– Naprawdę? – rozjaśniła się dziewczynka. – Kim jest twój ojciec? Wydał mi się bardzo miły.
Christer zwalczył pokusę, by uczynić ojca bogatszym, niż był w rzeczywistości.
– Tak, to najlepszy ojciec na świecie. Zajmuje się wyrabianiem instrumentów muzycznych. Jest bardzo zdolny.
– A twoja matka? Czy i ona jest równie miła?
– Mama? O, tak! – Roześmiał się. – Jest całkiem szalona. Ona dopiero umie czarować! Okropnie mnie rozpieszcza, a ja ją wprost ubóstwiam!
W tym momencie uświadomił sobie, że głos Magdaleny brzmi jakoś dziwnie smutno. Potwierdziły to zaraz jej słowa:
– Jaki jesteś szczęśliwy, Christerze!
Ze współczuciem popatrzył jej głęboko w oczy.
– Czy twoi rodzice nie są dla ciebie dobrzy?
– Nie wiem – powiedziała żałośnie. – Nie znam ich.
– Nie znasz swoich rodziców?
– Nie, to niezupełnie tak. Moja matka… ona nie jest naprawdę moją matką, bo moja prawdziwa matka nie żyje. To tylko macocha. Na pewno jest miła, nigdy nie była dla mnie niedobra. Ale ja… Jak mogę dobrze znać kogoś, kto zagląda do mnie dwa razy dziennie, całuje w czoło i pyta, czy wszystko w porządku? Kto wieczorem zostaje na pół godziny, by ze mną „przebywać”? Ona nie ma mi nic do powiedzenia, ja też nie umiem z nią rozmawiać, wszystko jest takie sztuczne, takie wymuszone!
– A twój ojciec?
Magdalena odwróciła głowę.
– Nigdy go nie widuję. Na ogół nie ma go w domu, a kiedy jest, wita się ze mną obojętnie. Długo był na mnie zły za to, że nie jestem chłopcem, ale wreszcie urodził mu się syn, na którego tak czekał. Do niego nawet się odzywa i czasami uśmiecha. Ojciec jest radcą handlowym.
Christer nie miał pojęcia, co to oznacza, ale nie chciał pytaniem ujawniać swej ignorancji. Ale, tak czy inaczej, musiało to być jakieś ważne stanowisko, nazwa brzmiała bardzo dumnie.
– Czy to znaczy, że nikt się o ciebie nie troszczy?
– Owszem, dziadek, ojciec matki. Jest bardzo dobry. Ale to już staruszek, niedosłyszy i niedowidzi, trudno z nim rozmawiać.
Christer z powagą kiwnął głową.
– Rozumiem. Starzy ludzie potrafią być naprawdę wspaniali, prawda? Ja i mój pradziadek świetnie się rozumieliśmy, ale on zmarł w zeszłym roku. Bardzo nad tym bolałem, ciągle zresztą mi go brakuje.
Magdalena uścisnęła jego rękę.
– Jesteś taki sympatyczny, Christerze. Czy nie mógłbyś tu zostać?
– Zostałbym, gdybym mógł – zapewnił ją żarliwie. – Ale potrzebny jestem mamie przy przeprowadzce. A jaki jest twój stryj Julius? Sprawia wrażenie człowieka bardzo surowego.
– Bo taki też i jest. Nie wiem, dlaczego mnie tu zabrał. Nigdy dotąd go nie obchodziłam. Chyba że chciał mieć kogoś na posługi, właściwie cały czas upływa mi na spełnianiu jego poleceń.
– A twój młodszy brat?
Westchnęła, jakby zniecierpliwiona.
– Oczywiście, lubię go, ale on ma dopiero rok. Zresztą nie pozwalają mi się do niego zbliżać, bo myślą, że mam suchoty! A to nieprawda!
Szczerze mówiąc, Christer również był zdania, że dziewczynka musi mieć słabe płuca, taka była chuda i bledziutka. Teraz jednak lepiej ją zrozumiał. Roślina, nie pielęgnowana, więdnie. Pojął, że Magdalena ma piękne stroje, w sensie materialnym niczego jej nie brakuje, ale gdzie w tym wszystkim ludzkie uczucie, miłość i sympatia?
– Musisz być bardzo samotna – wyrwało mu się.
Spuściła wzrok.
– Tak – szepnęła. – Często myślę o tym, kiedy chodzę po parku, by odrobić „codzienną niezbędną porcję ruchu”. Moim jedynym przyjacielem jest mały piesek. Nazywa się Sasza i teraz bardzo za nim tęsknię. Mam nadzieję, że nikt go nie krzywdzi – zasmuciła się, lecz po chwili zdołała oderwać się od przykrych myśli. – Ale ty mówiłeś, że umiesz czarować – powiedziała z uśmiechem. – Zaczaruj moje życie, Christerze! Spraw, by odeszły koszmary, które mnie dręczą nocą!
Christer niechętnie przypomniał sobie, jak to starał się sprawić, by z talerza zniknęła znienawidzona owsianka. Wykonał wtedy kilka magicznych ruchów nad obrzydłą papką, ale skończyło się na tym, że ojciec solidnie się rozgniewał i kazał mu ścierać ślady owsianki ze ścian i jego własnych włosów.
– Postaram się – gorąco zapewnił Magdalenę. – Możesz mi zaufać. Moją najsilniejszą stroną jest właśnie magia abstrakcyjna. Poświęcę tę noc na czary i odmawianie zaklęć. Postaram się sprawić, by twoi rodzice zauważyli, jaką wspaniałą, lecz jak bardzo samotną osóbkę mają w domu. Odpędzę też twoje złe sny. Co prawda do takich czarów używam zwykle kadzidła, ale tutaj to niemożliwe…
Na moment powrócił myślą do dnia, kiedy to o mały włos nie puścił z dymem domu Erlanda próbując za pomocą czarów uleczyć dziadka z bólu głowy, który zawsze dręczył go w poniedziałki. Po tamtym wydarzeniu Christer postanowił nigdy już nie posługiwać się kadzidłem, zwłaszcza że babcia Gunilla stwierdziła, że dziadek sam jest winien swoim bólom głowy, z własnej woli czerpie je z flaszki z gorzałką. Mówiła jednak o tym z czułością, bo sama pozwalała dziadkowi na miłe chwile spędzane w towarzystwie butelki w niedzielne wieczory. Dziadek był przecież taki dobry i nie robił nic złego. Krzywdził jedynie własną głowę, która już wcześniej nie była do końca w porządku.
– Jeśli nie użyjesz kadzidła, to jak masz zamiar zaczarować moje sny? – nieśmiało zapytała Magdalena, w jej głosie pobrzmiewał zachwyt.
– No… – Christer był nieco zakłopotany. – Trudno to wyjaśnić komuś, kto nie jest wtajemniczony. Znam pewne magiczne formuły.
Tak, tak, rzeczywiście miał w zanadrzu kilka formuł ale czy były one magiczne? Sam je wymyślił, Tula była dość rozsądna, by nie zdradzać mu najważniejszych tajemnic.
Magdalena popatrzyła na niego wzrokiem pełnym oddania i Christer uznał, że jego wielkość przekroczyła wszelkie granice. Był niezwyciężony, niezłomny, mógł wszystko!
– Zaufaj mi – powiedział, delikatnie klepiąc ją po ręce. – Moje czary nigdy nie zawiodły.
Ha! Nie zadziałały nawet jeden jedyny raz! Skutkowały wyłącznie w wyobraźni Christera.
– Jak to możliwe, że umiesz czarować? – zapytała po dziecięcemu naiwnie.
– To właściwie tajemnica – odparł mistycznie głuchym głosem. – Ale tobie mogę o tym powiedzieć. Pochodzę z rodu zwanego Ludźmi Lodu.
– Ach, jak to groźnie brzmi!
– Tak, wielu z moich przodków to czarownicy i wiedźmy. Niektórzy spłonęli na stosie, ale większość to wspaniali, dobrzy ludzie. Mam krewniaka, który ma na imię Heike i na czarach zna się niemal lepiej ode mnie. Ale to dobre czary, on nie zajmuje się czarną magią. Ja także nie.
– Jaki ty jesteś dobry!
Christer omal nie powiedział „tak”, ale w porę ugryzł się w język.
– Tacy po prostu jesteśmy – oświadczył z dumą. – I nic tego nie zmieni. Ale zaczyna się już robić chłodno. Nie możesz się przeziębić.
Wstała bardzo niechętnie.
– Nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Moje życie będzie teraz jeszcze bardziej puste!
Chłopiec także był tego zdania.
– Mógłbym do ciebie napisać!
Zrazu rozjaśniła się, ale zaraz na jej drobnej, delikatnej buzi odmalował się smutek.
– Nie, to niemożliwe. Oni czytają moje listy i znów zasypaliby mnie oskarżeniami, których ciągle muszę wysłuchiwać. Pewnie też nie pozwolą mi przeczytać twojego listu. Ale może ja mogłabym napisać do ciebie?
– O, tak! – zawołał Christer. – Koniecznie! Musisz mi opowiedzieć, jak się miewasz i czy złe sny przestały cię dręczyć. Ale… Właściwie nie wiem, jak nazywa się to miejsce, do którego mamy się przeprowadzić. Leży na południe od Sztokholmu, to wszystko.