– Moja matka nie mogła znieść widoku pani Backman – wyjaśnił Christer. – A kiedy ona kogoś nie lubi, nie przebiera w środkach. Ale to, co pan powiedział, zgadza się z drugą Magdaleną. Pani Backman mówiła nam, że jej rodzice umarli, dlatego oni wzięli ją do siebie.
– Matka zmarła jakoś wcześniej. Ach, jakie wszystko stało się nagle smutne dla starego człowieka, który miał w życiu tylko jedną jedyną radość: nadzieję, że wkrótce znów ujrzy swą ukochaną wnuczkę.
– Czy jaśnie pan nie ma nic przeciw temu, bym jeszcze trochę powęszył wokół tej sprawy? Bardzo chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o losie Magdaleny.
Starzec zwrócił swe niedowidzące oczy na pielęgniarkę.
– Jak wygląda ten młody człowiek? Proszę mi go opisać.
– Jest bardzo przystojny, jaśnie panie. I taki sympatyczny.
– Dziękuję, to mi wystarczy. Kolu Simonie, przyprowadź chłopca do mnie jutro o tej samej porze. Zjemy obiad we trzech. A zresztą nie, weź ze sobą swoją żonę. Dzisiaj chcę… chcę…
– Rozumiemy – powiedział Kol. – Trzeba mieć także czas na łzy.
Molin uśmiechnął się ze smutkiem.
– Służę wam wszystkimi informacjami, które mam, i pozostawiam do dyspozycji wszelkie środki finansowe, jakie tylko mogę wam ofiarować.
Podziękowali i opuścili go.
– A więc tak się sprawy mają – rzekł Christer stłumionym głosem, kiedy szli przez otaczający dom park. – To znaczy, że nie ma nadziei.
– Ja też się tego obawiam – odpowiedział Kol. – Wszystko wskazuje na to, że twoja Magdalena nie żyje.
– Ale dlaczego? Jak to się mogło stać? Nie poddam się, dopóki nie poznam wszystkich szczegółów i nie stanę nad jej grobem.
– Rozumiem cię, Christerze.
– Ale Backmanom nie ujdzie to na sucho.
– Myślę, że o to się już Molin postara. Zemści się na pewno straszliwie. Przyjmijmy, że dziewczynka naprawdę umarła, była ponoć chora, jak zrozumiałem. Ale to, że próbują zagarnąć całą jej fortunę w taki sposób, dowodzi, z jakimi ludźmi mamy do czynienia. Uwierz mi, Molin też już do tego doszedł. Nie chciałbym być teraz w skórze nikogo, kto nosi nazwisko Backman.
Christer był zamyślony.
– Molin jest prawie ślepy i prawie głuchy i mierząc zwykłą ludzką miarą, niewiele życia mu jeszcze zostało. Zapomnieliśmy zapytać go, czy spotkał kiedykolwiek nową Magdalenę, ale prawdopodobnie nigdy jej nie widział. Backmanowie liczyli pewnie, że gdyby doszło do ich spotkania, staruszek nie odkryje różnicy, nie zorientuje się, że to zupełnie kto inny. Na wszelki wypadek jednak uciekli stąd, przeprowadzili się daleko, by nigdy nie miał okazji spotkać Magdaleny. Cóż za szczwane lisy! Utrzymywać „Magdalenę Backman” przy życiu aż do chwili śmierci Molina, tak by odziedziczyła po nim cały majątek i by oni mogli się w ten sposób wzbogacić!
– Nie mogę zrozumieć tej fałszywej Magdaleny – stwierdził Kol. – Że też młoda dziewczyna godzi się na takie oszustwa!
– Najprawdopodobniej obiecano jej sporą sumę pieniędzy.
– Pewnie masz rację. Pomyśl tylko, jaki skandal wybuchnie, jeśli uda nam się ujawnić ich postępki!
– O, tak, to pewne – odparł Christer przygnębiony.
Żaden z nich nie przypuszczał nawet, że młody Christer wkrótce urządzi jeszcze większy skandal. Niespodziewany, nawet dla niego samego.
Kiedy odeszli, stary wódz się załamał.
Pielęgniarka, bardzo przejęta jego stanem, postanowiła wezwać doktora.
Molin leżał już wtedy w łóżku. Popatrzył na swego lekarza, zdolnego i cenionego fachowca.
– Dobrze, że to pan przyszedł, doktorze Ljungqvist. Mój dawny lekarz domowy aplikował mi tylko „coś na sen”. Przez cały czas żyłem jakby w mrocznym tunelu między omdleniem a sennością. Tak nie można na dłuższą metę. Pańskie lekarstwa przynajmniej mnie ożywiają, a w każdym razie to, co zostało z ludzkiego wraka.
– Staram się jak mogę, jaśnie panie – odpowiedział Ljungqvist. – Pielęgniarka wspomniała, że otrzymał pan bardzo przykre wiadomości.
– To prawda.
Doktor spodziewał się, że stary powie na ten temat coś więcej, ale pacjent najwyraźniej zatopił się we własnych ponurych myślach.
– Musimy zaradzić pańskiej depresji. – Lekarz uśmiechnął się krzywo. – Wyjątkowo ja także mam ochotę zaordynować „coś na sen”.
– Co takiego? Nie… nie chcę. Proszę podać mi coś pobudzającego.
– Ale to tylko zaostrzy myśli.
– No właśnie – odparł Molin.
– Ale…
– Proszę zrobić tak, jak mówię – podniesionym głosem nakazał starzec w takim stylu, jakby zwracał się do nieposłusznego podwładnego.
– Jak jaśnie pan sobie życzy – odpowiedział doktor Ljungqvist sztywno. Zawołał pielęgniarkę. – Tutaj zostawię panu zwykły wzmacniający lek, a po drugiej stronie nocnego stolika położę proszek nasenny. Tylko bardzo proszę o ostrożność. Ważne, by pan się nie omylił. To mogłoby być bardzo groźne.
– Oczywiście, jeszcze wiem, co robię – mruknął gniewnie staruszek. – Proszę mi wybaczyć, doktorze Ljungqvist, trudno mi dziś wrócić do równowagi. Nie jestem sobą. Bardzo jestem wdzięczny za troskliwość.
Doktor Ljungqvist, jasnowłosy mężczyzna w średnim wieku, uśmiechnął się ze zrozumieniem. Miał ładne, wąskie dłonie i szczupłą twarz.
– Czy mam wrócić jutro rano?
– Zobaczymy. Jeśli to będzie konieczne, wezwę pana.
Doktor, opuszczając dom Molina, powiedział do pielęgniarki:
– Pilnie nad nim czuwaj, naprawdę jest bardzo słaby! Najlepiej by było, gdyby zażył środek nasenny, ale on jest bardzo uparty. Co właściwie się wydarzyło?
Twarz pielęgniarki wyraźnie się ściągnęła.
– Zachowanie posady w domu jaśnie pana w ogromnym stopniu zależy od umiejętności dochowania tajemnicy – odparła sucho.
– Ależ oczywiście, proszę mi wybaczyć. Jestem po prostu trochę zaniepokojony. Jego stan jest gorszy, niż się to jemu samemu wydaje.
– To prawda, ostatnio nie czuje się dobrze. Ale siły woli mu nie brakuje.
– Tak, to naprawdę dzielny stary wojak.
Stary Molin wyciągnął w łóżku swe obolałe ciało.
W imię czego miał teraz żyć?
A gdyby tak zażyć środek nasenny doktora Ljungqvista? Cały na raz.
Koniec smutku. Nie będzie świadkiem, jak ciało nieubłaganie coraz bardziej więdnie pomimo wszelkich starań i jego, i doktora Ljungqvista.
O, nie! Nie pozwoli, by jego fortuna dostała się w szpony Backmanów. Niczym sobie na nią nie zasłużyli. Tak podle postąpili wobec jego córki, spotykali się w tajemnicy za jej plecami, kiedy leżała chora. No tak, nie miał na to żadnych dowodów, słyszał tylko plotki, ale one musiały mieć jakieś podstawy.
I mała Magdalena! Po śmierci matki prawie nie pozwolono mu jej widywać. Spotykał ją jedynie dwa razy do roku, a przez ostatnie trzy lata nie widział jej ani razu.
Musi żyć dalej. Musi dowiedzieć się, co się stało z wnuczką. Zadbać, by na jej grobie przynajmniej leżały świeże kwiaty.
Cóż to za dziwny chłopiec, ten który go odwiedził. Christer Tomasson. Pełen młodzieńczego zapału. Na pewno zakochał się w Magdalenie! Molin świetnie go rozumiał, sam uważał, że jego wnuczka była naprawdę uroczą młodą damą. Taka podobna do swej matki, nie miała w sobie nic odpychającego, żadnej niesympatycznej cechy Backmanów.
Ach, mój Boże! Jak możesz pozwolić, żeby stary człowiek tak cierpiał? Czy nie dość już w życiu mnie spotkało? Jeśli uważasz, że powinienem odpokutować za życie w służbie Mammona, to chyba dosyć już mnie ukarałeś?
Pozwól mi przynajmniej żyć dostatecznie długo, bym mógł dowiedzieć się czegoś o losie, jaki spotkał Magdalenę. I – wybacz zatwardziałemu grzesznikowi – pozwól mi także zemścić się na Backmanach! Wiem, brakuje mi pokory, choć całym ciałem czuję, że mój koniec jest już bliski.