Выбрать главу

– Juliana jest przyzwyczajona do życia zgodnie z ustaloną reputacją. Poza tym nie zauważyłem u Martina Davencourta żadnej słabości dla Juliany.

– Też coś! – Amy spojrzała na niego pogardliwie. – Skoro właściwie nie odrywa od niej wzroku? Mówiłam, że nie widzisz nawet tego, co masz pod nosem.

– Pewnie nie. A Davencourt to widzi? Śmiem wątpić, bo jest prawie zaręczony z naszą kuzynką Sereną.

– Tak. – Amy przechyliła głowę i przyglądała się odbiciu Jossa w lustrze. – To niedobrze, ale jeszcze jej się nie oświadczył.

Joss uśmiechnął się lekko.

– Potrzebujesz sojusznika? Jeśli tak, może mam dla ciebie kogoś takiego. Wczoraj dostałem od ojca list, w którym donosi mi, że odezwała się do niego ciotka Beatrix. Podobno właśnie jest w drodze do Londynu.

Amy rozbłysły oczy.

– Ciocia Trix! To jest to! Ona nie znosi Sereny, prawda? Joss zmarszczył czoło.

– Tak… nazywa ją panną fajtłapą.

– Doskonale – powiedziała uszczęśliwiona Amy. Spostrzegła zdziwioną minę Jossa i wybuchnęła śmiechem. – Między na mi mówiąc, jestem pewna, że ja i ciocia Trix połączymy Martina i Julianę. I poradzimy sobie z Sereną, jeśli zajdzie taka po trzeba!

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Juliana powoli budziła się z ciężkiego snu spowodowanego laudanum. W sypialni było ciemno i ponuro. Z trudem przypominała sobie, co działo się poprzedniego dnia i wieczoru, który Zaczął się od szaleństwa zakupów na Bond Street, a skończył pijacką kolacją u Emmy Wren, gdzie Jasper Colling wspinał się po ścianach salonu, wykorzystując uchwyty kinkietów jako stopnie, i huśtał się na kryształowym żyrandolu. Wszyscy ryczeli ze śmiechu, aż Colling stracił czucie w rękach i spadł na stół zastawiony do kolacji, lądując pośrodku sarniego udźca. Potem pili dalej i grali w pikietę. Juliana przegrała i z Emmą, i z Collingiem.

Przewróciła się na brzuch i jęknęła. Wieczór był śmiertelnie nudny, nie potrafiła udawać, że było inaczej. Siedziała jak widmo na uczcie, żałując, że nie jest gdzie indziej. Zarówno starzy przyjaciele, jak i ulubione miejsca raz na zawsze utraciły cały swój urok, a ponieważ nie miała niczego, czym mogłaby ich zastąpić, czuła się, jakby znalazła się gdzieś daleko, na ziemi niczyjej.

Nie pamiętała dokładnie momentu pójścia do łóżka, teraz jednak wydawało jej się stanowczo za wcześnie na wstawanie. Z dołu dobiegł rumor przewróconego mebla i podniesione głosy. Narzuciwszy peniuar na nocną koszulę, wybiegła na korytarz i stanęła na szczycie schodów, zdecydowana zrugać niezręcznych służących, którzy najwyraźniej nie potrafili przesuwać mebli, nie robiąc przy tym hałasu.

Jej oczom ukazała się szokująca scena. Pośrodku holu stał Segsbury, z rękami na biodrach, uosobienie bezsilności i nieszczęścia, podczas gdy dwaj muskularni mężczyźni w wyświeconych czarnych ubraniach wchodzili i wychodzili frontowymi drzwiami, wynosząc meble z salonu. Za którymś razem zarysowali róg sekretarzyka. Juliana wzdrygnęła się i pospiesznie zbiegła ze schodów.

– Co tu się, u diabła, dzieje?

Obaj mężczyźni stanęli jak wryci, upuszczając krzesło na podłogę z głośnym trzaskiem. Juliana wzdrygnęła się ponownie. Przyjrzeli się jej dokładnie, po czym jeden z nich, o bezczelnej twarzy i czerwonych policzkach, stulił wargi i gwizdnął z aprobatą.

– O kurczę! Może pogadamy o innym sposobie zapłaty, kochanie?

Julianie zrobiło się niedobrze. Przebiegło jej przez głowę wspomnienie rozmowy z Jossem na temat jej długu. Całkiem o tym zapomniała. A może raczej postanowiła zapomnieć. Ile wydała wczoraj? Ile przegrała ostatniej nocy? Przeszyła przybyszów gniewnym wzrokiem.

– Pytałam, co robicie z moimi meblami?

– Zabieramy je jako zapłatę, kochanie – odparł komornik, podnosząc krzesło i niefrasobliwie rzucając frontowymi drzwiami. – Czterdzieści tysięcy funtów to na oko całe wyposażenie domu.

– Na litość boską! – Juliana zmarszczyła brwi. Przez otwarte drzwi widziała ludzi gromadzących się na ulicy przed domem, zerkających do środka, rozmawiających o tym, co się dzieje. Z wściekłością zwróciła się do starszego z komorników.

– Co to wszystko znaczy? Moglibyście przynajmniej mieć na tyle przyzwoitości, by mnie uprzedzić, zanim zaczęliście opróżniać mój dom!

Mężczyzna podrapał się w głowę. – Pan Needham wykupił wszystkie pani długi, szanowna pani. Polecił nam, żebyśmy je ściągnęli w postaci ruchomości. To nie. pora na grzeczności, proszę pani, nie wtedy, kiedy jest praca do wykonania.

– Proszę o wybaczenie, milady. – Segsbury wyglądał na zdruzgotanego. – Nie było czasu pani budzić, zanim ci ludzie zaczęli pustoszyć dom.

– Obudziłabym się wkrótce, gdyby te typy zaczęły wynosić moje meble z sypialni wraz ze mną w łóżku – warknęła Juliana z wściekłością. Odwróciła się twarzą do komorników, którzy pogwizdywali wesoło, wróciwszy po czwarty ładunek. – Na litość boską, wnieście te rzeczy z powrotem do salonu i postawcie je dokładnie tam, gdzie stały. Mam brylantowy komplet, który powinien w zupełności wystarczyć na zaspokojenie roszczeń pana Needhama.

Starszy z komorników miał wątpliwości. Młodszy oblizał wargi.

– Brylanty. Może warto rzucić na nie okiem, panie Maggs?

– Tak, tak mi się wydaje – burknął niechętnie starszy mężczyzna. – Zawsze możemy tu wrócić.

– Po moim trupie. – Juliana, kipiąc gniewem, poszła za nimi do holu i zatrzasnęła frontowe drzwi na oczach tłumu. – Zaraz przyniosę biżuterię, a wy w tym czasie zdejmiecie meble z wozu i wniesiecie je tu z powrotem. Zrozumiano? I zamykajcie za sobą te przeklęte drzwi!

Wbiegła na schody i do sypialni, gdzie grzebała w szufladzie z bielizną, aż odnalazła wyłożoną aksamitem kasetę z brylantowym naszyjnikiem, kolczykami i bransoletą. Joss zawsze powtarzał jej, że powinna trzymać biżuterię w banku. Teraz była zadowolona, że go nie posłuchała. Poza tym nie znosiła tego brylantowego kompletu. Był to ślubny prezent od jej ojca, o wiele za ciężki i zbyt staromodny, by nadawał się do noszenia. Nigdy nie miała ani pieniędzy, ani ochoty, żeby dać go do przerobienia. Skrzywiła się na myśl o reakcji markiza na to, co zrobiła. Nieważne, teraz było za późno. Gdyby tylko nie wyrzucała tych wszystkich rachunków bez czytania. Prawdę mówiąc, nie potrzebowała rachunków, żeby wiedzieć, ile ma długów. Hazard, pożyczki, rachunki za suknie od najmodniejszych krojczyń z Bond Street, rachunki dostawców. Wszyscy będą się z niej śmiali, kiedy to się rozejdzie. To dlatego, że Joss się zawziął i nie chciał jej pomóc.

Przysiadła na brzegu łóżka, ściskając kurczowo brylanty. Wiedziała, że Joss nie był niczemu winien. Ostrzegł ją, że nie będzie finansował jej dłużej, a ona postanowiła zignorować jego słowa. Sama na siebie sprowadziła upokorzenie. Niecierpliwie wrzuciła brylanty do kasety i zbiegła po schodach. Bose stopy zdążyły jej zmarznąć. Frontowe drzwi znów były otwarte na oścież i do środka dostał się podmuch wiatru. Słyszała głosy w salonie, narzekania komorników, którzy umieszczali meble na powrót na swoich miejscach. Była wściekła jak diabli.

– Zdawało mi się, że powiedziałam wam, byście zamykali te przeklęte drzwi! – wrzasnęła jak przekupka, wpadając do pokoju. – A jeśli zobaczę, że jakieś meble są uszkodzone, wystąpię przeciwko panu Needhamowi do sądu o odszkodowanie!

Stanęła jak wryta. Pośrodku dywanu stała starsza dama, obserwując z żywym zainteresowaniem, jak komornicy ze skrzypieniem i trzaskiem umieszczają meble na swoich miejscach, klnąc przy tym pod nosem. Była wysoka, szczupła i trzymała się wyjątkowo prosto w sukni z szarego jedwabiu i dobranymi do niej nieskazitelnymi perłami na smukłej szyi. Kiedy Juliana weszła do pokoju, odwróciła się, a jej bursztynowe oczy rozbłysły psotnym rozbawieniem.