Выбрать главу

– Juliano, kochanie. Poznałam cię po głosie.

– Ciocia Beatrix!

Juliana wpatrywała się w nią z przerażeniem. Wtem jej wzrok przesunął się na postać mężczyzny stojącego u boku lady Beatrix Tallant. Martin Davencourt odpowiedział jej spojrzeniem, w którym leciutki błysk zdradzał rozbawienie. Juliana nagle dotkliwie uświadomiła sobie, że jej peniuar jest całkiem przezroczysty, stopy ma bose; a rozczochrane włosy spadają na ramiona.

– Co się tu, do diabła, dzieje? – spytała niegrzecznie. – Wy dawało mi się, że pożegnaliśmy się raz na zawsze!

Lady Beatrix uniosła brwi.

– Mówisz do mnie czy do pana Davencourta, Juliano, moja droga?

– Wszystko jedno! Jak się komu podoba.

– Hm… Cóż, jestem tu, bo wróciłam z podróży i muszę się gdzieś zatrzymać. – Beatrix odwróciła się do Martina. – Pan Davencourt jest ze mną, bo w swej uprzejmości zaoferował się, że przywiezie mnie tu z domu twego brata. Co przypomina mi… – Lekko zmarszczyła czoło. – Jesteś w dezabilu, moja droga, a to wysoce niestosowne w obecności dżentelmena i nie do zaakceptowania w obecności handlarzy. Najlepiej będzie, jak pójdziesz na górę i się ubierzesz. I pospiesz się.

Martin na próżno usiłował powstrzymać uśmiech, słysząc ton lady Beatrix. Juliana przeszyła go złym wzrokiem.

– Proszę, powiedz, żeby ci przyniesiono herbatę, kiedy się będę ubierać, ciociu. Panie Davencourt, dziękuję, że przywiózł pan tu ciocię Beatrix. Jestem pewna, że kiedy wrócę, pana już tu nie będzie.

Jednakże była w błędzie. Kiedy, jakieś trzy kwadranse czy godzinę później, weszła do oranżerii, zastała Beatrix i Martina siedzących na sofie. Raczyli się herbatą i ciasteczkami i byli najwyraźniej wyjątkowo zadowoleni ze swego towarzystwa. Poczuła, że jej irytacja rośnie.

Lady Beatrix uniosła głowę na widok wchodzącej bratanicy i uśmiechnęła się do niej promiennie.

– Jakie to miłe z twojej strony, że zaoferowałaś mi dach nad głową.

– Nie miałam świadomości, że to zrobiłam – burknęła Juliana ze złością. Wzięła filiżankę i nalała sobie herbaty. Zachowanie lady Beatrix udającej roztargnioną starą damę nie zwiodło jej. Wiedziała, że ciotka ma bystry umysł, a do tego cięty język.

Lady Beatrix dolała herbaty sobie i Martinowi, postanawiając zignorować komentarz Juliany.

– Będę w Londynie tylko przez czas jakiś, ale skoro już tu jestem, miło mi będzie mieć towarzystwo.

– Tu jest mnóstwo dobrych hoteli – zauważyła Juliana. – Bertram's albo Grand.

– Grand jest gorszy, niż o nim mówią – wtrącił się Martin jak gdyby nigdy nic. – Aczkolwiek przynajmniej nie musiałaby się pani obawiać utraty łóżka podczas snu, lady Beatrix.

Juliana posłała mu zabójcze spojrzenie i ostentacyjnie odwróciła głowę. Pochyliła się ku ciotce, opierając łokcie na stole.

– Dlaczego nie zatrzymałaś się u Jossa i Amy? Lady Beatrix uśmiechnęła się.

– Och, nalegali, żebym została, ale wiedziałam, że ty potrzebujesz mnie bardziej, Juliano. – Ze smutkiem pokiwała głową. – W ubiegłym tygodniu będąc w Bath, usłyszałam o tym, jakobyś zamierzała wyjść za mąż za człowieka, który zepsuł kolację u lady Bilton, gasząc świece pistoletem.

– Sir Jasper Colling – podsunął Martin.

– Tak, to on. Okropny, pospolita rodzina. – Lady Beatrix wzdrygnęła się. – Co do tej sztuczki z pistoletem – taka przebrzmiała! Cóż, lord Dauntsey zrobił to po raz pierwszy, kiedy byłam jeszcze dzieckiem.

– Nie zamierzam wychodzić za sir Jaspera, a więc nie musisz się niepokoić z tego powodu – powiedziała stanowczo Juliana. – I nic nikomu do tego… – Przeszyła wzrokiem Martina. – Zwłaszcza panu, sir.

Martin uśmiechnął się.

– Dlaczego zwłaszcza mnie?

Julianie nagle zrobiło się gorąco. Przywołała lokaja.

– Tu jest bardzo duszno, Milton. Proszę, otwórz górne okna. Lady Beatrix uśmiechnęła się do niej.

– Tak się cieszę, że nie zamierzasz wychodzić za Collinga, moja droga. Z takimi podejrzanymi typami są same kłopoty. – Z aprobatą uśmiechnęła się do Martina. – Co innego, gdybyś miała wybrać takiego mężczyznę jak pan Davencourt.

– Wątpię, czy są jacyś inni mężczyźni podobni da pana Davencourta – przerwała Juliana bez ceremonii. – On jest jedyny w swoim rodzaju.

Uśmiech Martina stawał się coraz szerszy, a Juliana odnosiła wrażenie, że oranżeria szybko robi się najbardziej dusznym miejscem w Londynie.

– Obawiam się, że pan Davencourt jest już zajęty, ciociu Trix – dodała. – Twoja druga bratanica, Serena, ma szczęście być damą, do której ręki on aspiruje.

Beatrix popatrzyła od jednego do drugiego.

– Serena Alcott. Boże drogi, panie Davencourt. Boże drogi!

– Powinnaś mu życzyć szczęścia – zauważyła Juliana.

– Nawet gdybym to zrobiła, nic by się nie zmieniło – powiedziała lady Beatrix ze smutkiem. – Nic a nic. Podać panu kawałek ciasta?

– Nie, dziękuję. Czas na mnie. – Martin wstał. – Mam nadzieję, że będzie mi wolno panią odwiedzić i spytać, jak się pani wiedzie, lady Beatrix?

– Pod warunkiem, że nie przyprowadzi pan ze sobą tej gęsi Sereny – odparta lady Beatrix, wbijając widelczyk w kolejny kawałek ciasta orzechowego. – Ale proszę mnie odwiedzić, panie Davencourt, nalegam! Będę tu przez kilka tygodni.

– O, nie, nie będziesz – mruknęła Juliana pod nosem, wyprowadzając Martina z oranżerii.

– Jest pani w wyjątkowo złym humorze dzisiejszego ranka, lady Juliano – zauważył Martin, kiedy znaleźli się w holu. – Skutek wstania przed jedenastą rano, jak przypuszczam. To musiało być dla pani bardzo trudne.

Juliana przeszyła go wzrokiem bazyliszka.

– Dziękuję, że przywiózł pan tu lady Beatrix, żeby mnie prześladowała.

– Proszę bardzo. Pod wieloma względami jesteście do siebie bardzo podobne, wie pani?

Juliana uniosła brwi.

– Czyżby?

– Obie nie lubicie owijania w bawełnę i żadna z was nie znosi głupców.

– To prawda – odparła Juliana, myśląc o Serenie Alcott.

– Dlatego jestem przekonany, że dobrze będzie się wam razem mieszkało. – Martin uśmiechnął się. To był ciepły, serdeczny uśmiech, od którego lekko zawirowało jej w głowie. Zapomniała, że stoi z nim pośrodku holu, i myślała wyłącznie o silnych objęciach Martina i o intymności jego pocałunku. Ujął jej dłoń.

– Lady Juliano, cieszę się, że zajrzałem tu dzisiejszego ranka, bo muszę z panią porozmawiać.

– Wątpię, sir – powiedziała sztywno, cofając dłoń.

– Przeciwnie, chciałem się wytłumaczyć. Juliana odsunęła się.

– To ładnie z pana strony, panie Davencourt, zapewniam jednak, że nie musi pan tego robić.

Martin ruszył za nią, więżąc ją między filarem i dużą palmą w donicy. Przysunął się bliżej, aż ciałem otarł się o nią. Juliana czuła, że robi jej się coraz goręcej. Kątem oka spostrzegła, że lokaj stojący przy drzwiach odwrócił wzrok i wpatrzył się w podłogę. Zniżyła głos do szeptu.

– Niech się pan wstydzi, panie Davencourt. Zachowywać się tak w obecności moich służących.

– Przepraszam. – Martin pochylił się, aż jego oddech poruszał loczki przy jej uchu. – Ucieka pani przede mną od tamtego wieczoru na koncercie, cóż więc mi pozostaje?

– Proszę przestać! – syknęła Juliana. – Proszę się odsunąć.

– Ja chcę tylko z panią porozmawiać. Powiedziałem już pani, muszę przeprosić, omówić z panią pewne sprawy.

– Cóż, nie powinien pan. – Juliana wyśliznęła się z pułapki i zaczęła wygładzać suknię lekko drżącymi palcami. – Tą, do której powinien się pan umizgiwać jest moja kuzynka, pani Alcott. Martin westchnął.