Magdalena spoglądała nań z niedowierzaniem, ale dzień był taki piękny, ciepły, skrząca się w słońcu woda kusiła. Przezwyciężając wstyd, dziewczynka rozebrała się, nie śmiała sprawdzić, czy Christer jest odwrócony, ale zaufała jego słowom. Ostrożnie wsunęła stopę do wody.
Morska toń była chłodniejsza, niż się spodziewała. Od stóp do głów przeszedł ją dreszcz, ale postanowiła być dzielna.
Dno wyglądało bezpiecznie. Głęboko wciągnęła powietrze i cała drżąc wchodziła dalej. Kiedy znalazła się po kolana w wodzie, zauważyła, że wcale już nie marznie. Jeszcze krok dalej, i jeszcze jeden…
Całe jej ciało pokrywały egzemy i liszaje, to pewnie od tych ukąszeń, które rozdrapywała, bo tak niemiłosiernie swędziały.
Nareszcie, pomyślała z gniewem. Nareszcie się ciebie pozbędę, wstrętne robactwo!
Szybko zanurzyła się po samą szyję. Jak wspaniale, najgorsze już za nią. Zacisnęła dwoma palcami nos i wsunęła głowę pod wodę, starając się wytrzymać jak najdłużej. Złapała powietrze i zanurkowała jeszcze raz, i jeszcze, aż włosy dokładnie nasiąkły. Szorowała się starannie, tarła ramiona, nogi, całe ciało. Przydałoby się jej mydło, no i, rzecz jasna, czyjaś pomoc, ale o to nie chciała prosić.
Ach, co za rozkosz! Magdalena poczuła się jak nowo narodzona, pławiła się długo, nie miała ochoty wyjść na ląd.
Ale w jaki sposób Christer miał zamiar zdobyć dla niej nowe ubranie? Nie umiała sobie tego nawet wyobrazić.
Christer, skoncentrowany aż do bólu, przykucnął przy małym, niebieskim dzwonku. Czy było coś bardziej godne ukochanej Magdaleny niż ten najczystszy, najbardziej dziewiczy ze wszystkich kwiatów? I jeszcze przecudny kolor podkreśli barwę jej oczu.
– Dzwonku, dzwoneczku, zmień się w sukienkę – zaklinał. – Przemień się w szatę godną mej ukochanej, z jedwabiu i najdelikatniejszych koronek, z szeroką spódnicą, taką jak twój kształt. W przepiękną suknię zmień się w jednej chwili!
Czekał. Niebieski dzwonek delikatnie zakołysał główką, potrąconą lekkim powiewem morskiej bryzy. Nic poza tym nie zaszło.
– Oczywiście w normalną, dużą suknię – dodał szybko. – Rozumiesz chyba, że Magdalena, choć taka drobniutka, nie zmieści się w sukienkę twojej wielkości.
Upływały sekundy, zmieniały się w minuty. Christer zaczął się denerwować. Magdalena w każdej chwili mogła wyjść z wody.
– Czcigodni przodkowie – prosił z twarzą ściągniętą zniecierpliwieniem. – Wiem, że moja moc miewa rozmaite humory i działa spontanicznie, kiedy chce. Ale czy wyjątkowo nie możecie mi pomóc, tylko ten jeden jedyny raz? Moja biedna przyjaciółka naprawdę nie ma się w co ubrać, to chyba sytuacja dostatecznie krytyczna. Tak was proszę, okażcie się wielkoduszni. Jestem przecież Christer Tomasson i pochodzę z Ludzi Lodu, choć nie wolno mi używać tego nazwiska. Dlaczego jesteście tacy skąpi? Ach, przepraszam, tak mi się tylko wyrwało! Przecież należę do dotkniętych, a może raczej jestem wybrany!
Ale i niebieski dzwonek, i przodkowie chłopca, pozostali głusi na wezwanie.
Co trzeba wypowiedzieć? myślał ogarnięty paniką. Abrakadabra? Och, nie, to takie niemądre. Może moje zaklęcie było niewłaściwie sformułowane, bo nikt przecież niczego mnie nie nauczył, nikt nie traktuje mnie poważnie! Mamo, ty znasz tyle tajemnych formuł, dlaczego nie chciałaś podzielić się ze mną swą wiedzą?
W głębi serca jednak Christer wiedział, że Tula nigdy nie potrzebowała uczyć się żadnych tajemnych formuł. Po prostu umiała je od zawsze.
Dlaczego on nie znał zaklęć? Przecież to on właśnie miał być tym największym, na którego cały ród czeka od stuleci!
– Christer?
Drgnął, słysząc nieśmiały głosik Magdaleny. Dochodził z plaży, Christer bezmyślnie, nie zastanawiając się, odruchowo się odwrócił. Nic się jednak nie stało, dziewczynka podniosła swoje łachmany z ziemi i trzymając je w wyciągniętych rękach, z dala od czystego ciała, którego nie chciała zbezcześcić, próbowała się nimi zasłonić.
Co mam począć? Co robić? jęknął w duchu. Przecież obiecałem!
Ostatni, daremny rzut oka na kwiatek, powiedział mu, że w tej sytuacji, niestety, będzie musiał szukać innego wyjścia. Pozostawało mu jedno, choć z pewnością nie dało się tego nazwać cudem. Zerwał z grzbietu białą koszulę. Na pewno jest dostatecznie długa, sięgnie jej za kolana albo jeszcze dalej. Nie taki był jego zamiar, ale cóż, dobre i to.
– Nie udało mi się! – zawołał. – Czy wystarczy ci moja koszula? Jest chyba dość długa.
Na moment znieruchomiała, ale zaraz grzecznie mu podziękowała.
– A ty w co się ubierzesz?
Christer był świadom, że praca przy kanale Gota wyrobiła mu muskuły i przyjemnie będzie je zademonstrować.
– Ja jej nie potrzebuję. Położę ją tutaj i odejdę, a ty mnie potem zawołasz. Czy tak będzie dobrze?
– Tak… dziękuję – odparła.
Chwilę później usłyszał, że Magdalena drepcze ku niemu. Koszula rzeczywiście sięgała jej do połowy łydek, ale materii było tak dużo, że wydymała się jak balon wokół wychudłego ciała dziewczynki. Magdalena musiała więc przytrzymywać ją obiema rękami.
Nie patrząc na nią, Christer powiedział:
– Kiedy wrócisz do domu, będziesz mogła się uczesać i porządnie wyszorować. Mam nadzieję, że i tak kąpiel była przyjemna?
– Och, oczywiście – odparła zasapana.
Jak będę mogła wkroczyć tak do Penningby? myślała zatroskana. Ubrana jedynie w męską koszulę, która sięga mi ledwie za kolana, z grzywą mokrych, splątanych włosów?
Christer, jakby czytając w jej myślach, zaproponował:
– Powiemy, że się topiłaś, a ja cię wyciągnąłem, co ty na to?
Uśmiechnęła się z wyraźną ulgą.
– To doskonały pomysł.
Po chwili zapytał:
– Nie jesteś głodna?
Magdalena odparła ze smutkiem:
– Kiedy przez dłuższy czas prawie nic się nie je, nie odczuwa się lżejszego czy silniejszego głodu.
– Rozumiem. Myślę, że na początku będziesz musiała odżywiać się bardzo ostrożnie, żeby przyzwyczaić się do normalnego jedzenia.
Pokiwała tylko głową.
Magdalena zmęczyła się bardzo. Przysiedli wśród drzew, by chwilę odsapnąć. W drodze mijali z rzadka porozrzucane zagrody chłopskie, nieduże przystanie rybackie, w których nie było widać żywego ducha, i wedle wszelkich wyliczeń Penningby powinno znajdować się już niedaleko.
Dziewczynka usiadła skromnie, skulona w jego wielkiej koszuli. Christer niby przypadkiem wystawił na pokaz mięśnie grające pod skórą, oświetlone słońcem wpadającym między liśćmi.
– Ale ty pewnie jesteś głodny? – zapytała.
Widok jej podrapanych stóp wystających spod koszuli wzruszył chłopca tak, że przez chwilę nie mógł odpowiedzieć.
– Nie, ani trochę – zapewnił ją, próbując udawanym kaszlem zagłuszyć burczenie w brzuchu.
Rozmowa jakoś się nie kleiła. Nagle zawstydzili się siebie, bo kiedy przyszło co do czego, okazało się, że prawie wcale się nie znają.
Magdalena nerwowo głaskała Saszę.
Wzrok Christera błądził po lesie, jakby chłopak miał nadzieję tam znaleźć temat do rozmowy.
Upłynęły dwie długie minuty, podczas których było słychać tylko burczenie w brzuchu Christera, najpierw cichsze, potem głośniejsze i głośniejsze.
Magdalena nie śmiała jeszcze raz napomknąć, że jej towarzysz na pewno jest głodny.
Christer postanowił mówić, co mu ślina na język przyniesie, zdenerwowanie pokrywając śmiechem. Głos mu się dziwnie łamał, uderzał w falset.
– Wygląda na to, że za każdym razem, gdy zbliżamy się do siebie, otacza nas las.
Mój Boże! Jak mógł coś takiego powiedzieć!
Magdalena jeszcze niżej pochyliła głowę nad Saszą.