Milczała. Nie mogła zaprzeczyć temu argumentowi.
– Jest myśliwym, podobnie jak ty – ciągnął Dean.
– Oboje polujecie na ludzi. To wasza wspólna cecha. Łączy was wspólnota zainteresowań.
– Nie mamy wspólnych zainteresowań.
– Ale rozumiecie się wzajemnie.
Niezależnie od twoich odczuć, jesteście z sobą związani. Dostrzegłaś jego wpływ na Hegemona wcześniej niż ktokolwiek inny. Wyprzedziłaś nas wszystkich.
– A ty myślałeś, że potrzeba mi psychiatry.
– Wtedy rzeczywiście tak myślałem.
– Więc nie jestem stuknięta, tylko genialna.
– Potrafisz odczytywać jego myśli. Możesz nam pomóc przewidzieć jego następne kroki. Wiesz, czego on chce.
– Skąd mam to wiedzieć?
– Łączy was swoista intymność, która nie dotyczy jakiegokolwiek gliny.
– Intymność? Tak to nazywasz? Ten sukinsyn omal mnie nie zabił.
– Czy jest coś bardziej intymnego niż morderstwo?
W tym momencie poczuła do niego nienawiść, gdyż powiedział prawdę, która przyprawiała ją o dreszcze.
Odgadł istotę rzeczy, istotę, którą ze zgrozą sobie uświadamiała: ona i Warren Hoyt byli z sobą związani na zawsze, a ich strach i odraza są silniejszymi uczuciami niż miłość.
Usiadła na kanapie.
W innej sytuacji kłóciłaby się z nim; miała w sobie wystarczająco dużo zapalczywości, żeby słowo po słowie stawić czoło każdemu fałszywemu punktowi widzenia. Dziś jednak była zmęczona, tak zmęczona, że nie miała siły bronić się przed pytaniami Deana.
Czuła, że będzie nalegał tak długo, aż uzyska odpowiedź, więc lepiej było się poddać – mieć z głowy to, co i tak wydało jej się nieuniknione. Liczyła, że potem da jej spokój i pójdzie sobie.
Wyprostowała się i spojrzała na identyczne szramy na obu dłoniach – najbardziej rzucające się w oczy pamiątki po Hoycie. Inne blizny były trudniej zauważalne: wyleczone złamania żeber i kości twarzy, widoczne dopiero na prześwietleniu. Najmniej widoczne były – przypominające szczeliny po trzęsieniu ziemi – pęknięcia na drodze, którą szła przez życie.
Miała wrażenie, że w trakcie paru ostatnich tygodni szczeliny zaczęły się poszerzać, jak gdyby grunt, po którym stąpała, groził zapadnięciem się.
– Nie wiedziałam, że tam jeszcze był – szepnęła.
– Stał tuż za mną… w piwnicy… w tamtym domu…
Usiadł na krześle naprzeciw niej.
– Ty sama go dopadłaś.
Byłaś jedynym gliną, który wiedział, gdzie go szukać.
– Tak.
– Skąd to wiedziałaś?
Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się.
– Łut szczęścia.
– Nieprawdopodobne, żeby to był ślepy przypadek.
– Nie praw mi komplementów, na które nie zasłużyłam.
– Za mało ci powiedziałem komplementów, Jane.
Spojrzała na niego.
Patrzył na nią tak intensywnie, że zapragnęła się schować. Nie miała dokąd pójść, nie wiedziała, jak się obronić przed jego świdrującym spojrzeniem. Czy wie, co się dzieje w mojej głowie? Czy domyśla się, jaka się czuję bezbronna?
– Opowiedz mi, co się wydarzyło w piwnicy – poprosił.
– Wiesz, co się wydarzyło.
Czytałeś moje zeznanie.
– Zeznania nie mówią wszystkiego.
– Nie mam nic do dodania.
– Albo nie chcesz.
Ogarnęła ją złość.
– Nie chcę do tego wracać.
– Nie potrafisz przestać o tym myśleć, prawda?
Patrzyła na niego, zastanawiając się, jaką prowadzi grę, zarazem dziwiąc się, że tak łatwo pozwoliła się w nią wciągnąć.
Znała charyzmatycznych mężczyzn, przyciągających jak magnes wzrok kobiet, ale miała dość rozsądku, żeby trzymać się od nich z daleka, uważać ich za takich, jakimi byli – genetycznie wyróżnionymi spośród rzeszy innych śmiertelników.
Nie interesowała się nimi i nie wzbudzała ich zainteresowania. Dziś jednak miała coś, czego potrzebował Gabriel Dean. Zogniskował na niej całą moc swojego czaru i, o dziwo, ów czar na nią działał. Nigdy dotąd, przy żadnym mężczyźnie, nie czuła się tak zmieszana… a przy tym podniecona.
– Zwabił cię do piwnicy – powiedział Dean.
– Pozwoliłam się zwabić.
Nie wiedziałam, że to była pułapka.
– Dlaczego tam weszłaś?
Umilkła, zaskoczona tym pytaniem.
Przypomniała sobie tamto popołudnie, kiedy stała w otwartych drzwiach do piwnicy, bojąc się zejść po ciemnych schodach. Przypomniała sobie duszący upał wewnątrz domu i pot moczący jej biustonosz i koszulę. Przypomniała sobie strach, który wyczuwała wszystkimi zmysłami. Intuicja podpowiadała jej, że coś było nie w porządku. Przeczuwała, co ją spotka po zejściu tymi schodami.
– Dlaczego? – powtórzył Dean.
– Tam była ofiara – szepnęła.
– Catherine Cordell?
– Była w piwnicy. Przywiązana do pryczy…
– Na przynętę.
Zamknęła oczy.
Poczuła zapach wilgotnej ziemi i krwi Catherine. Zapach własnego potu, kwaśnego od strachu.
– Połknęłam haczyk.
– Wiedział, że tak zrobisz.
– Powinnam była to przewidzieć…
– Myślałaś tylko o ofierze.
O Catherine Cordell.
– Chciałam ją ocalić.
– I zrobiłaś błąd.
Otworzyła oczy i spojrzała nań z gniewem.
– Błąd?
– Nie sprawdziłaś przedtem pomieszczenia.
Wystawiłaś się na atak. Popełniłaś najbardziej podstawowe błędy. Zdumiewające jak na tak inteligentną osobę.
– Nie byłeś tam. Nie znasz sytuacji, w jakiej się znalazłam.
– Przeczytałem twoje zeznanie.
– W piwnicy leżała Catherine Cordell. Krwawiła…
– Pokierowałaś się normalnym, ludzkim odruchem. Próbowałaś jej pomóc.
– Tak.
– I wpakowałaś się w kłopoty.
Przestałaś rozumować jak glina. Wściekłość w jej spojrzeniu nie wytrąciła go z równowagi. Ledwie na nią patrzył, jego twarz wyrażała opanowanie i pewność siebie, co szczególnie powiększało jej rozterkę.
– Nigdy nie przestaję myśleć jak glina.
– W tamtej piwnicy przestałaś. Pozwoliłaś, żeby ofiara cię zdekoncentrowała.
– Moim podstawowym obowiązkiem jest troska o ofiarę.
– Jeśli nawet to zagraża wam obojgu? Gdzie tu logika?
– Logika.
To był cały Dean.
Nie spotkała jeszcze nikogo, kto traktowałby równie beznamiętnie zarówno żywych, jak i umarłych.
– Nie mogłam pozwolić, żeby umarła – odparła.
– To była moja pierwsza… moja jedyna myśl.
– Znałaś ją?
– Cordell?
– Tak.
– Byłyście przyjaciółkami?
– Nie.
– Odpowiedź padła tak błyskawicznie, że Dean podniósł brwi w niemym pytaniu.
Rizzoli westchnęła głęboko.
– Była objęta dochodzeniem w sprawie Chirurga, nic więcej – dodała.
– Nie lubiłaś jej?
Rizzoli milczała, zaskoczona sondowaniem tej kwestii przez Deana. Po chwili powiedziała: – Ujmijmy to tak: nie czułam do niej szczególnej sympatii. Byłam o nią zazdrosna. Z powodu jej urody. Z powodu zauroczenia Thomasa Moorea.
– Ale Catherine Cordell padła w końcu ofiarą – stwierdził Dean.
– Z początku nie wiedziałam, jaka była jej rola. Pod koniec stało się jasne, że Chirurg poluje na nią.
– Pewnie masz poczucie winy, że jej nie uwierzyłaś.
Rizzoli milczała.
– Czy dlatego tak ci zależało, żeby ją uratować?
Zesztywniała, dotknięta tym pytaniem.
– Znalazła się w niebezpieczeństwie. To był wystarczający powód.
– Podjęłaś nieroztropnie ryzyko.
– Nie wydaje mi się, żeby ryzyko i roztropność dały się połączyć w jednym zdaniu.
– Chirurg zastawił pułapkę, a ty dałaś się nabrać.
– Niech ci będzie. Popełniłam błąd…
– Który on przewidział.
– Skąd mógł to wiedzieć?
– Wie o tobie bardzo wiele.
To się bierze z więzi, która was łączy.
Zerwała się z kanapy.
– Brednie.
– Powiedziawszy to, wyszła z saloniku.