Выбрать главу

– Skoro nie chce pan dać się uwieść – ciągnęła słodko – może powspominamy dawne dzieje? Ile to już lat minęło od czasu, gdy spotkaliśmy się w Ashby Tallant? Czternaście? Piętnaście? – Przekrzywiła głowę na bok i spojrzała krytycznie na swego rozmówcę. – Powinnam była się domyślić, że wyrośnie z pana ktoś taki. Nudny chłopak często staje się nudnym mężczyzną, choć muszę przyznać, że przynajmniej pan wyprzystojniał.

Martin nie wydawał się urażony tym dwuznacznym komplementem. Roześmiał się.

– Pani też się zmieniła, lady Juliano. Uważałem panią za taką uroczą dziewczynę.

– Albo pańska pamięć szwankuje, albo mając piętnaście lat, pomylił się pan w ocenie sytuacji – zauważyła Miana. – Z całą pewnością byłam dokładnie taka jak teraz. Jestem zaskoczona, że w ogóle mnie pan pamięta, bo wiecznie budował pan tamę na strumieniu, fortyfikacje czy coś w tym rodzaju, jak to chłopcy.

Uśmiechnął się.

– Jestem pewny, że oboje działaliśmy sobie na nerwy, lady Juliano. Chłopcy i dziewczęta rzadko miewają wspólne zainteresowania. Pani myślała tylko o balach i tańcach i zasnęła pani, kiedy próbowałem pani wytłumaczyć plan bitwy Nelsona pod Tratalgarem.

– A pan nie zatańczyłby kadryla, nawet gdyby od tego za leżało pańskie życie – zakończyła Juliana. – Zapewne nie mieliśmy ze sobą wiele wspólnego wówczas, a nic wspólnego teraz. – Wygładziła szkarłatną spódnicę i ziewnęła ostentacyjnie. – Czeka nas wyjątkowo długa godzina, czy tak?

Martin przyglądał się jej uważnie.

– Proszę zaspokoić moją ciekawość, lady Juliano. Naprawdę sądziła pani. że Andrew Brookes zostawi narzeczoną przy ołtarzu? A może chodziło pani tylko o wywołanie zamieszania?

Westchnęła. A więc znów do tego wrócili. Wiedziała, że poprzednio jej nie uwierzył.

– Panie Davencourt – powiedziała tak cierpliwie, jak była w stanie – nie sprawia pan na mnie wrażenia nierozgarniętego.

więc powtórzę to tylko raz. Pańskie podejrzenia co do mnie są całkowicie bezpodstawne. Nie zamierzałam popsuć ślubu pańskiej kuzynki, a tym bardziej zatrzymać Brookesa dla siebie. Po co miałabym to robić, skoro wykorzystałam cały jego potencjał. Zapewniam pana, że nie chciałabym go, nawet gdyby był ze złota!

Przelotny uśmiech w oczach Martina Davencourta zniknął równie szybko, jak się pojawił.

– Ale przecież był pani kochankiem.

– Nie był. A nawet gdyby, nie upadłam aż tak nisko, żeby zepsuć dzień zaślubin pańskiej kuzynki.

– Nie? – Martin wyglądał na zamyślonego. – Miłość może prowadzić do najdziwniejszych zachowań.

– Wiem o tym. Mam wątpliwości, czy pan to wie, panie Davencourt. Nie wydaje mi się prawdopodobne, że się pan kiedykolwiek zakochał. Pewnie uznał pan to za zbyt niebezpieczne.

Martin roześmiał się.

– Myli się pani, lady Juliano. Wszyscy młodzi mężczyźni w jakimś momencie się zakochują.

– Ale nie wtedy, gdy osiągają wiek dojrzały? – Zrobiła minę. – Wydaje mi się, że pan jest za stary na takie rzeczy.

– Właśnie, lady Juliano. To prawda, nie żywiłem szczególnych uczuć do żadnej damy od wielu lat. Ale mówiliśmy o pani byłych kochankach, nie moich.

– Nie, nie mówiliśmy – burknęła Miana. – Nie mam ochoty opowiadać panu historii swego życia ani roztrząsać z panem kwestii moralności. Uważam, że mężczyźni są w tej sprawie wyjątkowymi hipokrytami.

– Doprawdy? Chce pani powiedzieć, że nie podoba się pani podwójna moralność, z którą tak często mamy do czynienia?

– Oczywiście, że nie! Jaka rozsądna kobieta mogłaby się z tym zgodzić? Z zasadą, która głosi, że mężczyzna może zachowywać się jak rozpustnik i nikt go za to nie potępi, a jeśli kobieta robi to samo, nazywa sieją dziwką. Musiał to wymyślić mężczyzna, chyba się pan ze mną zgodzi? Martin roześmiał się.

– Niesprawiedliwe, przyznaję, ale wielu ludzi, kobiet i mężczyzn, w to wierzy.

– Zdaję sobie z tego sprawę. – Juliana wzruszyła ramionami. – Zmieńmy temat, bo obawiam się, że wpadnę w gniew.

– No dobrze. Wróćmy do sprawy, o której rozmawialiśmy. – Martin westchnął. – Skoro źle odczytałem pani zamiary, w takim razie przepraszam, lady Juliano. Miałem powody sądzić, że się nie mylę.

– Chodzi panu o absurdalne przypuszczenia – skorygowała Miana.

– Nie takie absurdalne. Nie po pani zachowaniu wczorajszego wieczoru.

– Chciałabym, żeby przestał pan do tego wracać! – Miana była naprawdę poirytowana. – Wczorajszy wieczór miał być żartem. A co do moich łez na ślubie, jeśli pan podejrzewa, że oszukuję pana co do tego kataru siennego… w takim razie proszę podejść do mnie z wazonem róż stojącym na kominku. Będę kichała tak długo, ile będzie trzeba, żeby pana przekonać. – Odstawiła kieliszek i wstała. – Uważam, że wyczerpaliśmy ten temat, panie Davencourt. Pańskie towarzystwo mnie znudziło, to pewne. Zakładam, że jestem wolna i mogę sobie pójść?

Martin nieznacznie skinął głową.

– Naturalnie.

– Nie boi się pan, że udam się na weselne śniadanie i wywołam skandal?

– Nie przypuszczam. Powiedziała pani, że nie Mała pani takiego zamiaru, a ja pani wierzę.

Ozięble skłoniła głowę.

– Dziękuję. W takim razie byłoby miło, gdyby postarał się pan o powóz. Tyle przynajmniej może pan dla mnie zrobić.

Martin zerwał się z miejsca.

– Zaraz każę zaprząc powóz dla pani. Podszedł bliżej i przez chwilę patrzył jej w twarz.

– Katar sienny – powiedział powoli. – Kiedy zobaczyłem panią w kościele, dałbym sobie uciąć głowę, że pani płacze.

Uniósł rękę i kciukiem delikatnie starł ślad łez z jej policzka. Poczuła, jak serce jej zamiera.

Andrew Brookes nie jest wart niczyich łez – burknęła. Ręka Martina opadła. Cofnął się o krok. Juliana poczuła ulgę. Przez chwilę była całkiem bezbronna.

– Podzielam pani opinię o Brookesie, lady Juliano – przyznał – ale chciałbym, żeby Eustacia była szczęśliwa. Byłoby straszne, gdyby tak szybko się rozczarowała.

– Stanie się to wcześniej czy później – zauważyła Juliana, kierując się do drzwi – a pan byłby naiwny, gdyby myślał inaczej. Andrew Brookes nie potrafi dochować wierności.

Martin skrzywił się.

– Skłaniam głowę przed pani niezwykłą znajomością męskiej natury, lady Juliano. Przemawia przez panią cynizm. Czy pani zdaniem wszyscy mężczyźni są niewierni?

Juliana zawahała się i nie odpowiedziała twierdząco. W Martinie Davencourcie było coś takiego, co wydawało się wymagać bezwzględnej uczciwości. To ją niepokoiło.

– Nie – odparła powoli. – Wierzę, że kiedy mężczyzna naprawdę kocha, potrafi być wierny. Ale niektórzy mężczyźni nie są zdolni do miłości ani wierności, a Brookes do nich należy.

– Słyszałem, że to pani ulubiony typ. Brookes, Colling, Massingham.

– Nie wybieram mężczyzn z powodu ich wierności, panie Davencourt. Co za dziwaczne spostrzeżenie! Wybieram ich ze względu na ich walory rozrywkowe.

– Rozumiem – powiedział Martin z gryzącą ironią. – W ta kim razie nie będę pani dłużej zatrzymywał. Nie wyobrażam sobie, że w tym domu znajdzie pani to, czego pani szuka.

Juliana skrzywiła się.

– Nie, ja też nie. – Po chwili milczenia podjęła: – Pewnie już jest po ślubie.

– Na pewno. – Martin zerknął na złoty zegar na kominku. – Żałuje pani, że pozwoliła Andrew Brookesowi odejść, lady Juliano?

– Nie – odparła grzecznie. – Chodziło mi tylko o pańską siostrę Daisy. To była ta mała druhna, zdaje się? Będzie się martwiła, gdzie pan się podział.

Nastąpiła pauza. Przez chwilę Juliana widziała zdziwienie w oczach Martina, zupełnie jakby go zaskoczyła.