydała jej się agresywna. Ponieważ jednak wszyscy równocześnie pomyśleli o Warrenie Hoycie, nie była jedyną osobą, która odniosła wrażenie, że mają do czynienia z powtórką zeszłorocznego koszmaru.

– Zgadzam się z twoją opinią – stwierdził Zucker.

– Morderca jest zorganizowany.