Tomas uśmiechnął się:
– Nie uważam, byś ty sztywno tkwił w konwencjach, Heike.
– I ty także nie. Mówiłem tylko ogólnie o staruszkach. A teraz dostaniesz krople, które wzmocnią ci serce, recepta pochodzi jeszcze z czasów Hanny, a muszę ci powiedzieć, że ta kobieta naprawdę wiele wiedziała!
– Czy to coś poważnego, Heike?
Upłynęła chwila, zanim odparł:
– Jesteś przeciążony. Jeśli dalej tak będzie, sprawa może stać się poważna. Ze względu na nas musisz starać się zachować spokój, powiedzmy przez tydzień. Lekarstwo cię wzmocni. Masz naprawdę dobre widoki na powrót do zdrowia.
– Dziękuję! Heike… powiedz mi jeszcze, co sądzisz o Christerze? Myślisz, że on naprawdę jest dotknięty?
– Christer? – uśmiechnął się Heike. – Nie, ale nie musisz mu o tym mówić, sam stwierdzi to prędzej czy później. Nie, jestem przekonany, że dziecko dotknięte przekleństwem urodzi się Annie Marii i Kolowi. A wtedy sam zobaczysz, że Christer przejrzy na oczy.
– Byle tylko w tym czasie nie narobił głupstw! – Wzrok Tomasa błądził gdzieś niespokojnie.
– Rzeczywiście, taka groźba istnieje – zgodził się Heike. – Będziemy musieli mieć na niego oko. I na jego sztuczki.
Kiedy stary Molin usłyszał o chorobie Tomasa, natychmiast poszedł do niego i przez godzinę rozmawiali, a wiele mieli sobie do powiedzenia. Mówili o podstępach choroby, o skrywanym głęboko lęku przed śmiercią, o Heikem, Tuli i tajemniczych Ludziach Lodu, no i o przyszłości Christera.
Molin obiecał natychmiast powiadomić Tomasa, gdyby ich trzej wysłannicy, Christer, Kol i komendant policji, dali o sobie znać albo wrócili do domu. Tomas nie mógł bowiem pogodzić się z myślą, że leży unieruchomiony, kiedy dookoła tyle się dzieje.
Gdy Molin wyszedł, pojawiła się Tula, wystraszona i do przesady opiekuńcza. W końcu Tomas musiał prosić ją, by zwolniła tempo, bo inaczej zamęczy go swą troskliwością miłosiernej samarytanki.
Tula położyła się wtedy koło niego i objęła ramionami.
– Nigdy nie wolno ci mnie opuszczać, Tomasie! Nigdy, przenigdy! Nie masz pojęcia, ile dla mnie znaczysz.
Uśmiechnął się leciutko, ze smutkiem.
– Wiesz, chyba naprawdę bardzo się kochamy.
– Tak – cichutko odparła Tula.
Ale jest w tym coś więcej, dodała w duchu. Dużo, dużo więcej. Przy tobie potrafię zachowywać się jak zwykły człowiek.
– Zostań ze mną, Tomasie! – błagała zdesperowana.
Pogłaskał ją po policzku. Tula była jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek kochał, lecz wiedział o niej tak niewiele.
ROZDZIAŁ XII
Policjant i Kol obawiali się, że trzej pielęgniarze będą usiłowali ich zatrzymać, zanim dojadą do Norrtalje. Magdalena nie powinna przecież dotrzeć do dziadka i wyjawić mu prawdy o pobycie w tym strasznym miejscu.
Nigdzie jednak nie było widać konnych. Najwidoczniej uwierzyli komendantowi na słowo i pojechali szukać cierpiącego na zaburzenie żołądkowe Christera w pobliżu „Miłosierdzia”. Prawdopodobnie przeczesywali teraz okolicę wokół domu dla przewlekle chorych w poszukiwaniu zbiegów.
Mogli szukać do woli.
Kiedy powóz zajechał na dziedziniec domu Molina, było już niemal całkiem ciemno, ale na schody wyległ spragniony nowin wielki komitet powitalny. A kiedy z powozu wyniesiono Magdalenę, okrzykom radości nie było końca. Służba zgotowała prawdziwą owację, a stary Molin tak się wzruszył, że musiano mu podstawić krzesło, bo nie mógł się utrzymać na nogach. Wiele łez popłynęło tego wieczoru.
Stan dziewczynki wzbudził ogólne przerażenie. Każdy chciał jej pomóc, wziąć na ręce i wnieść do środka. Zaraz napełniono wannę ciepłą wodą, a Anna Maria i jedna ze służących miały asystować dziewczynce podczas kąpieli.
Magdalena, przezwyciężywszy pierwszą nieśmiałość, rozkoszowała się wspaniałą, gorącą wodą. Jak aksamit, myślała, kiedy kobiety starannie myły jej włosy. Nawet w niebie nie mogło być przyjemniej.
– Trudno, będziemy chyba musiały obciąć najgorsze kołtuny – ze smutkiem oznajmiła Anna Maria.
– Ach, obcinajcie, ile chcecie.
– Zrobimy to możliwie najdelikatniej. Nie będzie nic widać. A potem Heike cię obejrzy.
Magdalena zarumieniła się po korzonki włosów. Zauważyła już tego wielkiego potwora o łagodnych oczach.
Anna Maria spostrzegła zawstydzenie dziewczynki i wyjaśniła szybko:
– Przygotowałyśmy dla ciebie czyste ubranie, co prawda pozbierane od różnych osób. Ale dziadek obiecał, że jutro dostaniesz nowe suknie, kupione specjalnie dla ciebie.
– Dziękuję – szepnęła Magdalena.
– A później będzie kolacja w wielkiej jadalni. Wszyscy chcą z tobą rozmawiać.
Magdalena zamknęła oczy, nie dbając już o to, co dzieje się wokół niej. I tak spotykały ją same przyjemności.
Pół minuty później przerażone kobiety musiały ją budzić, by nie utopiła się w wannie. Magdalenie zrobiło się nagle aż zanadto rozkosznie.
Mężczyzna o strasznej twarzy wysmarował ją od stóp do głów maścią, która w zetknięciu ze skórą nie wydawała się wcale tak ohydna, jak dziewczynka się tego obawiała. Przeciwnie, delikatnie chłodziła jej poranione członki i łagodziła swędzenie. Nie była też lepka, ubranie nie kleiło się do skóry.
Ubranie… Miała na sobie śliczną sukienkę w drobny kwiatowy wzorek, włosy prawie jej wyschły, pachniała ładnie, czystością. Anna Maria uperfumowała ją też leciutko, uznała bowiem, że Magdalenie mogło to poprawić humor, a zdecydowanie należało jej się to po długim pobycie w takim piekle. Dziewczynka z wdzięcznością przyjmowała wszystkie zabiegi, a już sama świadomość, że pozbyła się dokuczliwego robactwa, wywoływała na ustach błogi uśmiech.
Siedziała przy wielkim stole, pięknie nakrytym srebrami, kryształami i cienką porcelaną, ozdobionym misternie ułożonymi kompozycjami z kwiatów. Specjalnie dla niej nakładano małe, naprawdę maleńkie porcje jedzenia, by mogła pokosztować wszystkich potraw. A wokół niej siedzieli wyłącznie dobrzy, życzliwi ludzie. Pod krzesłem leżał Sasza.
Powinnam traktować to jako sen, myślała, ale nie mogę. Czuję się całkiem przytomna i wprost bezwstydnie mnie to cieszy.
Christer po przeciwnej stronie stołu… Płomienie świec odbijające się w jego uszczęśliwionych oczach. Spogląda na mnie raz po raz i uśmiecha się, dodając mi otuchy. Wcale nietrudno odpowiedzieć mu uśmiechem.
Kiedy skończyli deser, Molin dał znak, by przeszli do salonu. Ojciec Christera, Tomas, którego spotkała kiedyś dawno temu w uzdrowisku Ramlosa, ale nie mogła z nim porozmawiać, bo stryj Julius jej zabronił, także był razem z nimi. Siedział oparty w najwygodniejszym fotelu, a wszyscy się o niego troszczyli, zwłaszcza matka Christera, w obecności której Magdalena czuła się trochę niepewnie. Czy ta młoda dziewczyna naprawdę mogła być matką takiego dorosłego chłopca, prawie mężczyzny? I jej oczy… Cóż za niesamowita barwa, niemal równie tajemnicza jak u olbrzyma Heikego. Tula, tak miała na imię, wydawała się osobą trudną. Bardzo miłą, to prawda, ale bardzo niekonwencjonalną. Jakby nie tutaj było jej miejsce.
Magdalena wstrząśnięta zorientowała się, że myśląc „tutaj” ma na myśli nie to zgromadzenie, lecz „tu, na tym świecie”.
Cóż za straszliwa refleksja!
Zaraz jednak dziewczynka musiała zaprzątnąć sobie głowę czym innym. Przyszedł koniec miłych pogawędek.
Komendant policji zmienił ton:
– Magdaleno, wybacz, że nawet pierwszego wieczoru nie damy ci spokoju, chociaż powinnaś solidnie wypocząć, ale zrozum, mamy mało czasu. Musimy schwytać doktora Berga w pułapkę, zanim zwietrzy niebezpieczeństwo, i ważne jest, byśmy mogli mu postawić konkretne zarzuty. Wkrótce doktor dowie się o twojej ucieczce. Twoi rodzice i kuzynka są już w drodze tutaj, a nadal nie wiemy, jaki jest ich udział w całej tej sprawie. Po pierwsze, musi istnieć jakaś ważna przyczyna, dla której zostałaś zamknięta. Czy nigdy o tym nie wspominali?