Выбрать главу

– Bardzo dobrze, mój chłopcze – zgodził się z nim Molin. – Wszyscy musimy tak myśleć. Bo jeśli ona naprawdę żyje, to zapewne jest jej bardzo ciężko! Dlatego trzeba się spieszyć!

Anna Maria jednak myślała swoje. Trzy lata i żadnego znaku życia od dziewczynki! To naprawdę źle wróży.

Widziała, że inni są także podobnego zdania.

Wszyscy, oprócz Christera. W swej młodzieńczej naiwności żywił nadzieję na niemożliwe. Ale kiedy się bardzo chce, można znaleźć wytłumaczenie dla wszystkiego.

Komendant policji wyruszył do Skanii. Pragnął odwiedzić Tulę i Tomasa i współpracować z nimi. Zamierzał także odnaleźć doktora Berga.

Z czasem planował urwać się do Linkoping i przyprzeć Backmanów do muru. Na razie jednak było na to zbyt wcześnie. Nie można ich wystraszyć, zanim nie będzie wiadomo czegoś więcej o losach Magdaleny.

Molin ogromnie się niecierpliwił, ubolewał, że osobiście nie może podjąć żadnych działań. Ale Christer został w okolicach Norrtalje, jak najbliżej miejsca, gdzie ostatnio mieszkała Magdalena, i każdego dnia szczegółowo informował staruszka, jak posuwa się śledztwo.

Chłopak rozpoczął poszukiwania swej ukochanej od odwiedzenia poprzedniego domu Backmanów, położonego na południe od Norrtalje.

Okazało się, że leży on bliżej Sztokholmu niż Norrtalje, musiał więc pojechać tam powozem. Molin załatwił to jednym ruchem ręki, dając znak służącemu.

Powóz był piękny i wygodny, Christer uznał, że podróżuje iście po królewsku. Siedział wygodnie oparty o wyściełane aksamitem oparcie i oczami chłonął okolicę. Miał wrażenie, że przemieszcza się lotem błyskawicy – trochę co prawda trzęsła – mijając nieduże chaty i wielkie gospodarstwa. Wszędzie dookoła rozciągały się łąki i uprawne pola. Niebo było wysokie, błękitne, gdzieniegdzie pokryte tylko małymi kłębkami białych chmur, w powietrzu czuło się pełnię lata.

W dawnym domu Backmanów gospodarowali nowi mieszkańcy. Christer, wędrując przez rozległy park, myślał o tym, że po tych właśnie ścieżkach przechadzała się jego mała Magdalena, niespokojna i samotna, mając za towarzystwo jedynie małego pieska, Saszę, którego prowadziła na smyczy. A może biegał sobie wolno, obwąchując zarośla i drzewa? Tego Christer nie wiedział.

Celowo tego dnia nie zabrał ze sobą Saszy, choć zwykle pies nie odstępował go ani na krok. Christer był z nim wielokrotnie u starego Molina i Sasza poczuł się tam do tego stopnia u siebie, że raz nawet podniósł nogę przy balustradzie werandy. Szczęśliwie nikt poza chłopcem tego nie zauważył. Molin zwykle ze smutkiem głaskał pieska. Christet wiedział, że w takich chwilach myśli starego wędrowały zawsze ku ukochanej wnuczce.

Nowi właściciele domu Backmanów niewiele mu mieli do powiedzenia, ujawnili jednak kilka istotnych szczegółów. Stwierdzili mianowicie, że sprzedaż domu odbyła się niewiarygodnie wprost szybko. Backmanowie sprawiali wrażenie bardzo zdenerwowanych, jak gdyby w popłochu pragnęli wynieść się stąd możliwie najprędzej. Nie, kiedy przyszli oglądać rezydencję, nie widzieli ich córki.

A kiedy to było?

Trzy lata temu, w roku 1833. Odszukali stare dokumenty i z kontraktu odczytali dokładną datę.

Christer pokiwał głową. Tak, to by się zgadzało, Magdalena przebywała wówczas w uzdrowisku.

Tak bardzo spieszyli się ze sprzedażą domu?

„A jaki powód opuszczenia tak pięknej posiadłości i rezygnacji z doskonałego urzędu w Sztokholmie podał Backman?” – zapytał Christer nowych właścicieli.

„Radcy handlowemu zaproponowano świetne stanowisko w kolegium handlowym miasta Linkoping” – odpowiedzieli.

Cóż za bzdura, pomyślał Christer. Według tego, co mówił Molin, Backman po przyjeździe do Linkoping musiał zadowolić się znacznie niższą pensją. A ich nowy dom Christer widział przecież na własne oczy. Nie był nawet w połowie tak wspaniały jak ten! Na pewno gdzie indziej trzeba szukać przyczyn.

Ucieczka. Ucieczka przed bystrym staruszkiem Molinem. Innego powodu nie było.

Podczas gdy Christer składał wizytę właścicielom domu Backmanów, stangret Molina odwiedził ich sąsiadów. Kiedy znów spotkali się przy powozie, wymienili zdobyte informacje. Woźnica opowiedział chłopcu, że choć większość okolicznych mieszkańców wiedziała, że Backmanowie mają młodziutką córkę, nikt prawie jej nie widział. Może raz czy dwa w kościele. Taka blada i nieśmiała dziewczynka.

To na pewno moja Magdalena, stwierdził Christer.

Stangret, nie bez satysfakcji w głosie, opowiedział, że nikt nie żałował przeprowadzki Backmanów. Panowała powszechna opinia, że byli wstrętnymi snobami. Mieli też dość pokaźne długi!

Bardzo to zainteresowało Christera, zaczął więc wypytywać stangreta o szczegóły.

Tak, Backmanowie żyli bardzo rozrzutnie, ponad stan, ale dopiero po ich wyjeździe okazało się, że pozostawili całe mnóstwo nie zapłaconych rachunków. Stangret z podstępną radością podał wierzycielom nowy adres Backmanów, bo, jak się okazało, nikt nie wiedział, gdzie szukać dłużników. Kupiec i inni, którzy właściwie przestali już liczyć na odzyskanie pieniędzy, dziękowali z wiele mówiącym uśmiechem.

Dobra robota, pochwalił Christer.

Z poczuciem satysfakcji wracali do domu.

Kiedy wrócili, złożyli szczegółowy raport Molinowi.

– Biedne dziecko – westchnął staruszek. – Moja biedna Magdalena! Starałem się przejąć opiekę nad nią po śmierci mojej jedynej córki, ale radca Backman patetycznym tonem oświadczył, że nigdy nie odda swego ukochanego dziecka. A przecież dziewczynka nic a nic go nie obchodziła! Interesował go jedynie spadek, jaki miała otrzymać. A ja wtedy byłem już po wylewie. Pierwsze ostrzeżenie otrzymałem, kiedy straciłem córkę, ale to było już wiele lat temu. Udar nie był taki groźny, dość szybko odzyskałem siły. Ale potem nastąpił kolejny. Cztery lata temu. To on zrobił ze mnie wrak człowieka.

– Musi to być bardzo ciężkie doświadczenie dla tak ruchliwego człowieka jak pan – zauważył Christer. – Pański umysł nadal jest jasny.

– Tak, najbardziej irytujące jest, że mogę mówić tylko powoli i muszę patrzeć, jak bardzo niecierpliwią się moi rozmówcy. Nie, nie ty, mój chłopcze, ty zdajesz się świetnie mnie rozumieć. I to, że nie mogę się poruszać tak jak chcę. To ogromnie upokarzające. Ale teraz ty jesteś moimi oczami i nogami, Christerze.

– To dla mnie wielki zaszczyt. Będę starał się najlepiej jak potrafię, jaśnie panie. Magdalena tak wiele dla mnie znaczyła. Przez tyle lat czekałem na jej list. Nie zrezygnuję tak łatwo.

Nie były to wcale puste słowa. Christer bezustannie wypytywał, węszył i przemyśliwał wszystko od początku. Czasami wydawało mu się, że dostrzega w mroku przebłysk światła, ale ono prędko gasło. Pojechał do Sztokholmu, do domu Juliusa Backmana, ale tam nie umiano mu powiedzieć nic poza tym, że do domu przetransportowano zwłoki konsula. Czy podczas wypadku była z nim jakaś dziewczynka? Nie, o niczym takim nie słyszeli. Brat i szwagierka konsula okazali wiele serca, przygarniając córkę konsula, sierotę…

Christer rzeczywiście napisał do Heikego. Wzburzony niesprawiedliwością losu, który poskąpił dziecka ludziom tak tego godnym jak Anna Maria i Kol, zasiadł i napisał długi, chaotyczny list. Nie omieszkał też opowiedzieć w nim historii swej zaginionej Magdaleny i choć wtrącił to niejako w nawiasie, był to jednak nawias dość długi i przepojony uczuciem.

Otrzymał wreszcie odpowiedź Heikego. Pisała właściwie Vinga, bo Heike rzadko używał pióra, najwidoczniej w tej mierze nigdy nie wyzbył się kompleksów.