Выбрать главу

Ciszę, jaka zapadła, przerwał Tomas:

– Kontaktu między istotami z przestrzeni a nami?

– Tak.

– W postaci pism lub czegoś podobnego?

– Nie, to nie żaden zapis. Z początku profesor zastanawiał się, czy nie chodzi przypadkiem o rośliny. I Tuli, i mnie często zdarzało się zaobserwować, że więcej w nich życia, niż nam się wydaje. Rośliny takie czują, jak i my.

Kilkoro ze słuchaczy uśmiechnęło się z niedowierzaniem, ale Heike postanowił dokończyć.

– Tę koncepcję jednak profesor odrzucił. Rośliny nie były aż tak rozwinięte. Ale psy? One właśnie mogą stanowić ogniwo łączące nas z owymi pozaziemskimi istotami. Profesor wysunął teorię, że istoty z odległej gwiazdy wyznaczyły właśnie psa, by czuwał nad człowiekiem, służył mu, dbał, by nic złego mu się nie przytrafiło aż do czasu, gdy człowiek osiągnie taki poziom inteligencji, by owe gwiezdne istoty mogły go wykorzystać.

– Wykorzystać? – powtórzyła Tula. – Muszę przyznać, że to brzmi dość złowrogo.

– Komunikować się z nim, czy tak lepiej? Widzicie, profesor przeprowadzał eksperymenty ze swoim psem… Powiedział mniej więcej tak: „Czy mógłbyś zwrócić się z prośbą do swych przyjaciół z przestrzeni kosmicznej o trochę pieniędzy dla mnie, bym mógł kontynuować moje prace badawcze?” I tydzień później otrzymał nieoczekiwane stypendium.

Poruszyli się niespokojnie, coraz bardziej zainteresowani.

– Poczynił jeszcze wiele prób. Na przykład z zaginionym listem, na który bardzo czekał. Zwrócił się do psa i list się odnalazł. A potem nagle pies zachorował, miał sparaliżowane tylne łapy, nieomylny znak zbliżającego się końca. Wówczas profesor postawił wszystko na jedną kartę, poprosił, by pies zwrócił się do swych przyjaciół z prośbą o uzdrowienie. I zwierzę wyzdrowiało! Widziałem je na własne oczy, spotkałem profesora zaraz potem, jak pies odzyskał siły, i dlatego profesor zdradził mi swą teorię.

– O, to na pewno nie dlatego – stwierdził Kol. – Raczej zorientował się, że jesteś odpowiednią osobą, której można o tym opowiedzieć!

– Z pewnością – zgodził się Molin. – No i co było później?

– Podjąłem dalszą wędrówkę na północ – uśmiechnął się Heike. – Dlatego nic więcej nie wiem. Ale muszę przyznać, że i mnie trudno było zaakceptować tę teorię.

– Ale teraz znów przyszła ci do głowy? – zapytał Kol. – Żeby stwierdzić, czy Magdalena żyje?

Heike popatrzył na sympatyczny pyszczek zwierzęcia i uśmiechnął się niepewnie. I to ten piesek miałby stanowić ogniwo łączące ludzkość z istotami od niej rozumniejszymi? Czy nie było chociaż jakiegoś bardziej dostojnego psa?

– Sasza – łagodnie przemówił do zwierzęcia. – Spójrz na mnie! Nie, nie patrz na tę muchę, tylko na mnie. Siadaj, tu na stoliku. Siad!

Umieścił pieska na małym stoliku. Ku jego zdumieniu Sasza usłuchał i przycupnął na koronkowej serwetce. Heike usiadł tuż przed nim, usiłując wzrokiem utrzymać wzrok zwierzęcia. Sasza głęboko, ufnie spojrzał mu w oczy. Trwało to zaledwie króciutką chwilę, bo przecież psu nie da się patrzeć w oczy zbyt długo, jest na to zbyt ruchliwy.

Heike przepraszająco rzekł do zgromadzonych:

– Wiem, że komuś może się to wydać niemądrą dziecinadą, ale musimy wypróbować wszystkie możliwości, prawda?

Zgodnie przytaknęli.

Nagle Heike uniósł głowę.

– Jeszcze nie zdążyłem wezwać władców psa, czy jak ich zwać, a już napływają sygnały! Tak, naprawdę! Od tego małego stworzenia?

– I co?

Heike zawahał się.

– Jak już mówiłem wcześniej, sygnały pochodzące od psa są znacznie silniejsze, niż byłyby gdybym trzymał w dłoni jakąś część garderoby dziewczynki. Ja… Poczekajcie… Ja… Wszystko wskazuje na to, że Magdalena żyje!

Z piersi zgromadzonych przy okrągłym stole wyrwało się westchnienie ulgi. Wniesiono zupę, ale nie poświęcono jej uwagi, na jaką zasłużyła. Wszyscy siedzieli zwróceni twarzami ku oknu, pod którym stał stolik z pieskiem.

Należało im to jednak wybaczyć. Naprawdę trzeba się było spieszyć.

Heike mówił dalej, nie wierząc własnym słowom:

– To nie ma nic wspólnego z ewentualnymi istotami pozaziemskimi, to mały Sasza przekazuje mi myśli i wrażenia o Magdalenie. Ponieważ kiedyś do niej należał, mogę wyczuć ją poprzez niego. – Zmarszczył czoło i popatrzył na zebranych niepewnie. – Ale myślę, że nie powinniśmy radować się zbyt wcześnie. Jeśli naprawdę wyczuwam Magdalenę, to musi jej być teraz bardzo trudno. Wydaje mi się, że… cierpi.

Molin westchnął ciężko.

– Ale gdzie? Gdzie ona jest? – wykrzyknął Christer, podrywając się od stołu.

Żelazny uścisk dłoni Tuli osadził go z powrotem na krześle.

– Nie… nie mogę się zorientować – odparł Heike. – I to właśnie budzi moją rozpacz. Nie mogę do niej dotrzeć.

Ktoś od czasu do czasu odruchowo wkładał do ust łyżkę z zupą, poza tym w pokoju panowała cisza i spokój. Heike z całych sił starał się skoncentrować.

– Ale wiesz, że ona jeszcze żyje? – trzeźwo zapytała Tula. – Nie wyczuwasz żadnych wibracji śmierci?

– Nie, nic o śmierci.

– Dzięki ci, dobry Boże – szepnął Molin. Dyskretnie dał znak pokojówkom, by wstrzymały się z głównym daniem i wyszły z pokoju.

– Chodź, pomóż mi – poprosił Heike Tulę, która natychmiast się podniosła, uradowana, że nareszcie zwrócił na nią uwagę.

Piesek najwyraźniej był oszołomiony faktem, że stanowi centrum zainteresowania. Doprawdy, co za dziwne stworzenia z tych ludzi!

– Ja też mogę pomóc – powiedział Christer.

– Nie, nie – wstrzymał go Heike. – Sasza nie zniesie więcej niż dwóch osób naraz.

Christer, położywszy uszy po sobie, musiał się wycofać. Nikt nigdy nie traktował go poważnie! A on przecież umiał ożywiać zwiędłe kwiaty i jednym ruchem ręki uśmiercać zarządców dworu, którzy martwi padali na ziemię!

Heike spostrzegł, że chłopcu zrobiło się bardzo przykro, i obiecał sobie w duchu, że później mu to wynagrodzi. Na razie jednak nie miał czasu na udawaną magię.

– Doskonale ci idzie, Tulo – powiedział cicho. – Naprawdę świetnie.

Rozjaśniła się. Pochwała Heikego była cenniejsza od złota.

– I ja ją wyczuwam – rzekła bez tchu, nie odrywając dłoni od tylnych łap psa. Może to trochę uwłaczające być przypisanym do tej części, ale Heike miał naturalnie prawo do głowy i serca. Sasza z niepokojem odwracał łebek.

– Bardzo wzmacniasz wrażenie – szepnął Heike. – Co wyczuwasz?

Tula rozgniewała się.

– Do diaska, nie mogę tak stać wczepiona palcami w psi zadek! Przesuń się, bo teraz Tula ma wizje!

Obserwujący stłumili uśmiechy. Niewiele rozumieli z tajemniczych wydarzeń, ale Heike wzbudzał ogromny respekt. Tula, niestety, mniejszy.

Jednakże ku ich zdumieniu Heike usunął się na bok i ustąpił jej miejsca.

ROZDZIAŁ IX

Zamienili się na miejsca, tak by Tula mogła siedzieć przed Saszą, trzymając jego łebek w dłoniach.

Heike cicho mruknął do pozostałych:

– Wydaje się, że Tulę obdarzono znacznie silniejszymi zdolnościami, jeśli chodzi o odbieranie wrażeń wysyłanych przez martwe przedmioty i żywe istoty. Istnieje bardzo ładne słowo dla określenia właśnie takich umiejętności, ale nigdy się go nie nauczyłem. Nam, dotkniętym albo wybranym z rodu Ludzi Lodu, zawsze przydzielano rozmaite zdolności…

– Czy możesz być tak uprzejmy i zamknąć się chociaż na moment? – zażądała Tula. Już tylko te słowa wskazywały, jak bardzo jest wzburzona.

Heike umilkł, ale nie długo zdołał zachować milczenie. Piesek siedział zdumiony, całym sobą przypominał wielki znak zapytania.