Stanęło więc na tym, że Erland i jego rodzina zdecydowali się na opuszczenie Bergunda. Strażnik śluzy, mój ty Boże! Wcale nie najgorszy tytuł dla starego podoficera. Odpowiedzialne zadanie, które w najwyższym stopniu odpowiadało Erlandowi, praca biurowa bowiem nigdy nie należała do jego najmocniejszych stron. Nie będzie musiał siedzieć zamknięty w ciasnym kantorku, może być na wolnym powietrzu, otwierać i zamykać śluzę, władczo wykrzykiwać rozkazy, oddawać honory przepływającym statkom…
Im więcej o tym myśleli, tym bardziej kusząca wydawała się propozycja Possego. W końcu nie mogli się już doczekać przeprowadzki.
Kiedy Christer powrócił z uzdrowiska Ramlosa, Tula zdążyła postawić na głowie cały dom i przystąpiła do gorączkowego pakowania. Natychmiast zaangażowała syna do pomocy, wypytując go przy tym, jak minęła podróż.
– Czy wszyscy byli mili dla twojego ojca? – spytała zaczepnie, usiłując wcisnąć jeszcze jedną część garderoby do skrzyni, w której nie było już ani odrobiny miejsca.
Christer zapewnił, że ojciec trafił w jak najlepsze ręce.
– To dobrze, bo inaczej rzucę urok na wszystkich!
Tula miała już trzydzieści trzy lata, ale nikt nie zdołałby się w niej dopatrzyć poważnej matrony. Wyglądała jak młoda dziewczyna i poruszała się jak łania. Kiedy wieko skrzyni za żadne skarby nie chciało się docisnąć do dolnej części, nie zważając na nic, stanęła na nim i podskokami usiłowała zmusić je do posłuszeństwa. Nie przestawała przy tym paplać o rozlicznych kłopotach, jakie miała z pakowaniem całego dobytku.
Wieko skrzyni wykazało jednak prawdziwy upór. Tula zeskoczyła więc z powrotem na ziemię, a potem wykonała tylko ledwie zauważalny gest przy zamku, tajemniczo mrucząc przy tym coś pod nosem.
Skrzynia zamknęła się z trzaskiem.
Christer miał akurat podobny kłopot z inną skrzynią, równie optymistycznie wypełnioną po brzegi. Naśladując matkę uczynił podobny gest i też coś tajemniczo mruknął.
Skrzynia pozostała otwarta.
Tula przyglądała się swemu synowi z rozbawieniem i czułością. Stanęła przy nim i wypowiedziała te same słowa co przed chwilą.
Christer usłyszał szelest, jaki wydały ubrania, układając się ciaśniej w skrzyni, i zaraz zamek z trzaskiem zaskoczył.
Chłopiec westchnął zrezygnowany.
– To niesprawiedliwe! Ale poczekaj tylko! Mój czas jeszcze nadejdzie, wszystkich wprawię w takie zdumienie, że oniemieją!
Zajęli się dalszym pakowaniem.
Upłynęła dobra chwila, zanim Tula zwróciła uwagę na niezwykłe milczenie Christera. Przerwała upychanie rzeczy i spojrzała na syna.
– Co się z tobą dzieje, chłopcze? Krążysz po pokoju ze szklanym wzrokiem, cały czas głupawo się uśmiechając. Czyżby ktoś zdzielił cię pałką w głowę?
– Jestem zakochany, mamo – uśmiechnął się rozanielony. – Nareszcie, po tych wszystkich latach, znalazłem właściwą osobę!
– Z tego co wiem, „tych wszystkich lat” było w sumie dopiero piętnaście, a w pieluchach chyba nie poszukiwałeś obiektu westchnień – trzeźwo zauważyła Tula. – Kto to jest? Jakaś pielęgniareczka z uzdrowiska?
– Nie, ona była tam prawie pacjentką. Ma na imię Magdalena. Spędziliśmy wczoraj razem kawałek nocy. Obiecała, że będzie do mnie pisać.
– Mówisz, że spędziliście razem noc?
Christet popatrzył na matkę rozmarzonym wzrokiem.
– Niech się wstydzi ten, komu do głowy przychodzą takie myśli! To bardzo czysty i cnotliwy związek. Związek dwóch dusz. Ona jest taka wzruszająco nieszczęśliwa. Uratowałem ją.
Tula miała dość taktu, by powstrzymać się od jakiegoś dosadnego powiedzonka, chociaż przyszło jej to z trudem.
– Uratowałeś ją? W jaki sposób?
Christer ocknął się z rozmarzenia. Przypomniał sobie noc, spędzoną w uzdrowiskowym pokoju, wszystkie tajemne formuły, jakie wygłaszał, aż w końcu zasnął w pół zdania wypowiadając właśnie długie, niezmiernie zawiłe zaklęcie własnego pomysłu, które miało wypędzić złe duchy ze snów dręczących Magdalenę.
– Tego wyjaśnić nie mogę. Mogę ci tylko powiedzieć, że nie zagraża jej już niebezpieczeństwo.
– Ach, tak – uprzejmie przyjęła do wiadomości Tula. – A ile lat ma owo zjawisko?
– Trzynaście.
– No, to dzięki Bogu – westchnęła Tula. Oczyma wyobraźni widziała już podstępną, doświadczoną kobietę-wampa, która złapała w swą sieć jej niewinnego syna. – Teraz lepiej rozumiem ten romantyzm. Czy jest ładna?
– Jak…
Na końcu języka miał już „jak dzika róża”, ale uznał, że ten kwiat nie pasuje do bledziutkiej, delikatnej Magdaleny.
– Jak mały przebiśnieg w otoczeniu ciemnych świerków.
– To brzmi naprawdę interesująco. Bądź łaskaw podać mi nocnik, może jakoś uda nam się go tu wetknąć.
– Ależ, mamo! – wykrzyknął Christer urażony. – Jak możesz wspomnieć o czymś takim, kiedy rozmawiamy o Magdalenie!
Tula nie mogła już dłużej panować nad sobą i wybuchnęła bezlitosnym chichotem.
Ludzie Lodu opuścili więc także i Smalandię. Ruszyli dalej na północ, jakby jakaś niewidzialna siła ciągnęła ich coraz bliżej ku sobie.
I coraz bliżej rozprawy z potężnym mrocznym cieniem przeszłości: Tengelem Złym.
Osobą, której najtrudniej było pożegnać się z dawnym domem, była Gunilla, ale ona zawsze miała pewną skłonność do melancholii. By ułatwić jej rozstanie z okolicą, w której spędziła większą część życia, zaproponowano, by zabrała ze sobą wszystkie zwierzęta. Słysząc to, rozpromieniła się jak słońce, i choć podróż trwała przez to dwa razy dłużej, to cały dobytek: krowy, owce, świnie, kury, pies i kot, wraz z ludźmi zmienił miejsce zamieszkania. Poza tym odległość między parafią Bergunda a Borensberg czy Husbyfjol, jak dawniej nazywało się to miejsce, nie była wcale przerażająca. Sama przeprowadzka zajęła im co prawda nieco ponad tydzień, ale tylko dlatego, że nie chcieli zbytnio popędzać zwierząt.
Spodobało im się w Ostergotlandii. Tomas, po udanym pobycie w uzdrowisku Ramlosa, otworzył na nowo swój warsztat w odpowiednich ku temu pomieszczeniach w niedużym miasteczku Motala. Stosowne lokum pomógł wyszukać mu hrabia Posse. Dostali także niewielki domek, gdzie mogli zamieszkać we trójkę Tomas, Tula i Christer. Znów więc byli mieszkańcami miasta.
Erlandowi i Gunilli przydzielono nieduże gospodarstwo w Borensberg. Erland pożegnał się ze służbą wojskową, chociaż od święta nadal z dumą zakładał swój stary żołnierski mundur. Przy pracy w stajni i oborze nosił dumnie czako i kiedy nikt go nie widział, ćwiczył musztrę z szeregowymi krowami i cielętami, a pomagał mu w tym kapral Burek i sierżant Mruczek. Trudno mu było wyzbyć się dawnych nawyków.
Dzień, w którym Arvid Mauritz Posse oficjalnie przedstawił go jako strażnika śluzy nad kanałem Gota, był naprawdę wielkim dniem w życiu Erlanda. Ach, mógł teraz rozkazywać i dowodzić wszystkimi tymi, których uważał za swych podwładnych! Musiał dać im do zrozumienia, że mają do czynienia z byłym oficerem. Ale… nic poza tym nie można mu było zarzucić. Pracował sumiennie, spełniał swe obowiązki tak, że połowa jego wysiłku wystarczyłaby w zupełności.
Kanał Gota w tym miejscu znalazł się naprawdę w pewnych rękach, Erland był pierwszym, który mógłby o tym zaświadczyć.
Tula rozkwitła i paradując w nowych eleganckich strojach radowała się wszystkim, co nieznane. Uważała, że zmiana otoczenia jest nieprawdopodobnie wprost emocjonująca, i z zapałem pomagała mężowi w zdobyciu popularności w nowej okolicy. Okazało się, że w mieście nie było nikogo, kto zajmowałby się wytwarzaniem instrumentów. Kiedy muzycy raz usłyszeli o Tomasie i przekonali się o jego zręczności, zostali jego stałymi klientami. Radość Tuli nie miała granic, ściskała męża ze łzami w oczach.