Godzina była późna i powietrze w jadalni było gęste od dymu świec i oparów wina, kiedy wniesiono deser. Goście, w znakomitej większości panowie, siedzieli rozparci wygodnie w fotelach, najedzeni, opici, poddając się karesom dam z półświatka, które pani Wren bez oporu zaliczała do grona swych znajomych. Jedna z prostytutek siedziała na kolanach przyszłego pana młodego, wkładała mu do ust winogrona leżące na srebrnej misie pośrodku stołu i prowokująco szeptała mu coś do ucha. Już zdążył wsunąć rękę za jej stanik i pieścił ją od niechcenia, a twarz czerwieniała mu coraz bardziej pod wpływem alkoholu i żądzy. Kiedy otwarto podwójne drzwi i do jadalni wkroczyli lokaje, pani Wren zaklaskała w dłonie, prosząc o ciszę.
– Panie i panowie… – prowokacyjnie zawiesiła głos – przyjmijcie, proszę, wasz deser, szczególny twór dla upamiętnienia tej smutnej okazji.
W sali rozległy się szepty i śmiechy.
– Jestem – pewna, że Andrew nas nie opuści – ciągnęła słodko pani Wren, zerkając znacząco na Brookesa, który jedną ręką ściskał wypełniony po brzegi kieliszek brandy, a drugą prostytutkę. – Żeby rozdzielić mężczyznę z jego przyjaciółmi trzeba czegoś więcej niż małżeństwa. Andrew, oto nasz prezent dla ciebie.
Rozległy się brawa. Pani Wren odsunęła się i dała znak lokajom trzymającym wielką tacę, żeby umieścili ją pośrodku stołu. Co uczyniwszy, wycofali się, a kamerdyner w liberii uniósł srebrną pokrywę.
Zapadła cisza. Goście byli zszokowani. Kilku rozpustników wyprostowało się w fotelach i zastygli tak, z ustami otwartymi ze zdumienia. Brookes znieruchomiał i nawet nie zauważył, że młoda kobieta zsunęła się z jego kolan.
Na srebrnej tacy pośrodku stołu spoczywała lady Juliana Myfleet w pełnej krasie, naga i prowokująca. Kasztanowe włosy, podpięte do góry, podtrzymywał olśniewający brylantowy diadem. Prawe udo zdobiła podwiązka wysadzana klejnotami, a szyję cienki srebrny łańcuszek. W pępku spoczywało winogrono, zakrętasy śmietanki były rozmieszczone strategicznie na jej ciele, a kiście winogron, truskawki i plastry melona artystycznie przesłaniały jej nagość. Całe jej ciało przyprószono cukrem pudrem, toteż lśniła w bladym świetle świec. Z nieznacznym kocim uśmieszkiem wyciągnęła srebrną łyżeczkę w kierunku Brookesa.
– Poczęstuj się pierwszy, mój drogi.
Brookes skwapliwie skorzystał z zaproszenia, zagarniając owoce i śmietankę z takim zapałem, że ręka mu zadrżała i omal nie upuścił wszystkiego na podłogę. Za nim napierali pozostali panowie, przy akompaniamencie gwizdów i wiwatów.
Sir Jasper Colling, jeden z najwytrwalszych adoratorów lady Juliany, przepchał się do przodu.
– Chcę zanurzyć mą łyżkę w tym deserze – powiedział. Brookes odepchnął go na bok.
– Musisz poczekać na swoją kolej, stary. To moje przyjęcie i mój deser. Niech mnie, jeśli za chwilę nie będę go wylizywał.
Towarzysząca mu dama z półświatka wyglądała na wyjątkowo obrażoną z powodu zejścia na drugi plan.
Lady Juliana leniwie odwróciła głowę. Jej wzrok spoczął na dżentelmenie, którego nigdy wcześniej nie widziała na wieczornych przyjęciach u Emmy. Był wysoki, jasnowłosy i, choć szczupłej budowy, miał szerokie ramiona i sprawiał wrażenie silnego. Z wyrazistą opaloną twarzą i ostro zarysowaną linią szczęk wyglądał tak, że chciałoby się mieć go za sprzymierzeńca w razie kłopotów. Siedział rozparty w fotelu, całą swoją postawą wyrażając pogardę dla chętnych otaczających stół, a jego spojrzenie w mrocznym pokoju było gniewne i nieprzeniknione.
Juliana miała wrażenie, że skądś go zna. Uśmiechnęła się do niego prowokująco.
– Pozwól tutaj, mój drogi. Nie bądź taki nieśmiały. Bardzo ciemne zielononiebieskie oczy szacowały ją przez chwilę z lodowatą obojętnością.
– Dziękuję, nie przepadam za deserami.
Juliana nienawykła do spotykania się z odmową. Spokojnie odpowiedziała spojrzeniem na spojrzenie. Wyglądał na jej rówieśnika, mógł mieć dwadzieścia dziewięć lat, może trochę więcej. W jego wzroku dostrzegła pewne zmęczenie światem, co sugerowało, że widywał takie sceny i nie tylko takie wiele razy. Z nikłym, cynicznym uśmiechem na wargach wytrzymał wzrok Juliany.
Przez ułamek sekundy znów była bardzo młoda i bardzo skonsternowana, jakby cała ta kiczowata scenka była jakąś potworną pomyłką, w której znalazła się przez fatalny przypadek. Drapieżne uśmiechy, zachłanne ręce… zapragnęła zerwać się z tacy i uciec. Jej uśmiech znikł, ale wciąż nie mogła oderwać wzroku od twarzy nieznajomego.
W końcu odwrócił się i skinął na lokaja, by napełnił mu kieliszek. Dziwne wrażenie ustąpiło. Juliana lekko wzruszyła połyskującym ramieniem i obdarzyła uśmiechem najmłodszego i najbardziej podekscytowanego z dżentelmenów.
– Simon, kochany, nie masz ochoty zlizać śmietanki z tego miejsca?
Na moment wygięła ciało, wychodząc naprzeciw zachłannym dłoniom, po czym wstała, rozsypując owoce na marmurową posadzkę i skinęła na pokojówkę, która trzymała w pogotowiu jej peniuar. Rozległy się jęki zawodu mężczyzn, ale co bardziej przedsiębiorcze prostytutki i śmielsze damy już przysuwały się do stołu, gotowe podjąć to, co przerwała Juliana; nabierały łyżeczkami owoce i śmietankę z tacy i podsuwały dżentelmenom. Juliana szybko zerknęła przez ramię i zobaczyła, że kolacja zaczyna przeradzać, się w kolejną ze sławnych orgii Emmy. Lokaj, czerwony po same uszy, przytrzymał jej drzwi do jadalni. Szybko zniknęła za nimi, boso, strząsając resztki deseru na polerowane marmurowe kafelki, którymi wyłożono hol. Śmietanka kleiła się do peniuaru, a cukier puder zaczynał drapać skórę. Oby tylko Emma nie zapomniała powiedzieć służącym, że mają naszykować kąpiel.
Drzwi do jadalni zamknęły się i szum rozmów przybrał na sile, bo goście zaczęli rozwodzić się nad jej najnowszym śmiałym wybrykiem. Wygięła wargi w lekkim uśmiechu. Będą mieli o czym rozmawiać w swoich klubach! Choćby jutrzejszy ślub był nie wiedzieć jak wytworny, małżeństwo Brookesa będzie się wszystkim kojarzyć ze skandalicznymi wydarzeniami, które miały miejsce w poprzedzającą je noc. I znów szacowne matrony z towarzystwa będą z oburzeniem komentować szokujące zachowanie lady Juliany Myfleet, córki markiza Tallanta, która niegdyś była jedną z nich i tak spektakularnie utraciła ich szacunek.
– Tędy, proszę pani. – Pokojówka wskazała jej kręcone schody. Była bardzo młoda i niezbyt ładna. Juliana uświadomiła sobie, że Emma zatrudnia brzydkie pokojówki; zapewne nie jest w stanie znieść jakiejkolwiek konkurencji. Dziewczyna poprowadziła ją do otwartych drzwi na piętrze, prowadzących do pokoju, z którego Juliana korzystała już wcześniej, kiedy zdejmowała strój, w którym przyszła. Za kolejnymi drzwiami znajdowało się mniejsze pomieszczenie, gdzie inna pokojówka wlewała parującą wodę do wanny. Na widok wchodzącej uniosła głowę i jej spocona twarz zrobiła się jeszcze czerwiensza. Opróżniła dzban, dygnęła, wyraźnie podenerwowana, po czym umknęła, zupełnie jakby samo przebywanie w jednym pomieszczeniu z najbardziej rozwiązłą wdową w Londynie mogło wystawić ją na niebezpieczeństwo.
Juliana posiała czarujący uśmiech pierwszej z dziewcząt, zsunęła peniuar, pochyliła się, by odpiąć podwiązkę z nogi i weszła do wody.
– Dziękuję ci. Teraz zostaw mnie samą.
Pokojówka w odpowiedzi uśmiechnęła się do niej zaciśniętymi wargami i podniosła ubrudzony peniuar z podłogi. Dygnęła z dezaprobatą i bez onieśmielenia, po czym wyszła. Juliana wybuchnęła śmiechem.