Выбрать главу

– Ale jeśli chcieli umieścić Magdalenę w takim miejscu… dlaczego, na miłość boską, ciągnęli ją najpierw aż do Skanii, do uzdrowiska Ramlosa?

Molin popatrzył na niego swym przenikliwym wzrokiem wieloletniego króla Norrtalje.

– Dlatego, że konsul Julius Backman miał tam jechać. Zniszczonemu życiem hulace naprawdę potrzebny był pobyt w uzdrowisku. Ale kiedy w dodatku Berg w tym samym czasie wystarał się o pracę w kurorcie, wszystkim świetnie pasowało, by konsul zabrał ze sobą bratanicę. Tak, tak, to tylko moja teoria, ale wiedziałem, że konsul Backman ma zamiar wyjechać i zabrać Magdalenę. Cieszyłem się nawet, że zechciał wziąć ze sobą to biedne, słabowite dziecko.

– Magdalena wcale nie była słabowita – zaprotestował Christer. – Owszem, bardzo drobna, chudziutka, ale tak po prostu była zbudowana. Czyż nie mam racji, jaśnie panie?

– Oczywiście, mój chłopcze. To tylko ja wykazałem się niezmierną głupotą, dając wyraz swej wdzięczności za troskę o moją wnuczkę. A co wy myślicie? Czy powinniśmy uwierzyć w to, co „opowiadał” nam Sasza?

– Spróbować nie zaszkodzi – orzekł komendant policji, choć w jego głosie nadal dało się wyczuć niedowierzanie. – Poza tym jedynym tropem nie mamy innych wskazówek ani pomysłów, a sprawa nagli. Przyłożenie doktorowi noża do gardła sprawi, że zamknie się jak ostryga i życie dziewczynki naprawdę zawiśnie na włosku. W jaki sposób może dojść do najgorszego, nie wiemy, ale nie wolno nam ryzykować. O ile w ogóle Magdalena jeszcze żyje – mruknął pod nosem. – Ale kto zajmie się zbadaniem „Miłosierdzia”?

– Pan – odparł zdecydowanie Heike. – Proszę skontaktować się z miejscową policją lub innymi władzami. Zabierze pan także Christera.

– Mnie? – zaskoczony chłopak w jednej chwili rozpromienił się jak słońce, ale decyzja Heikego wzbudziła ogólne zdumienie.

Molin jednak zrozumiał olbrzyma. Chłopiec tak niedawno przecież został odrzucony, urażono jego godność czarownika. Teraz przyszedł czas na rehabilitację. Mimo że nie powiodły mu się czarodziejskie sztuczki, zaufano mu. W dodatku widział kiedyś Magdalenę i na pewno by ją rozpoznał. To bardzo ważny szczegół.

Heike nie powinien z nimi jechać, jego wygląd zawsze budził zainteresowanie, co łączyło się z wieloma niewygodnymi pytaniami. Podczas dyskusji przypomniało im się, że w Szwecji istnieje coś takiego jak okręgowe komisje zdrowia. Nie wszędzie, co prawda, ale przecież nic nie stało na przeszkodzie, by przy tej okazji takową stworzyć. Dlatego wybrano do niej także Tomasa, wyglądającego z nich wszystkich najbardziej dystyngowanie. Z powodzeniem mógł uchodzić za przedstawiciela władz, pominąwszy drobne niedociągnięcia w ubiorze. Na jego koszulach zwykle pojawiały się dodatkowe zakładki, pozostawione przez żelazko, bo Tula nie była osobą, która marnotrawiłaby czas na takie drobiazgi. Tomas jednak z przykrością musiał odmówić udziału w ekspedycji, był już bowiem zanadto wyczerpany. Stanęło więc na tym, że na jego miejsce wyznaczono Kola, ale Tomas i tak wdzięczny był za propozycję i okazane mu zaufanie. Rozpierała go duma, że wybrano go do takiej roli.

Chciano, by w „komisji” znalazła się także osoba obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami, ale Heike przecież jechać nie mógł, a Tula jako kobieta nie miałaby poważania. Miejsce kobiet było w domu, przy dzieciach i ręcznych robótkach.

Ale przecież ja pojadę, już chciał powiedzieć Christer, uznał jednak, że nie ma to większego sensu. Rozpaczą napełniało go uczucie, że nikt nie traktuje poważnie jego niezwykłych zdolności. Ale on jeszcze kiedyś pokaże, co potrafi. Wprawi wszystkich w zdumienie.

Nareszcie mogli powrócić do wzgardzonego obiadu. Wszyscy nagle poczuli, jak bardzo są głodni. Przerwany posiłek wrócił do łask, Heike i Tula dostali świeże porcje gorącej zupy, a personel kuchenny odetchnął z ulgą.

„Komisja zdrowia” wyjechała na inspekcję natychmiast po obiedzie. Inni także się rozeszli, w domu Molina został tylko Heike. Kiedy nadszedł doktor Berg-Ljungqvist, Heike ukrył się we wnęce sypialni Molina, schowany za zasłoną, gotów w każdej chwili interweniować, gdyby zaszła taka potrzeba.

Służący był naprawdę zatroskany.

– Ach, doktorze Ljungqvist, jak dobrze, że pan przyszedł! Z jaśnie panem tak źle, tak źle!

– Naprawdę? – powiedział doktor, Heike usłyszał w jego głosie ton nieudolnie skrywanego triumfu.

– Tak, myślę, że nic już nie zdoła go uratować, doktorze – mówił sługa. – Jaśnie pan sam zdaje sobie z tego sprawę, bo pragnie wezwać rodzinę.

– Czy już się tym zająłeś?

– Nie, jeszcze nie. Chciałem najpierw poznać pańskie zdanie, doktorze.

– A więc zrób to natychmiast! Ale wezwij tylko zięcia i jego małżonkę. Dziewczynka, wnuczka Molina, jest za młoda, jej widok może tylko źle wpłynąć na jaśnie pana.

– Ale on właśnie ją pragnął zobaczyć! Panna Magdalena jest przecież jego jedyną krewną!

Doktor Ljungqvist zawahał się.

– Dobrze, niech i ona przyjedzie. Napisz tylko, by byli ostrożni!

Znaleźli się już przy łóżku. Heike przez zasłonę widział doktora przypatrującego się staruszkowi z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Molin nie otworzył oczu, oddychał ciężko, urywanie, jakby nie mógł złapać powietrza. Czynił to doprawdy bardzo umiejętnie.

– Twarz jakby mu się zmieniła – ze zdziwieniem zauważył doktor. – Jest jakby bardziej… symetryczna?

– Tak, to stało się wtedy, kiedy nagle po południu gorzej się poczuł.

– Hm. Rzeczywiście, nie pomogą tu żadne lekarstwa – stwierdził doktor, radując się w duchu. – Pozostaje nam tylko modlić się do Wszechmogącego, by pozwolił mu bez cierpień odejść z tego świata.

– Tak, doktorze Ljungqvist – odparł służący beznamiętnym tonem. – Ach, jakie to smutne. To taki dobry człowiek.

– Najlepszy ze wszystkich – westchnął doktor.

Molin jęknął kilka razy i przestał oddychać.

– Czy możesz podać mi lusterko? – zapytał doktor.

Z wyraźnym wahaniem i rzuciwszy ostrzegawcze spojrzenie w kierunku Heikego, służący opuścił sypialnię.

Doktor Ljungqvist został sam z cierpiącym magnatem. Szepnął cicho:

– Nareszcie, nareszcie, ty ślepy, głuchy dziadu! W końcu dostaniemy to, co od dawna nam się należało!

Heike i Molin dobrze zachowali sobie w pamięci te słowa.

Wrócił służący z lusterkiem, doktor przyłożył je do ust Molina.

Wyprostował się i westchnął.

– Tak, tak, niewiele już mu zostało.

– Będę czuwał przy jaśnie panu – oznajmił służący z żalem w głosie – Bo doktor ma pewnie też i innych pacjentów?

– Co takiego? Tak, tak, naturalnie. Wrócę tutaj jutro rano. Ale proszę mnie wezwać, gdyby nastąpiło pogorszenie! I… może dobrze byłoby sprowadzić księdza…?

– Dopilnuję tego.

– A… co z testamentem?

– Z testamentem?

– Tak, jaśnie pan chciał w nim umieścić nowego spadkobiercę.

– Niestety, jaśnie pan nie zdążył dokonać żadnych zmian.

– Ach, tak, może to i lepiej. To byłoby niesprawiedliwe wobec małej Magdaleny. I nie zapomnij wezwać Backmanów! Tak bardzo byli związani z jaśnie panem.

– Napisałem list jeszcze przed przybyciem pana doktora.

– Zabiorę go ze sobą i wyślę natychmiast pilną przesyłką. Tak będzie najszybciej.

Doktor nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie będzie mógł opuścić dom Molina. Tak mu pilno przekazać radosną nowinę, pomyślał z goryczą służący.

Kiedy tylko lekarz się wyniósł, Molin usiadł na łóżku.

– Co za łajdak! – wykrzyknął. – Czy ktoś słyszał coś podobnego? Ledwie się powstrzymałem, by nie otworzyć oczu i nie zawołać: „Słyszałem cię, ty łotrze!”