Выбрать главу

Zwróciła się do brata:

– Joss, mówisz niczym metodysta. Gdyby Massingham wciąż był wśród żywych, dopiero mielibyśmy skandal. Dreszcz mnie przenika na samą myśl o zamieszaniu, które spowodowałby do tej pory.

– Szczęściem dla niego jest martwy – powiedział Joss oschle, ale wyciągnął ku niej rękę. – Przykro mi, Ju. Wiem, że ci na nim zależało.

– Kiedyś. Kiedyś mi na nim zależało. Teraz na samą myśl o nim robi mi się niedobrze.

– To dlatego nigdy nie przyjęłaś jego nazwiska? Juliana upiła rozgrzewający łyk porto.

– Chciałam zapomnieć o poniżeniu, jakie to małżeństwo po ciągnęło za sobą. – Wzruszyła ramionami. – Paradoksalne, skoro właśnie ono pozwala mi się cieszyć pozorami szacunku w towarzystwie. Tak czy inaczej ta sprawa od dawna należy do przeszłości, ale mówi się, że skandal nie umiera nigdy, czy nie tak, Joss? A więc równie dobrze mogę dostarczać plotkarzom tematów i siać zgorszenie wśród zrzędliwych matron.

Joss westchnął.

– A najnowsza plotka to uprowadzenie cię przez Davencourta, który różni się od Massinghama jak dzień od nocy.

Roześmiała się.

– Tak, to prawda. Ostrzegłam go, że naraża na szwank swoją reputację.

– Co o nim myślisz? Juliana skrzywiła się.

– Rozczarował mnie. To całe porwanie mogłoby być nawet zabawne, tyle że Martin Davencourt należy do tych obrzydliwie zasadniczych ludzi, którzy biorą wszystko na poważnie. Wiedziałeś o tym, że poznaliśmy się, będąc dziećmi? Jego ojciec chrzestny to ten ekscentryczny starszy pan z Ashby Hall.

– Nie przypominam sobie, żebym znał go w dzieciństwie.

– Nie, ty byłeś w (Mordzie, kiedy Martin Davencourt przyjechał do Ashby. Był męczącym, nudnym młodzieńcem z pryszczami i tłustymi włosami.

– Juliano!

– Cóż, sądzę, że od tego czasu zmienił się na korzyść – powiedziała uczciwie – ale w dalszym ciągu jest śmiertelnie nudny. Zapewne po części wynika to z tego, że podjął się opieki nad całym rodzeństwem, a po części z tego, że urodził się nudny.

– Odniosłem wrażenie, że dobrze ci się z nim rozmawiało na kolacji u lady Everley parę dni temu – zauważył brat.

Niedbale wzruszyła ramieniem.

– Trzeba próbować. Wszyscy często miewamy do czynienia z uciążliwymi gośćmi na przyjęciach. Zapewne Mary Everley celowo wyznaczyła nam miejsca obok siebie.

– O czym rozmawialiście? Juliana zmarszczyła brwi.

– Cóż, to było najdziwniejsze. Na początku próbowałam z nim flirtować, ale on jakoś tak zmienił temat, że skończyliśmy na rozmowie o Davencourt. Wygląda na to, że to wielki wytworny dom, a Martin Davencourt jest do niego bardzo przy wiązany.

– W takim razie dziwi mnie, że podtrzymywałaś rozmowę – skomentował brat z uśmiechem – bo przecież nie znosisz wsi.

– Szczera prawda. – Sama była trochę zdziwiona.

– Ja dość lubię Martina – zauważył Joss. – Sprawia wrażenie rozsądnego człowieka. Charles Grey bardzo go ceni. Po następnych wyborach na pewno zostanie członkiem parlamentu i Grey, zdaje się, uważa, że Davencourt ma przed sobą świetlaną przyszłość.

– Boże, polityka! Już zaczynam przez ciebie ziewać, Joss.

– Juliana uśmiechnęła się. – Tak czy inaczej nie dziwi mnie, że lubisz Martina Davencourta, bo on mi ciebie przypomina pod pewnymi względami. A może nie chciałbyś być nazywany pryncypialnym? Czy spotkaliście się wcześniej?

– Davencourt jest przyjacielem Adama Ashwicka, jeszcze z wojska, tak mi się zdaje. Był na kolacji u Ashwicków w ubiegłym tygodniu, kiedy byliśmy tam z wizytą. – Joss spojrzał bystro na Julianę. – Ty chyba też byłaś zaproszona?

Juliana znów wzruszyła ramionami.

– Zaproszono mnie jako partnerkę Edwarda, więc odmówiłam. Wy wszyscy jesteście tak przejrzyści, jeśli chodzi o swatanie. Zupełnie jakbym nadawała się na żonę Edwarda Ashwicka.

– Czemu nie? – spytał Joss łagodnie. – Jemu bardzo na tobie zależy.

– Zapewne. Ja też go kocham… jak brata. – Juliana uśmiechnęła się. – Choć nie tak jak ulubionego brata. Nie tak jak ciebie.

Na wargach Jossa dostrzegła cień uśmiechu.

– Dziękuję ci, Ju. Robi mi się ciepło koło serca, kiedy to słyszę. A więc dlaczego nie wyjdziesz za Ashwicka i nie pozwolisz mu naprawić twojej reputacji?

– Okropność! – Juliana skrzywiła się. – Nie chcę, żeby Edward poświęcał się dla mnie. A wyobrażasz sobie, jak by te wszystkie stare plotkarki skrzeczały, gdyby duchowny poślubił upadłą kobietę. Dwukrotnie zamężna wdowa ze zbrukanym nazwiskiem. Poza tym, Joss, ja nie mam ochoty się zmieniać. – Ciaśniej otuliła ramiona jedwabnym szalem. – Nie wyjdę już więcej za mąż, mój drogi. Jest zbyt wiele powodów, dla których nie mogę tego zrobić. Zapadła cisza.

– Kolacja i tak sprawiłaby ci przyjemność – powiedział w końcu Joss. – Ashwickowie mają znakomitego kucharza.

– Zapewne podaje obfitsze desery niż Emma Wren kolacje.

– Znacznie.

Uśmiechnęli się do siebie, po czym Juliana westchnęła.

– Chyba powinnam była przyjąć to zaproszenie. Ostatnio nie otrzymuję ich wielu z przyzwoitych domów.

Joss roześmiał się.

– Mogłabyś się nawet dobrze bawić.

– Może. Choć uważam żony za zbyt szacowny gatunek, nie wyłączając twojej, obawiam się, mój drogi…

Brat uśmiechnął się do niej blado.

– Wiem. Wierzę, że polubiłabyś Amy, gdybyś zadała sobie odrobinę trudu.

Juliana pokręciła głową. Nawet gdyby próbowała z całych sił – a prawdę mówiąc nie bardzo się starała – nie mogłaby polubić Amy Tallant. Było w niej coś tak mdłego i zdrowego, czego nie była w stanie strawić.

– Nie sądzę. Ja i Amy interesujemy się zupełnie innymi sprawami. Co zaś do Annis Ashwick, cóż, przyznaję, że mnie w jakimś sensie przeraża, taka z niej sawantka!

– Mówisz zupełne bzdury, Ju – powiedział Joss chłodno. Spojrzał na zegarek. – Czas na mnie. Amy na pewno już wróciła z teatru. Wybrała się z Annis na „Króla Lira”.

– Szekspir, okropność! – Juliana wzdrygnęła się z teatralną emfazą. – Potwierdziłeś mój punkt widzenia, Joss. Wolałabym raczej dać sobie wyrwać wszystkie włosy pęsetą, niż wysiedzieć na którejś tragedii Szekspira.

Po wyjściu brata Juliana została jeszcze jakiś czas na tarasie, obserwując dopalające się świece i ćmy przypiekające sobie skrzydełka nad nikłym płomieniem. W ogrodzie robiło się coraz zimniej. Wstała i ciaśniej otuliła się szalem. Nowa jedwabna suknia, wynik wyprawy po zakupy z Emmą Wren poprzedniego dnia, sprawiła jej przykre rozczarowanie, bo cisnęła pod pachami. Julianie często zdarzało się robić zakupy pod wpływem impulsu, ale nigdy tego nie żałowała. Nazajutrz odeśle suknię do sklepu i odmówi zapłaty. Nieważne, że raz miała ją na sobie i że na spódnicy ze srebrnej gazy była plamka od porto.

Gdy zegar wybił jedenastą trzydzieści, weszła do środka. Na kominku leżał stosik kart wizytowych. Miała słuszność, mówiąc bratu, że niewiele z nich pochodziło od osób godnych szacunku. Na szczęście tych niezbyt szacownych było na tyle dużo, że zapełniały lukę. Wybrała kartę o srebrnych brzegach i postukała w nią w zamyśleniu. Crowns to nowy ekskluzywny salon gry, założony przez byłą kurtyzanę, Susannę Kellaway. Idealne miejsce dla cieszącej się złą sławą wdowy gotowej przegrać swoje pieniądze. Po co siedzieć w domu i użalać się nad sobą, skoro w zasięgu ręki są pieniądze, które można wygrać i przegrać? Juliana wbiegła na schody, po drodze wołając pokojówkę.

Pierwszą osobą którą zobaczyła po wejściu do Crowns godzinę później, był jej brat Joss. Wraz z Adamem Ashwickiem i Sebastianem Fleetem, popijał drinka w rogu salonu. Uśmiechnęła się do siebie. Hipokryzja mężczyzn nigdy nie przestała jej zdumiewać. Oto Joss, który tak niedawno deklarował z poczuciem wyższości, że udaje się do domu, do Amy, a tymczasem godzinę później tkwił w salonie gry. Adam też, żonaty zaledwie od roku… Juliana pokręciła głową, a jej wargi wygiął cyniczny uśmieszek. Obaj powinni się wstydzić. Uświadomiła sobie, że była rozczarowana bratem i jego przyjacielem. Interesujące. Być może nie straciła całkowicie wiary w ludzką naturę, mimo wszystko.