Odpowiedź była długa, jak to zwykle bywało z listami Vingi. Heike informował, że przyjeżdża. Z wielu różnych powodów. Po pierwsze był zdania, że rodzina musi utrzymywać kontakt, dlatego bardzo sobie cenił inicjatywę Christera. Poza tym od dawna już planował odwiedzić Tulę i Tomasa, bardzo mu było przykro, że nie mógł przybyć na wezwanie Tuli wtedy, kiedy prosiła go o pomoc podczas choroby Tomasa. Teraz zajmie się Tomasem, we dworach jest akurat trochę spokojniej i Vinga da sobie radę sama. Do pomocy miała wszak Eskila i Solveig, mieszkających w Lipowej Alei. Nie mogli natomiast liczyć na pomoc młodych chłopców, Jolina i Viljara. Jolin poślubił bowiem pannę, która jako jedyne dziecko miała odziedziczyć gospodarstwo po rodzicach, Jolin musiał więc zaangażować wszystkie siły tam. Wyrósł na ładnego, miłego młodzieńca i wszystkim sprawiał wiele radości.
Jak mogli się zorientować z listu Vingi, gorzej przedstawiała się sprawa z Viljarem. Miał już szesnaście lat i zachowywał się jak prawdziwy samotny wilk. Przekleństwo Ludzi Lodu nie ciążyło nad nim, był zwykłym człowiekiem, ale przecież i wśród takich zdarzają się ludzie szczególni. Viljar był małomówny, tajemniczy, zamknięty w sobie, usposobienie miał raczej melancholijne, zawsze z głową w chmurach. Nieodmiennie sam, przemierzał konno lasy i łąki. Nie wiedzieli, jakie myśli kłębią się w jego głowie, i doszło wręcz do tego, że bali się prosić go o pomoc. Oczywiście uczestniczył w pracach, kiedy było to niezbędne, ale dla wszystkich stało się jasne, że gospodarowanie na włościach to zajęcie absolutnie nie dla niego. Vinga próbowała się z nim rozmówić, ale w odpowiedzi otrzymała jedynie ponure spojrzenie ciemnych oczu. Spojrzenie to świadczyło o niezwykłej wprost wrażliwości, ale nie powiedziało jej nic ponadto. Zaraz potem znów wyjechał.
Jego rodzice, Eskil i Solveig, bardzo niepokoili się o syna. Wydawało się jednak, że Viljara nic nie zdoła sprowadzić na ziemię, upomnienia odnosiły skutek przeciwny do zamierzonego.
Teraz jednak Heike odbył z nim poważną rozmowę, opowiedział o swej podróży, a Viljar z kwaśną miną obiecał, że przynajmniej w czasie nieobecności Heikego pomoże Vindze w zawiadywaniu Grastensholm.
Heike przyrzekał w swym liście, że natychmiast wyrusza z Norwegii. Najpierw miał przybyć do Norrtalje, gdyż największego pośpiechu wymagało właśnie spełnienie prośby Christera. Przejął się bowiem nie tylko bezdzietnością Anny Marii i Kola, sprawa Christera także bardzo go zaciekawiła i pragnął dowiedzieć się czegoś więcej o zaginionej Magdalenie. Nie był przekonany, czy uda mu się pomóc Annie Marii i Kolowi, ale spróbować warto. Później miał zamiar odwiedzić Tulę i Tomasa.
– Mama bardzo się ucieszy – powiedział Christer do Anny Marii. – Tak bardzo niepokoi się o ojca.
Anna Maria uśmiechnęła się ze smutkiem. Ten szalony Christer! Niepokoił Heikego jej bezdzietnością!
Tego wieczoru jednak ona i Kol, splótłszy ręce, siedzieli długo nie kładąc się spać. Wyglądali przez okno na zapadający zmierzch i nie odzywali się do siebie ani słowem. Christerowi, który miał wrażenie, że znalazł się jakby poza rodziną, wydawało się, iż w skupieniu odmawiają modlitwę do gwiazdy wieczornej.
Następnego dnia po otrzymaniu informacji od Heikego Christer oczywiście wyruszył do Molina.
Ledwie zastał wprowadzany do ulubionego saloniku staruszka, nie witając się nawet, wykrzyknął uradowany:
– Jesteśmy ocaleni, jaśnie panie. Heike przyjeżdża! Z Norwegii.
– A kimże jest ów Heike? Policjantem?
– Nie, to czarownik. Najpotężniejszy ma świecie.
Molin opanował uśmiech.
– Czy nie wspomniałeś kiedyś, że najpotężniejszym czarownikiem na świecie jesteś ty sam? To było chyba w zeszłym tygodniu.
Christer zaczerwienił się. Czy naprawdę tak powiedział? Tak, w istocie, teraz gotów był odgryźć sobie język.
– Moje umiejętności nadal pozostają skryte przed oczami świata – odparł ze śmiertelną powagą. – Ale Heike potrafi wszystko. Absolutnie wszystko!
– Cóż on takiego robi? Wyciąga króliki z kapelusza?
– Nie, to przecież dziecinada. Heike jest prawdziwym mistrzem magii. Jeszcze dwieście lat temu spłonąłby na stosie. A przecież on jest taki dobry! Napisał, że zniknięcie Magdaleny bardzo go zainteresowało.
– Czy tylko z tego powodu przyjeżdża?
– Nie, właściwie przybywa, by zaradzić bezdzietności Anny Marii i Kola. Zna całe mnóstwo prastarych tajemnych zaklęć. A później będzie się starał uleczyć mego ojca. Bo Heike jest też doktorem. W Norwegii.
Molin w zderzeniu z taką naiwnością i młodzieńczym zapałem z trudem zachowywał powagę.
– Tak, ty i Anna Maria pochodzicie z niezwykłego rodu, wspominaliście mi już o tym. Jak nazywa się wasz ród? Ludzie Lodowatego Oceanu?
– Ludzie Lodu. Heike jest głową całego rodu. Nikt z nas nie chce, by gałąź rodziny, z której wywodzi się Anna Maria, skończyła się na niej. Z naszego wielkiego rodu pozostały tylko trzy gałęzie: moja, Anny Marii i Heikego. Heike ma syna i wnuka, moja matka Tula, która jest prawdziwą wiedźmą, ma mnie. Tylko Anna Maria nie ma dziecka.
– I to właśnie ty nosisz w sobie owo czarodziejskie dziedzictwo?
– Tak – odparł Christer z udawaną rozpaczą w głosie. – Ale na razie nikt jeszcze o tym nie wie, inaczej ludzie mogliby się wystraszyć. Dziedzictwo to naprawdę wielki ciężar, ale być jednym z wybranych to ogromny zaszczyt.
– Rozumiem. – Molin miał szczerą nadzieję, że chłopiec nie dosłyszy w jego głosie z takim trudem skrywanego śmiechu. – A… czy nie mógłbyś zademonstrować mi na jakimś przykładzie swych nadzwyczajnych umiejętności? Choćby na najbłahszym, tylko dla mnie?
– Z największą przyjemnością – ucieszył się Christer. – Proszę popatrzeć na Saszę. Samym tylko spojrzeniem zmuszę go, by położył się i zasnął.
– To na nic, ja ledwie widzę Saszę.
– Ach, oczywiście, przepraszam! Co więc możemy…?
Na szczęście dla Christera akurat w tym momencie wszedł służący z listem.
– Od komendanta policji – stwierdził Molin. – Sądzę, że powinniśmy go najpierw przeczytać.
– Ależ naturalnie! – Christer jak zawsze był pełen zapału.
Chłopiec z troską przypatrywał się, jak niezgrabne stare palce jego przyjaciela nieudolnie usiłują otworzyć list. Nie było wątpliwości, stan Molina pogorszył się znacznie od dnia, kiedy Christer ujrzał go po raz pierwszy. Twarz miał poszarzałą, ściągniętą, oczy zmatowiały, jeszcze bardziej skurczył się w sobie.
Christer bardzo się tym przejął. Chciał, by staruszkowi została dana chwila szczęścia przed śmiercią.
I nagle jak zwykle nie zapanował nad sobą i wyrwało mu się z głębi serca:
– Poproszę Heikego, by, jak przyjedzie, zbadał i jaśnie pana.
– No, no – zaśmiał się Molin, ale jego oczy spoglądały ze smutkiem. – Myślę, że chyba nie należy liczyć na cud. Ale czy zechcesz przeczytać mi list?
Christer zaczął czytać na głos:
– Drogi Przyjacielu! Posłuchaj tylko. Przybyłem do uzdrowiska Ramlosa i spotkałem tu rodziców Christera. Doskonale nam się ze sobą współpracuje. wszyscy już teraz wiemy, że uzdrowisko Ramlosa jest ze wszech miar szacownym przedsięwzięciem i nikomu tutaj nic nie można zarzucić.
Doktor Berg sprawował tu zastępstwo jedynie przez kilka tygodni. Miał doskonałe referencje i wzorowo wywiązywał się w tym krótkim czasie ze swych obowiązków.
Pochodził z Kristianstad i, rzecz jasna, pojechaliśmy tam. Najpierw jednak załatwiliśmy wszystko do końca w Ramlosa.
Tula i Tomas, tak, tak właśnie ich nazywam, to ludzie bardzo bezpośredni, szybko zaczęliśmy sobie mówić po imieniu. Nic dziwnego, że Christer jest takim miłym chłopcem, choć czasami bywa być może zbyt swawolny.