O! Mama znów krzyknęła! Ale tak dziwnie krótko…
„Trzymaj ją mocno – szepce jeden z głosów. – Nie wolno ci teraz puścić…”
Zaglądam do środka, może mama mnie potrzebuje.
Ale co to?
Co oni robią z mamą?
Boję się, muszę uciekać! Nie, nie mogę.
Co to za pan i pani? Ojca nie ma…
Nie znam ich.
Aaach… nakryli twarz mamy poduszką! I mocno przytrzymują. Mama nie może wstać.
Biedna mama! Tak nie wolno robić!
Nie mogę się ruszyć. Chcę jej pomóc, ale stoję w miejscu. Nie mogę wydusić z siebie głosu. Krzyczę, ale niczego nie słychać. Jakie to dziwne!
Prostują się, oddychają z ulgą, patrzą na siebie. „No, załatwione” – mówi pani. Ma taki zimny, nieprzyjemny głos. I mnie się robi zimno.
Uciekam na korytarz.
Wychodzą! Muszę się schować, oni są niebezpieczni! Pod stół z opuszczaną klapą…
Ktoś wchodzi po schodach. Dwie osoby.
To ojciec i jeszcze ktoś. Stryj Julius, on ma taki chrypiący głos.
Muszę powiedzieć ojcu, co oni zrobili!
Ale znów nie mogę się ruszyć. Boję się. Ojciec się na mnie rozgniewa. Jak zawsze.
Wszyscy się zatrzymują. Tuż koło mnie.
„Na miłość boską! – mówi ojciec. – Co wy tu robicie?”
Obcy mężczyzna ma taki zły głos. „Tego właśnie chciałeś, prawda?”
„Ja? Nie rozumiem, o czym mówisz? Co wyście zrobili?!”
„To, o czym mówiliśmy.”
„O czym mówiliśmy? – powtarza ojciec. – Przecież my o niczym takim nie mówiliśmy!”
„Doprawdy?”
„Ale… czyście poszaleli? To była tylko rozmowa!”
„Czyżby? – wtrąciła dama. – Dlaczego więc dałeś mi klucz do swojego domu?”
„No, rozumiesz to chyba!” – wyjąkał ojciec.
„Nie. Przecież twoja żona nigdzie nie wychodziła, nie było więc żadnego powodu, by dawać mi klucz!”
Obcy mężczyzna powiedział: „Nie myślałeś, że nas tu zastaniesz, co? Za wcześnie przyszedłeś do domu albo my się spóźniliśmy. Zabrałeś ze sobą Juliusa jako alibi. Mieliście znaleźć ją martwą. Ale plan się nie udał, przyjacielu!”
Usłyszałam, że ojciec zwraca się do stryja Juliusa: „Juliusie, ty wiesz, że ja w tym nie brałem udziału. Wiesz, że cały wieczór spędziłem z tobą”.
Głos stryja Juliusa zaskrzeczał podejrzliwie: „W czym takim nie brałeś udziału?”
„O mój Boże! Ci dwoje i ja siedzieliśmy kiedyś i żartowaliśmy, co by było, gdybym został wdowcem. I oni potraktowali moje słowa poważnie! Boże, co ja teraz zrobię? Ja umywam ręce!”
Stryj Julius zwlekał z odpowiedzią: „Gdybyś został wdowcem… byłbyś bardzo bogaty, prawda?”
„Oczywiście, że nie – odparł ojciec urażony. – Niczego nie dziedziczę. Stary w testamencie zapisał wszystko Magdalenie. Nie mam żadnego powodu, by…”
„Masz, masz – przerwał mu stryj Julius. – Kiedy stary umrze, a nastąpi to niechybnie, twoja córka będzie bardzo bogata. A twoja córka jest jeszcze bardzo, bardzo malutka. Ale ja niczego nie widziałem. Niczego!”
„To dopiero mądre słowa – stwierdził nieznajomy. – No, w każdym razie już po wszystkim”.
Ojciec zaczął szeptać: „Czy zostały jakieś ślady?”
„Żadnych – odparł mężczyzna. – I nie ma powodów do obaw. Jutro rano wezwij mnie, ja ją zbadam”.
„A dziewczynka?”
„Zaraz pójdę zobaczyć” – powiedziała dama.
Ooch, idzie teraz do mojego pokoju, otwiera drzwi i zagląda do środka. A ja leżę tu, schowana pod stołem!
„Nie ma jej w łóżku!”
„Do diabła! Jakeście to załatwili? Gdzie jest dzieciak? Musimy ją znaleźć!”
„Czy… wyprawimy ją w podobną podróż?”
„Nie, do czorta, nie jestem barbarzyńcą!”
„Oczywiście – sucho zauważył mężczyzna. – Nie wolno pozbywać się kury, która znosi złote jaja. Bez dziecka nic nie jesteś wart!”
„Zamknij się! Poszukajcie jej! Julius i ja pójdziemy tędy. I pamiętajcie: ja nie brałem udziału w tym bezeceństwie!”
Odchodzą. Muszę jak najprędzej wrócić do łóżka. O tak! Chcę do mamy, ale oni są groźni! Muszę spać! Pod kołdrą!
Serce uderza mi tak mocno. Zaraz rozpęknie się na kawałki.
Idą!
„Przecież ona tu jest!” – szepnęła pani.
„Znikajcie stąd – równie cicho nakazał ojciec. – Oszaleliście? Chcecie się jej pokazać? Magdaleno? Śpisz? Zaglądałem do ciebie, nie było cię w pokoju”. Nigdy nie mówił do mnie takim miłym głosem.
„Musiałam iść do łazienki.”
Jak dziwnie brzmi mój głos!
Ojciec stoi, jakby chciał mi coś powiedzieć, o coś zapytać, ale nie śmie.
Odchodzi.
Mamo! Mamo! Tak mi źle! Głowa zaraz mi pęknie. Nie wolno mi płakać, nie wolno, nie wolno! Głowa rozpadnie mi się na kawałki, nie mogę, nie mogę…
Nic się nie stało.
Oczywiście, nic się nie stało, to był tylko sen.
Niczego nie widziałam. Muszę to sobie zapamiętać, niczego nie widziałam, niczego nie widziałam, niczego!
Tak mnie boli głowa!
Muszę zapomnieć, zapomnieć, muszę zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć… Nic się nie wydarzyło, niczego nie widziałam.
To nic, to był tylko sen.
Kręci mi się w głowie, wszystko dokoła wiruje, tak ciemno, ciemno, odpływam…
– Magdaleno! Zbudź się, Magdaleno!
Kto tak okropnie wrzeszczy, z płaczem? Te straszne, świdrujące w uszach krzyki!
– Magdaleno! Jesteś już bezpieczna.
– Niczego nie widziałam, niczego! Muszę zapomnieć, muszę o wszystkim zapomnieć!
– Magdaleno, kochana, nie krzycz już.
To głos dziadka, taki stary. Ale ten drugi głos, który monotonnie zachęcał ją przez cały czas, by szła dalej, powiedział, że najlepiej będzie, jeśli wykrzyczy swój żal. Zbyt długo był tłumiony.
– To się nie wydarzyło, nie stało, wszystko to sobie wmówiłam, to tylko sen…
Urwała nagle. Głośno jęcząc gwałtownie pochyliła się w przód, widziała tylko włosy, które opadły jej na twarz.
To ona sama tak krzyczała!
Ileż tu ludzi dookoła!
Z wolna powracała do rzeczywistości. Dziadek był przy niej, i Christer, i ten, którego nazywali Heikem, i jeszcze parę innych osób.
– Lepiej się teraz czujesz? – cicho zapytał Heike. Przykucnął przy niej, wielki kudłaty stwór o takich dobrych, łagodnych oczach. – Wybacz mi, ale tak było najlepiej dla ciebie.
Wszelkie tamy puściły. Z piersi Magdaleny wydobył się głośny jęk, który przerodził się w cichy, zawodzący płacz.
– Mamo! – żaliła się dziewczynka. – Zabili ją! Zabili!
Dziadek walczył ze łzami.
– Zamordowali moje jedyne dziecko! Nigdy nie podobał mi się ten człowiek, którego żona wybrała dla naszej córki. Ale dziewczyna była w nim taka zakochana i on tak zabiegał o jej rękę, adorował ją, jakby była księżniczką!
– W pewnym sensie tak właśnie było – zauważył Kol. – Jedyna córka najbogatszego człowieka w mieście.
– Pomożemy teraz Magdalenie położyć się do łóżka – łagodnym głosem oznajmiła Anna Maria. – Ktoś z nas będzie czuwał przy jej łóżku przez całą noc, nie odstępując jej nawet na chwilę. Pozwólmy dziewczynce płakać w spokoju, bardzo jej tego potrzeba.
Wszyscy się z nią zgodzili.
Magdalena pozwoliła podnieść się z fotela. Podchodzili do niej kolejno, obdarzali uściskiem albo czule całowali w policzek. Z oczu biła im życzliwość, zrozumienie i współczucie.
Christer był taki kochany. Z powagą pogładził ją po włosach, na moment jego dłoń spoczęła na karku dziewczynki, ale ona była jak ogłuszona. Łzy jednak przestały płynąć. Czuła tylko, że jest śmiertelnie zmęczona, nie miała sił, by dojść do sypialni.