Natychmiast wyznaczono im audiencję.
Tak, bo była to rzeczywiście audiencja, inaczej nazwać się tego nie dało.
Przeszli przez rozległy park, a potem służący o nieprzeniknionym wyrazie twarzy przeprowadził ich przez ogromny, wytworny dom. Christer założył swe najlepsze ubranie, Kol także elegancko się wystroił.
Zaprowadzono ich na wielką werandę. Staruszek siedział skulony w fotelu, u jego boku stała pielęgniarka.
Służący zagrzmiał gromkim głosem:
– Pan Kol Simon i pan Christer Tomasson, jaśnie panie.
Stary Molin nie był wcale szlachcicem, ale forma „jaśnie panie” była jedyną, jaką można było zastosować wobec niego.
Widać było, że czasy jego wielkości jako człowieka minęły bezpowrotnie. Oczy miał zamglone, bardzo, aż za bardzo jasne, poruszał się z trudem. Na stoliku obok leżała trąbka, którą przykładał do ucha, by lepiej słyszeć. Nadal jednak ze starej, zniszczonej twarzy biła godność i dostojeństwo. Christer odniósł wrażenie, że ten człowiek doskonale wie, co mówi i robi.
Poprosił, żeby usiedli przed nim tak blisko, by mógł ich widzieć i słyszeć. Mówił niewyraźnie i trudno było go zrozumieć, choć starał się przemawiać powoli i głośno.
– Gdzie spotkałeś Magdalenę, młody człowieku? Sądziłem, że rodzice zabraniają jej kontaktu z obcymi ludźmi.
– Spotkałem ją trzy lata temu w uzdrowisku Ramlosa, jaśnie panie – rzekł Christer głośno i wyraźnie. – Zachwyciłem się nią od pierwszego wejrzenia.
Molin pokiwał głową.
– Magdalena to czarująca dziewczynka. Tak, to prawda, była kiedyś w Ramlosa razem z tym starym moczymordą Juliusem Backmanem. Nie mogę pojąć, po co tam pojechała.
– Bardzo chciałbym wiedzieć, jaśnie panie, co potem stało się z Magdaleną?
Musiał powtórzyć pytanie.
Stary zasmucił się.
– Jej bezmyślny ojciec, którego starałem się odpowiednio ustawić, ale wszelkie moje wysiłki poszły na marne, wbił sobie do głowy, że powinni przenieść się do Linkoping.
– Kiedy to było?
– Co? A, kiedy? Trzy lata temu, zaraz po powrocie Magdaleny z Ramlosa.
Aha, pomyślał Christer. To dlatego nie mogła do mnie napisać. Już wtedy musiała nie żyć. Moja mała dziewczynka o oczach jak dwa fiołki! Jakie to smutne!
Ale ku jego wielkiemu zdumieniu Molin mówił dalej:
– Jeśli więc chcesz ją spotkać, to jest w Linkoping. Możesz dostać adres…
Kol i Christer zdumieni popatrzyli po sobie.
– Jaśnie pan chce powiedzieć, że o niczym nie wie? – wykrzyknął nieostrożny Christer.
– Nie wiem? O czym takim? – ostro zapytał starzec.
– Ja… ja… – zaczął się jąkać Christer. – Nie wiem, jak mam to powiedzieć! – zawołał przez trąbkę prosto do ucha starego. – Czy jaśnie pan jest dość silny, by przyjąć bardzo smutną wiadomość?
Popatrzył na stojącą obok pielęgniarkę, która nie wiedziała, co ma robić.
– Co takiego? Co chcesz powiedzieć, chłopcze? – Molin niecierpliwił się, z trudem wykonał gwałtowny gest.
Kiedy Christer nadal się wahał, starzec wykrzyknął:
– Zniosę to, zapewniam! Dalej, mów!
Chłopak odetchnął głęboko.
– Właśnie przyjechałem z Linkoping. Spotkałem tam Backmanów i dlatego postanowiłem odwiedzić pana. Chciałem się dowiedzieć, co się stało z Magdaleną. Bo u nich jest teraz inna dziewczyna, którą także nazywają Magdaleną. Ale to nie była moja Magdalena Backman.
– Co? Co takiego? Jak to wyjaśnisz?
– Pani Backman powiedziała… Boję się, że będzie to dla pana zbyt bolesne, jaśnie panie, ale pani Backman powiedziała, że nasza Magdalena nie żyje.
Molin siedział nieruchomo jak skamieniały. Przypominał jeden z kolosów Memnona, siedzący posąg równie nieporuszony, równie niezgłębiony jak one.
Wreszcie powoli, ale wyjątkowo wyraźnie rzekł z gniewem:
– Do diabła! Nic mi o tym nie powiedzieli!
Poczekali przez chwilę, aż staruszek przyjdzie do siebie po wstrząsie. Jasne było, że trzyma się tylko i wyłącznie dzięki sile woli. Zdradzała to twarz pozbawiona nagle jakiegokolwiek wyrazu.
Kol powiedział:
– Uważam, że jaśnie pan musi dowiedzieć się o wszystkim, co pani Backman opowiedziała Christerowi po tym, jak na wielkim oficjalnym przyjęciu zawołał w głos, że dziewczyna, którą mu przedstawiono, jest fałszywą Magdaleną.
Molin z uznaniem kiwnął głową.
– Dobra robota! I co na to ta gęś z wyższych sfer, którą później poślubił Backman? Mam nadzieję, że chłopcu naprawdę udało się dokuczyć tym nic nie wartym wydrwigroszom!
– Myślę, że tak – odparł Kol. – Bo pani Backman przyjechała specjalnie do domu rodziców Christera, by powiedzieć mu, że jej małżonek tak ciężko zniósł utratę córki, iż musieli wziąć do siebie inną dziewczynkę o tym samym imieniu.
– Ha! – wykrzyknął Molin, choć mówienie przychodziło mu z takim trudem. Po udarze twarz miał wykrzywioną w nieprzyjemnym grymasie. – Ten człowiek nigdy nie troszczył się o moją jedyną wnuczkę.
– Dokładnie to samo mówiła mi Magdalena! – zawołał Christer. – Nigdy nawet na nią nie spojrzał, nie lubił jej, bo była tylko dziewczynką, a nie dziedzicem jego nie wiadomo jakiego majątku.
Molin z trudem wyciągnął rękę.
– Masz moją dłoń, młody człowieku! O, tak, czuję, że twoja jest mocna i uczciwa. Obaj kochaliśmy Magdalenę, prawda?
– Tak, dlatego właśnie zwróciłem się do pana, bo jaśnie pan był jej jedynym przyjacielem. No i jeszcze piesek, Sasza.
– Ach, ten mały biedaczysko. Podarowałem go jej, ale oni pewnie go już uśmiercili.
– Nie zdążyli. Właśnie mieli zamiar to zrobić, bo kiedy ja się pojawiłem, stał się im tylko zawadą – powiedział Christer. – Na szczęście zdołałem go wykraść, przywiozłem go ze sobą tu, do Roslagsbro. Myślałem, że… jeśli Magdalena…
Głos odmówił mu posłuszeństwa.
Staruszek uścisnął jego dłoń. Westchnął głęboko.
– Sądzę, że musimy spojrzeć prawdzie w oczy: nasza Magdalena nie żyje, Christerze. Czy wolno mi zwracać się do ciebie po imieniu, chłopcze?
– Ależ oczywiście, będzie mi bardzo miło. Ale, jaśnie panie, ja nie wierzę, że ona nie żyje. Nie mogę w to uwierzyć.
– Mój młody przyjacielu, jasne chyba, co się stało. Magdalena umarła, w jaki sposób, tego nie wiem, i Backmanowie wpadli w panikę. Ona jest moją jedyną dziedziczką. Gdyby umarła przede mną, Backmanowie nie dostaliby złamanego grosza. Ale gdyby mnie przeżyła, ojciec może położyć rękę na wielkiej fortunie. Prawdopodobnie odbierze jej cały majątek.
Christer zrozumiał nagle wszystko z przerażającą jasnością. Opadł na krzesło. Nie było już żadnej nadziei.
Molin siedział nieruchomo, zasłoniwszy oczy dłońmi. Widać było, jak bardzo boleje nad utratą wnuczki.
Ciszę przerwał Koclass="underline"
– A więc musieli znaleźć inną dziewczynę, która mogłaby odegrać rolę Magdaleny Backman. I pewnie dlatego, by pan nie odkrył oszustwa, przenieśli się do Linkoping.
– Naturalnie – odparł Molin zmęczonym głosem. – Wiem nawet, kim jest fałszywa Magdalena. Faktycznie ona także nazywa się Magdalena Backman, jest mniej więcej równolatką mojej wnuczki. To córka brata Backmana, tego nieznośnego rozpustnika Juliusa Backmana.
– Ach, jego – powiedział Christer. – Myślę, że on wiele mógłby nam wyjaśnić. Ale, niestety, i on nie żyje, prawda?
– Tak. Także od trzech lat.
Christer ożywił się.
– Bardzo proszę, niech pan mnie posłucha! Moi rodzice pojechali właśnie do uzdrowiska Ramlosa, żeby poszukać jakiegoś śladu.
– Oni także są zaangażowani w tę sprawę? Pomagają?