Выбрать главу

Nadszedł wreszcie czas, kiedy Christer i Tula wybierali się na wielką uroczystość otwarcia kolejnego odcinka kanału Gota. Babcia i dziadek także mieli zamiar w niej uczestniczyć, ale Tomas postanowił zostać w domu i wszyscy uznali, że tak będzie dla niego najlepiej. Erland przywdział, rzecz jasna, na tę okazję swą „parcianą uniformę”, jak sam nazywał mundur z czerwonymi lampasami i pobrzękującymi naramiennikami. Co prawda uwierał go w paru miejscach, ale Gunilla poszerzyła go nieco i pocerowała. Christer był zdania, że tak przystojnym dziadkiem nie mógł poszczycić się nikt w okolicy. Poszeptywano, że hrabia Posse ma zamiar odznaczyć Erlanda orderem za długą i wierną służbę, a w takiej sytuacji tym bardziej nieodzowna była „uniforma”.

Christer jednak nie cieszył się, nie radował. Tula wiedziała, dlaczego. Przez cały tydzień wypróbowywał sztukę przekazywania myśli, pragnąc wyczarować w salonie obraz Magdaleny. Wreszcie poskarżył się matce.

– Dlaczego nic mi nie wychodzi, mamo? Ja wiem, że w moim pokoleniu właśnie ja jestem dotknięty, i już najwyższy czas, by objawiły się w pełni moje talenty. Ale to nigdy nie następuje wtedy, kiedy ja tego chcę. Owszem, róża ożyła, i było jeszcze kilka innych drobiazgów, ale musi być przecież coś jeszcze! Tobie i Heikemu wystarczy, że o czymś pomyślicie, a już się tak dzieje. A ja… To takie niesprawiedliwe!

Tula myślała o smutkach syna, kiedy wielka uroczystość miała się już ku końcowi. Erland rzeczywiście otrzymał medal i jaśniał teraz jak słońce, a główne osobistości, Arvid Mauritz Posse i jego małżonka, córka twórcy kanału Gota, Baltazara von Platena, już odjechali. Na łąkach między Linkoping a kanałem Gota rozstawiono wielki namiot, w którym rozpoczynały się tańce. Większość zaproszonych dostojnych gości właśnie tam się przemieszczała. Służba zebrała się z boku u podziwiała swoich państwa we wspaniałych strojach, bogato zdobionych biżuterią.

Dziadek jednak poczuł się już zmęczony gwarem i popisami, zatęsknił za domowym zaciszem. Postanowili, że we czwórkę opuszczą uroczystość.

Christer na pozór dobrze się bawił, bo wszyscy pragnęli rozmawiać z nim i Tulą o wielkim skandalu, powstałym za jego przyczyną, ale widać było, że nie jest szczęśliwy. Tula rozumiała, że to brak czarodziejskich umiejętności tak go dręczy.

Nie przypuszczała nawet, że skandal, który wzbudził powszechną uwagę, był niczym w porównaniu z tym, czego niedługo dopuści się Christer!

Właściwie była w tym jej wina.

Kiedy dojrzała Christera z nosem spuszczonym na kwintę, szepnęła cichutko, tak by nikt inny jej nie słyszał:

– Czcigodni przodkowie Ludzi Lodu, kochani! Zwykle staram się nie zawracać wam głowy, to Heike utrzymuje z wami ścisłe kontakty. Zobaczcie jednak, jak bardzo cierpi mój syn, bardzo proszę, pomóżcie mu wyjątkowo, ten jeden jedyny raz. Sprawcie, by udała mu się chociaż jedna czarodziejska sztuczka, na przykład, by spełniło się pierwsze wypowiedziane przez niego na głos życzenie. Tak bardzo by się ucieszył! Przypuszczam, że z czasem przyjmie do wiadomości, że to nie on jest dotkniętym w jego pokoleniu, mały sukces więc nie uderzy mu do głowy. Może wprost przeciwnie, dostanie nauczkę? Zrozumie, że nadprzyrodzone zdolności nie służą do zabawy? Nie wiem, pozostawiam decyzję wam, tak bardzo bym tylko chciała, by był dzisiaj radosny. Zrobił tyle dobrego i zasługuje na nagrodę.

Czy nagle nie rozległ się czyjś diabelski chichot, czy się przesłyszała? Przypominał głos Sol, najweselszej, zawsze gotowej do figli przedstawicielki Ludzi Lodu.

Nie, to tylko przywidzenie.

Christer jednak został wynagrodzony za swe rycerskie postępowanie i nieugiętość. Kiedy już mieli wychodzić, mistrz ceremonii, porucznik kawalerii, ujął go za rękę i podprowadził do zgromadzonych, którzy akurat odpoczywali między dwoma tańcami. Na prowizorycznym parkiecie znajdowali się niemal wszyscy zaproszeni goście.

– Drodzy przyjaciele! – zawołał porucznik. – Wznieśmy okrzyk na cześć tego młodego człowieka, który tak dzielnie ocalił nieszczęśliwą Magdalenę Backman od jakże złego, okrutnego losu! Jego też zasługą jest fakt, że biedacy z „Miłosierdzia” mogą żyć teraz po ludzku a niecni zbrodniarze ponieśli zasłużoną karę. Wiwat Christer Tomasson!

Zebrani zgodnym chórem zakrzyknęła „Hurra!” Rozległa się burza oklasków, bo ludzie zawsze się radują, kiedy tym, którzy zbytnio zadzierają nosa, powinie się noga.

Christer, podniecony otaczającą go nagle ogólną miłością i podziwem, podniósł rękę do góry i zawołał:

– Dziękuję! Dziękuję wam, moi przyjaciele! Tak bardzo chciałbym widzieć was zawsze całych i zdro…

Nie dokończył, bo w namiocie rozległy się nagle jakieś dziwne dźwięki. Trrr, trrr! Trach!

Zebrani w zdumieniu popatrywali po sobie. A cóż to za odgłosy!

Nagle jedna z dam zaniosła się krzykiem. Śmiech, jaki się zerwał, prędko przemienił się w płacz. Kolejno, jeden za drugim, goście zauważali, że sąsiedzi, a zaraz potem oni sami, stoją nadzy nad stosem ubrań opadłych na ziemię. Dziwny dźwięk był odgłosem prujących się szwów, części garderoby kolejno opadały, wszyscy ludzie nagle zostali pozbawieni swego ochronnego pancerza – stroju.

– Ach, mój Boże! – szepnęła Tula. Złapała syna za rękę i zaczęła przeciskać się przez tłum rozhisteryzowanych gości. – Mamo, ojcze, szybko, musimy jak najprędzej stąd odejść!

Rozpaczliwym krzykom towarzyszył trzask puszczających haftek i zatrzasek, wypływały na wierzch pieczołowicie skrywane wałki tłuszczu.

Nikt z rodziny Tuli nie stracił ani jednej części garderoby. Pędząc co sił w nogach do powozu słyszeli dobiegający z namiotu rozdzierający płacz i jeden wielki krzyk rozpaczy. Bo oto wszystkie skrywane wady i ułomności ukazały się światu. Zamieszania, jakie powstało, kiedy ludzie próbowali pozbierać opadłe z nich stroje i zakryć wstydliwe miejsca, nie dało się z niczym porównać.

– Co takiego się stało? – dopytywał się zdumiony Erland, kiedy Tula popędzała konie, chcąc jak najprędzej opuścić miejsce niefortunnego zdarzenia.

– To Christer – odparła zgnębiona. – Nasi przodkowie obiecali, że spełni się jego pierwsze życzenie, jakie wypowie na głos. A on powiedział, że chciałby zawsze widywać wszystkich w przyszłości całych i zdrowych. Tyle że sformułował to bardzo nieszczęśliwie: „całych” tak właśnie się wyraził. Mój ty Boże!

Tula wybuchnęła śmiechem. Najpierw tylko chichotała, ale potem śmiała się już tak bardzo, że musiała oddać ojcu lejce.

– Mam nadzieję, że nikt nie zauważył, jak wychodziliśmy – westchnęła Gunilla. – Ani też że wszyscy pozostaliśmy ubrani.

– Nie, każdy był zajęty swoim sąsiadem – wydusiła z siebie Tula między kolejnymi atakami śmiechu. – Widzieliście mistrza ceremonii? Ten srogi porucznik! I takiego miał małego…

– Tulo! – Matka surowo przywołała ją do porządku, ale już wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Wszyscy z wyjątkiem Christera. Chłopak był przybity, milczał przez całą drogę.

Kiedy powóz zatrzymał się przed domem, Tula objęła syna za szyję i powiedziała czule:

– Nie martw się, synku! Chciałam tylko prosić duchy naszych przodków, by ci pomogły. Nikt z nas nie mógł przecież przewidzieć, jakie będzie twoje pierwsze życzenie.