Выбрать главу

– Boże, nie. Przypuszczam, że mi to odpowiadało, kiedy byłam młoda i naiwna, ale teraz potrzeba mi rozrywek, nie jakiejś nudnej rutyny. Już nigdy nie wyjdę za mąż!

– Szkoda – zauważył Joss. – Może właśnie tego potrzebujesz. Jak rozumiem, nie skusisz się na wyjazd na wieś? Cóż… – Wzruszył ramionami i odwrócił wzrok – W takim razie musisz liczyć na to, że zaczniesz wygrywać, moja droga, i to szybko. W przeciwnym razie wszyscy będziemy odwiedzać cię we Fleet. – Milczał przez chwilę. – Ojciec od jakiegoś czasu choruje – podjął szorstko. – Błagam, nie zawracaj mu głowy swoimi najnowszymi wyczynami. Obecnie jest za słaby na twoje melodramaty, a pan Mnghoe wszystkie sprawy finansowe uzgadnia ze mną.

Strach Juliany spotęgował się, poczuła gniotący ciężar na piersi.

– Joss, zaczekaj! Jeśli ojciec jest taki chory, a ty mi nie pomożesz…

– Tak? – spytał brat. Juliana widziała jego determinację i zdawała sobie sprawę, ile go to kosztuje. Ona i Joss zawsze byli sobie bliscy, tym bliżsi, że udzielali sobie nawzajem wsparcia w czasach samotnego dzieciństwa. Chciała na niego pomstować, oskarżyć o to, że ją porzuca. Ale coś jej szeptało, że Joss próbuje jej pomóc. Chciała też go winić, doszła jednak do wniosku, że nie jest w stanie. Cały zapał do walki uszedł z niej w długim westchnieniu.

– Nie mogę uwierzyć, że mi to robisz. Joss skrzywił się.

– Juliano…

Wyciągnęła rękę i dotknęła jego ramienia.

– Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej. Wiem nawet, że mnie kochasz. Jeśli nie będę miała pieniędzy, jak mam się bawić? – Usłyszała błagalną nutę w swoim głosie. Pogardzała sobą za to. – Muszę chodzić po sklepach i mieć pieniądze na grę i… – Och! – Głos jej się załamał z irytacji. – Jak mam sobie poradzić, Joss? Nie mogę występować na balach i przyjęciach w tym samym stroju dzień po dniu.

– Jestem pewien, że coś wymyślisz – powiedział brat bez zająknienia. – Dopilnuję, żeby twoje domowe rachunki były opłacane, naturalnie, a jeśli zgodzisz się przyjechać do Ashby Tallant, spłacę wszystkie twoje długi karciane.

Przez chwilę Juliana odczuwała wielką pokusę. Świadomość, że mogłaby wyjść z długów, zacząć znów z czystym kontem, była niezwykle kusząca. Wtedy wyobraziła sobie, jak to by było dać się uwięzić na wsi; bez kart, gości i rozrywek. Patrzyć, jak Joss czuli się do żony, i skręcać się z zazdrości, bo na nią nikt nie patrzył choć z odrobiną takiego oddania; znosić obojętność, a może zimną pogardę ojca. Wiedziała, że tego wieczoru nie była zbyt miła dla Jossa, ale to tylko dlatego, że tak się bała.

– Dziękuję ci, ale nie – odparła, próbując ocalić dumę, bo wiedziała, że Joss może zmusić ją do przeniesienia się na wieś, jeśli zechce. – Na pewno sobie poradzę.

Joss pokręcił głową.

– Wiesz, gdzie mnie znaleźć, jeśli będziesz mnie potrzebowała.

– A co by mi z tego przyszło – burknęła ze złością – skoro i tak nie dasz mi pieniędzy.

Przez chwilę wpatrywali się w siebie, po czym Juliana mruknęła coś i rzuciła się w objęcia Jossa, nie zważając na ciekawe spojrzenia graczy. Przez długą chwilę tuliła się do niego, przyciskając twarz do jego piersi.

– Och, Joss… Brat oddał uścisk.

– Proszę, Ju… proszę, spróbuj. Dla dobra nas wszystkich. Juliana puściła go i skinęła głową.

– Spróbuję. Teraz idź, zanim naprawdę się na ciebie rozgniewam. – Uśmiechnęła się do niego blado. – Jak powiedziałeś, wiem, gdzie cię znaleźć. I wiem, że nie pozwolisz mi gnić we Fleet.

– W każdym razie nie na długo – zapewnił ją Joss. Z tym zapewnieniem pocałował ją w policzek. – Dobranoc, Ju.

Wróciwszy do karcianego stolika, Juliana zobaczyła, że do Emmy Wren i Mary Neasden dołączyła blada dziewczyna, mniej więcej dwudziestoletnia. Miała na sobie nieciekawą, choć drogą suknię i desperacko ściskała karty w dłoni. Rozbiegane ciemne oczy zdradzały wyjątkowe podenerwowanie.

– Juliano, moja droga, to Kitty Davenport – powiedziała Emma swobodnie. Posłużyła się swym najbardziej uspokajającym tonem, którego używała do zwabiania niczego niepodejrzewających ofiar do swej pułapki. – Kitty dopiero przyjechała do Londynu i z radością pozna nowych przyjaciół. Kitty, kochanie, to lady Juliana Myfleet.

Juliana przez moment myślała, że źle usłyszała i że Emma powiedziała „Davencourt”, ale po chwili przypomniała sobie, że zna Davenportów, bajecznie bogatą, lecz śmiertelnie nudną rodzinę. Bez wątpienia ta nieszczęsna dziewczyna była młodą mężatką albo zbłąkaną córką szukającą odrobiny rozrywki.

– Miło mi panią poznać – powiedziała dziewczyna po kornie.

– Miło mi – odparła uprzejmie Juliana. Pochwyciła wzrok Emmy, która leciutko do niej mrugnęła. To mrugnięcie oznaczało, że młoda dama wkrótce rozstanie się ze swymi pieniędzmi.

Juliana wciąż była zła, że Joss odmówił finansowania jej rozrywek, ale wyglądało na to, iż jest sprawiedliwość na tym świecie. Oto los właśnie podsunął jej sposób zdobycia pieniędzy. Zerknęła na Kitty i usiadła, gotowa oskubać dziewczynę do czysta.

Wszystko skończyło się bardzo szybko. Nie minęło pół godziny, a Kitty przegrała dwanaście tysięcy gwinei i pobladła jeszcze bardziej. Emma Wren potasowała karty i ziewnęła.

– Dobra nasza! Szczęście ci dziś sprzyja, Ju, bez dwóch zdań! Z tymi dziesięcioma tysiącami, które jestem ci winna, plus dwunastoma od Kitty wkrótce znów będziesz grała o grube stawki.

Odkąd gra dobiegła końca, Kitty nie odezwała się ani słowem. Teraz powiedziała, zacinając się lekko:

– Bardzo przepraszam, proszę pani, ale czy mogę dać pani weksel? Nie mogę spłacić długu, dopóki… – głos jej zadrżał -…dopóki nie dostanę następnej pensji.

Juliana spojrzała na nią. Wydawało się niezwykle mało prawdopodobne, by młoda dama otrzymywała kwartalną pensję w wysokości dwunastu tysięcy gwinei. Emma Wren usiłowała powstrzymać śmiech.

– Na pewno dotrzymasz umowy? – spytała z okrucieństwem. – Nie powinnaś grać powyżej swoich możliwości, moja droga.

Biedna Kitty wyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć.

– Zapewniam panią, że zapłacę! – Rzuciła Julianie błagalne spojrzenie. – Mogę napisać weksel, proszę pani?

Juliana westchnęła.

– Jeśli chcesz – powiedziała obojętnie. Teraz upłyną całe miesiące, zanim dostanie pieniądze. O ile w ogóle je dostanie. Szkoda, bo planowała zużytkować je na dalszą grę.

Emma wstała od stolika, przywołała lokaja i poleciła mu przynieść pióro i atrament. Kitty zaczęła gryzmolić.

– Przepraszam. – Emma uśmiechnęła się szeroko do Juliany. – Zobaczymy się za moment, moja droga.

Juliana siedziała, bębniąc palcami po stoliku, a Kitty pisała. Po paru minutach Juliana spojrzała na jej pochyloną głowę i gorączkowo zarumienione policzki. No nie, wyglądało na to, że ta mała pisze powieść. Co, u licha, zajmuje jej tyle czasu?

Wtedy zobaczyła dużą łzę, która spadła na papier tuż przy prawej ręce Kitty. Dziewczyna próbowała ją wytrzeć, co tylko doprowadziło do tego, że zamazała cały dokument. Zaszlochała cichutko.

– Boże miłosierny! – wyrwało się osłupiałej Julianie. Kitty drgnęła i spojrzała na Julianę z poczuciem winy.

– Bardzo panią przepraszam. Mogłabym dostać następny ar kusz papieru?

Juliana wzięła głęboki oddech. Światło świecy odbijało się we łzach na policzkach Kitty. Dziewczyna wyglądała na pełną skruchy, zrozpaczoną dwunastolatkę. Juliana niespodziewanie dla siebie samej wyciągnęła rękę, wzięła weksel i przedarła go na pół.