Выбрать главу

– Tak.

Właściwie po prostu przytaknęła jego słowom, ale Christerowi wydawało się, że była to odpowiedź na jego myśli. Zaczerwienił się ze wstydu.

Na tym rozmowa się skończyła. Magdalenę ogarnęła rozpacz, przecież tak bardzo chciała z nim pogawędzić, ale nie umiała, nie umiała! Powtarzała tylko: „Kochany Sasza! Dobry, kochany piesek!”

Czy Christer nie poczuje się obrażony? Czy koszula zanadto się nie podciągnęła? Czy siedzę dość ładnie? Czy on widzi te wstrętne liszaje na moich ramionach?

W dodatku usadowiła się na czymś kłującym, lękała się jednak przesunąć w obawie, że przy tym podwinie się jej koszula, a nic przecież pod nią nie miała.

– Twoje paznokcie… – odezwał się Christer łamiącym się z wrażenia głosem.

Przerażona popatrzyła na swoje ręce.

– Próbowałam wydrapać nimi dziurę w ścianie – szepnęła.

W piwnicy? Biedna mała.

Magdalenę wzruszyła troska okazywana jej przez Christera. Chłopiec ujął ją za rękę i delikatnie pogładził. Przytulił poranione palce do policzka.

– Teraz już nie musisz się niczego bać – obiecał łagodnie.

Dopóki mógł się nią zajmować, otaczać opieką, wszystko układało się jak najlepiej. Największy kłopot sprawiała rozmowa.

– Masz siłę iść dalej?

Dzięki Bogu, że Christer postanowił przerwać tę jakże kłopotliwą sytuację, pomyślała Magdalena. Chociaż czuła, że jest wycieńczona, od razu wstała, co prawda trochę chwiejnie, ale znów mogli ruszyć w drogę.

Wkrótce dostrzegli jakąś postać, maszerującą po plaży. Christer znów musiał uspokajać na nowo przerażoną Magdalenę. Okazało się, że to po prostu Kol wyszedł im na spotkanie, zaniepokojony, czy nie przytrafiło im się nic złego.

Bez przeszkód dotarli do powozu oczekującego w Penningby. Magdalenę otulono w koc, który szczęśliwie zakrył ją całą, i spiesznie wyruszyli na północ, bo dzień miał się już ku końcowi.

Dzień ten wszystkim w domu Molina wydał się nieskończenie długi i nerwowy.

Rankiem, zgodnie z zapowiedzią, zawitał doktor Ljungqvist, ale służący cichym, lecz nie znoszącym sprzeciwu głosem po prostu go odprawił. Nie, stan jaśnie pana nie zmienił się ani na jotę, nie ma żadnych widoków na poprawę. Owszem, ksiądz już był. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że rodzina przybędzie na czas. Nie, jaśnie pan śpi i nie pozwolę mu przeszkadzać. Do widzenia.

Zanim doktor zorientował się, co się stało, zamknięto mu drzwi przed nosem.

Cóż, i beze mnie idzie jak po maśle! Ale co za żywotny stary dziad! To wręcz nieprawdopodobne, by jeszcze trzymał się życia po tej ostatniej dawce, którą mu zaaplikowałem!

Doktor lekkim krokiem opuścił posiadłość Molina. Już niedługo będzie się czym cieszyć. On sam miał dostać dwadzieścia pięć procent, jedną czwartą. W pamięci próbował obliczyć, ile też mu przypadnie, starzec był właścicielem większości zakładów w Norrtaije i wielu w Sztokholmie. Dostanie okrągłą sumkę…

A może podnieść swój udział do pięćdziesięciu procent? Wie przecież o wszystkim…

Nie, zbyt dobrze pamiętał, co przydarzyło się konsulowi Juliusowi Backmanowi. Najlepiej siedzieć cicho. Ale trzecia część? Oczywiście, tyle mu się należało, wykonał przecież całą mokrą robotę!

Przedłoży im swoje żądania, ale musi być ostrożny.

Heike, Tomas i Tula zostali u Molina, gdyż staruszek bardzo ich o to prosił. Dopilnował także, by sprowadzono Annę Marię, żeby nie musiała niepokoić się w samotności.

Wszystkich dopadła małomówność i dokuczliwe zdenerwowanie. Niektórzy wątpili, by wyprawa do „Miłosierdzia” przyniosła jakiekolwiek rezultaty. Magdalena na pewno już nie żyła, a jeżeli, to z pewnością jej tam nie znajdą.

Razem zjedli obiad. Heike wcześniej zajął się starym Molinem, usiłując poprawić jego ogólny stan zdrowia, który tak gwałtownie pogorszyły dwa kolejne wylewy, a później długotrwałe zatruwanie pacjenta przez doktora.

Teraz Heike ukradkiem obserwował Tomasa, czując, jak narasta jego niepokój. Tomas nigdy nie zaliczał się do silnych, ale tym razem sytuacja była naprawdę poważna. Przecież ten człowiek jest na skraju wyczerpania! Powinien był zostać w domu, w Motala, i pozwolić wypoczywać zmęczonemu sercu.

Heike zdawał sobie jednak sprawę, jak wielkie znaczenie ma dla Tomasa udział w całej wyprawie. Czuł wtedy, że nie jest tylko kulą u nogi swej ukochanej żony.

Nagle Heike zorientował się, że Tula go obserwuje. Wbiła w niego rozpaczliwe spojrzenie i siedziała nieruchomo.

Do diaska! Do diaska, dlaczego nie zapanował nad sobą! Przecież Tula była taka jak on, wyczulona na wrażenia i nastroje. Mogła czytać w jego twarzy jak w otwartej księdze, bo i ona należała do dotkniętych z Ludzi Lodu.

Heike uśmiechnął się do kuzynki, miał to być uspokajający uśmiech, ale wypadł raczej blado.

Kiedy tylko po skończonym obiedzie odeszli od stołu, Tula wzięła go na bok.

– Heike!

Położył jej dłoń na ramieniu.

– Uspokój się, zbadam Tomasa. Sądzę, że to nic poważnego, ale ta podróż była dla niego zbyt ciężką próbą.

Heike poczuł, że paznokcie Tuli boleśnie wpijają mu się w skórę.

– Jeśli coś stanie się Tomasowi, to mnie nic już nie zostanie. Nic!

– Masz przecież Christera – przypomniał jej Heike. – On cię potrzebuje.

– Ale jak długo to potrwa? Jest już dorosły. I bez względu na to, jak kocham mego syna, on nigdy nie zastąpi mi Tomasa!

Heike zrozumiał powagę sytuacji. Pojął, jak niewiele łączy Tulę ze światem zwykłych śmiertelników. Tylko Tomas i ich wzajemna miłość.

– Wiem, Tulo. Jeśli go stracisz, to będzie koniec, prawda?

– Tak, to już będzie koniec. Zrezygnuję z walki. A bogowie jedni wiedzą, jak była trudna.

Heike zadrżał z lękiem. Tylko oni dwoje zdawali sobie sprawę, co może się stać, jeśli Tula straci oparcie w Tomasie. Może jeszcze ze dwa lata Christer będzie od niej uzależniony. Ale jeśli wyprowadzi się z domu…

Nawet wnuk nie zdoła na dłuższy czas zatrzymać Tuli w świecie rządzonym według praw ustanowionych przez zwykłych ludzi.

– Zrobię dla Tomasa, co w mojej mocy. Ale czy ty nie możesz go zmusić, by więcej wypoczywał? Zwłaszcza teraz, przez kilka najbliższych dni. Zrozum, jest krańcowo wyczerpany, trzyma się jedynie siłą woli.

– Natychmiast zapakuję go do łóżka – postanowiła. – Pomożesz mi go przekonać? On jest taki uparty, nie chce przysparzać mi trosk.

– Pomówię z nim poważnie.

Tak też się stało, Po południu Heike odbył z Tomasem rozmowę w cztery oczy i opowiedział mu o miłości Tuli. Podkreślił, jak wielkie znaczenie ma Tomas dla jej równowagi psychicznej, i zażądał, by zaczął bardziej dbać o siebie i w ten sposób pomógł żonie.

Heike zbadał go i rzeczywiście natychmiast położył do łóżka w pokoju, który Molin ofiarował do dyspozycji Tuli i Tomasa.

– Wyjaśnię naszemu gospodarzowi, jak się sprawy mają – obiecał Heike. – Sądzę, że nikt nie zrozumie cię lepiej niż on.

Tomas zachowywał się wyjątkowo ustępliwie. Z ulgą przyjął wiadomość, że nareszcie będzie mógł wypocząć, i to pod opieką Heikego.

– Wiesz, Heike, bardzo się też niepokoję o chłopca.

Heike uśmiechnął się szeroko.

– O Christera? Nie ma powodów do obaw. Nikt z nas nie stoi tak mocno nogami na ziemi, jak Christer. Możesz być dumny ze swego syna. Naprawdę, tyle życia w tym chłopaku!

– Ale on jest taki dziecinny.

– I na tym właśnie polega jego siła. Szczęśliwy jest ten, kto potrafi zachować dziecięcą chłonność umysłu, pozostawać otwarty na wrażenia i cieszyć się drobiazgami. My, w naszym wieku, przestajemy radować się życiem, kostniejemy w swoich poglądach. Widzieliśmy już wszystko i nic nam nie zdoła zaimponować. Nam jest najtrudniej. Twierdzimy, że ma być tak i tak, o niczym nowym nie chcemy słyszeć. Utraciliśmy to, co najważniejsze: ciekawość, a ściślej mówiąc chęć poznania, bo ciekawość potrafi czasami zwieść na manowce.