Heike odpowiedział natychmiast odwrotną pocztą. Zbyt wiele mieli pracy na dworach, by któreś z nich mogło teraz wyjechać, ale wysłał olbrzymią paczkę z lekami, z którą Tula miała wielkie kłopoty na cle. Musiała uciec się do pomocy swych czarodziejskich sztuczek, celnicy wreszcie oddali jej paczkę, nie pojmując właściwie, dlaczego, i Tula uszczęśliwiona otrzymała życiodajne eliksiry. Wiedziała jednak, że nie starczą na długo…
Oderwała się od myśli, powróciła do rzeczywistości, do miasta Linkoping.
Tula zamierzała zrobić sprawunki i odwiedzić przyjaciółkę.
Przyjaciółka miała na imię Amanda i była żoną aptekarza, cieszyła się więc poważaniem w mieście.
Poznały się, kiedy Tula kupowała w aptece lekarstwa dla swego Tomasa, a ponieważ Amanda natychmiast zorientowała się, że ma do czynienia z osobą wyjątkową, zaczęły się spotykać. Amanda była oczarowana Tulą, uważała, że nawa znajoma jest wprost fascynująca, taka inna!
Teraz, gdy znów się spotkały, Tula dowiedziała się, że aptekarz, doktor i jeszcze kilku poważanych obywateli organizuje doroczne przyjęcie dla najznamienitszych mieszkańców miasta. Czy Tula i jej mąż nie mogliby przyjść? Miała to być wielka uroczystość, z obiadem, tańcami i wieloma pięknymi, lecz okropnie nudnymi przemowami.
Tula podziękowała za zaszczyt i oświadczyła, że najpierw będzie musiała zapytać Tomasa. Jego jednak ogromnie trudno gdziekolwiek wyciągnąć, małe więc są szanse, że tym razem się zgodzi.
– Spróbuj – poprosiła Amanda. – Bardzo bym chciała, żebyście przyszli.
Przyjaciółki razem poszły do sklepów, a kiedy załatwiły już wszystkie sprawunki, Amanda odprowadziła Tulę do powozu. Wcześniej jednak zatrzymały się w pięknym parku, by odpocząć chwilę na ławce i pogawędzić jeszcze parę minut. Tak rzadko się przecież widywały. Niosły też ciężkie paczki, ba jak szalone rzuciły się w wir zakupów, co niestety z przerażeniem odkryły dopiero później, Tula kupiła narzędzia dla Tomasa, materiał na suknię dla siebie i na koszulę dla Christera. Syn teraz, kiedy zastępował dziadka przy śluzie, mieszkał u Erlanda i Gunilli, ale często zaglądał do domu.
Nagle skądś dobiegł gniewny dziewczęcy głos:
– Sasza! Chodź tu natychmiast! Chodź tutaj, powiedziałam! Wstrętny Sasza!
Sasza? Czy nie tak właśnie wabił się pies Magdaleny? Tej dziewczynki, o której Christer tyle opowiadał?
W tym samym momencie nieduży kudłaty piesek przebiegł koło nich. Najwyraźniej uciekał ze puszczonym łebkiem i podwiniętym pod siebie ogonem.
Goniła go młoda dziewczyna. Tula nie zdążyła jej się przyjrzeć, zauważyła jedynie, że musiała mieć jakieś piętnaście lat, może nieco więcej. Pieska złapała para, najwidoczniej rodzice dziewczyny. Prowadzili za rękę małego, może czteroletniego chłopczyka. Kiedy już byli wszyscy razem, skierowali się do wyjścia z parku.
Tula odwróciła się do Amandy.
– Posłuchaj, mam wrażenie, że znam tę rodzinę. Czy wiesz może, kto to był?
Przyjaciółka-równolatka, niezmiennie występująca w eleganckich sukniach j modnej fryzurze, odparła z miną nieco kwaśną:
– Ci tam? To Backmanowie.
– A więc to jednak oni! Ale skąd ani tutaj, w Linkoping? Sądziłam…
– Sprowadzili się tu trzy lata temu. Mieszkają w tym wielkim domu po drugiej stronie parku. Tak, właśnie w tym białym.
– Hm – w głosie Tuli zabrzmiała nutka przebiegłości. – A więc pewnego dnia ich odwiedzę.
– Ich? Oni nie przyjmują wizyt. Nie stykają się z byle kim, możesz mi wierzyć. Trzeba być chyba samym królem, by doprosić się audiencji. Ale zgodzili się przyjść na doroczne przyjęcie. Nikt się tego nie spodziewał.
Tula powiedziała powoli:
– Amando… Nie sądzę, bym zdołała namówić Tomasa na jakiekolwiek przyjęcie, to się nigdy nie uda. Ale czy wolno mi będzie wziąć zamiast niego syna?
– Ależ oczywiście! Christer jest przecież taki czarujący!
– A więc dobrze. Serdecznie dziękujemy za zaproszenie, na pewno przyjdziemy. Ja i Christer.
ROZDZIAŁ III
Tula w drodze powrotnej wstąpiła do domku w Borensberg.
Tego dnia przy śluzie dyżur pełnili zarówno Christer, jak i dziadek Erland, a ponieważ rozpoczął się już sezon letni i wzmógł się ruch na kanale, mieli też jeszcze dodatkowo pomocnika. Dlatego chłopiec mógł zwolnić się na kilka minut. Tula z radością patrzyła, jak biegnie do niej, opalony, z wyblakłą od słońca grzywką i błyskiem w oczach.
Przystojny chłopak, pomyślała. Czy to naprawdę ten sam Christer, który całe wieki temu klęczał nad sadzawką wsparty na łokciach, z pupą wypiętą do góry, i całował cztery wystraszone żaby, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem któraś z nich nie przemieni się w śliczną królewnę?
Albo jak wtedy, kiedy pożyczył od nauczyciela wskaźnik i usiłował zamienić go w czarodziejską różdżkę, by za jej pomocą zlikwidować szparę między zębami. Choć miał takie ładne, białe zęby, zawsze dręczyły go na ich punkcie kompleksy, bo tak bardzo były od siebie odsunięte! Musiało to być w tym czasie, kiedy zaczął oglądać się za dziewczętami. Ile lat mógł mieć wtedy? Dwanaście? A teraz był już dorosły…
Tula westchnęła ciężko, choć nie bez dumy.
Szybko przekazała mu nowinę.
Zapadła cisza.
Słychać było tylko cykanie świerszczy.
Wreszcie Tula oświadczyła z ironią:
– Niestety, muszę skonstatować, że mój syn czasami sprawia wrażenie kompletnego głupka.
Christer nareszcie zamknął usta. Bardzo był czuły na punkcie swej wyjątkowej inteligencji. Nie należało z niej drwić.
Złapał matkę za ramię.
– Jesteś przekonana, że to na pewno ona? Czy to była najśliczniejsza dziewczyna, jaką zdarzyło ci się widzieć?
– Widziałam ją tylko ad tyłu, ale chyba wszystko się zgadza, prawda?
– Owszem – odparł uszczęśliwiony. – Tak, wszystko. Oprócz… Chyba nie krzyczała na psa? Magdalena kochała swego Saszę!
– E, to już zupełna bagatelka. Pójdziesz ze mną?
Christer bardzo się zdenerwował:
– Ale ja nie mam co na siebie włożyć!
– Taka replika przystoi raczej kobiecie – zauważyła Tula.
Syn jednak jej nie słuchał.
– Mógłbym, rzecz jasna, poprosić dobrą wróżkę, by zaczarowała moje łachmany w szaty godne prawdziwego księcia, ale…
Tula popatrzyła na niego z czułością.
– Jeśli pozwolisz swej ziemskiej wróżce uszyć sobie nową koszulę, to mam tu przypadkiem materiał. A poza tym, jeśli chodzi a stroje, to chyba niczego ci nie brakuje.
Christer nagle jakby się ocknął.
– Muszę wracać do domu, nie zdążę się przygotować…
– Mamy dużo czasu. Będziesz taki elegancki, że rodzony ojciec cię nie pozna. A na razie wracaj do pracy, bo dziadek czeka.
Nikt nie musi wstydzić się Christera, myślała Tula, kiedy weszli do Hotelu Miejskiego, gdzie powitała ich Amanda i jej mąż, aptekarz. Kto ma równie przystojnego syna jak ja?
Oczywiście przemawiała przez nią matczyna duma, było bowiem wielu młodych chłopców przewyższających Christera urodą, ale rzadko który sprawiał równie sympatyczne wrażenie. Po chłopięcemu nie skrywana nadzieja, jaśniejąca w oczach, mogła pokonać każdą niechęć, stopić wszystkie lody. Rzucała się też w oczy jego prześliczna opalenizna. Eleganccy mieszkańcy miasta kręciliby pewnie nosami na wiadomość, że jest wśród nich zwykły strażnik śluzy, ale Tula nie miała zamiaru nikomu tego wyjawiać.
Zwłaszcza że młode dziewczęta obrzucały syna zaciekawionymi spojrzeniami, a ich matki wyraźnie taksowały go wzrokiem. Czyżby potencjalny kandydat na zięcia? W mieście panował zdecydowany nadmiar panien na wydaniu.