Выбрать главу

– Nie były to zbyt wytworne oświadczyny – zauważyła Juliana z uśmiechem. – Niemniej zachowałeś się szarmancko i przepraszam, że cię wtedy wyśmiałam.

Martin przyciągnął ją nieco bliżej.

– A teraz się śmiejesz?

– Nie, tylko ty trwasz w błędnym przeświadczeniu. – Zaczynała wpadać w panikę. – Czuję się w obowiązku powiedzieć ci, że nie szukam męża.

– Słyszałem coś wręcz przeciwnego. Że musisz wyjść za mąż i to szybko.

– W takim razie słuchał pan plotek, sir. – Próbowała uwolnić ręce i Martin ją puścił, ale się nie odsunął. Przyglądał się jej z marsową miną. – To prawda, ojciec zaoferował mi sto pięćdziesiąt tysięcy funtów jako zachętę, mającą nakłonić mnie do zamążpójścia – ciągnęła, unikając jego wzroku. – Inaczej mówiąc opłacić kogoś, kto nie zważając na moją reputację, weźmie mnie za żonę. To, jaką interpretację wybierzesz, zależy od ciebie.

– Tak czy inaczej to afront wobec ciebie, Juliano. Nie zamierzam patrzeć na to w ten sposób.

– A więc ucieszy cię, jeśli się dowiesz, że odrzuciłam propozycję ojca. Nie jestem na sprzedaż i nie mam ochoty oddać się mężczyźnie, który weźmie mnie tylko wówczas, gdy łapówka będzie wystarczająco duża. A więc – Juliana wzruszyła ramionami – możesz przestać się martwić, Martinie. Nie szukam męża, niemniej – lekko złagodziła ton – dziękuję ci za życzliwość.

Martin wciąż patrzył na nią ze skupieniem.

– Teraz ty źle mnie zrozumiałaś, Juliano. Nie oświadczam się z życzliwości. Oświadczam się, bo pragnę się z tobą ożenić.

– Ujął jej ręce w swoje, ciepłe i mocne. – Juliano, miło mi słyszeć, że odrzuciłaś propozycję ojca. Nie będę nalegał, byś zmieniła zdanie w tej sprawie. Jedyna sprawa, w której namawiam cię do zmiany zdania, to odrzucenie moich oświadczyn. Chcę się z tobą ożenić.

– Ależ nie ma takiej potrzeby! – Juliana zmarszczyła brwi.

– Nie zrozumiałeś, co ci powiedziałam?

– Doskonale zrozumiałem. To ty mnie nie zrozumiałaś. Pragnę cię. Chcę się z tobą ożenić. Czy to musi być takie trudne?

Wzięła głęboki oddech.

– Przykro mi, nie mam ochoty ponownie wychodzić za mąż.

– Zerknęła na niego spod rzęs. – Myślałam jednak, że – pospiesznie wyrzuciła z siebie następne słowa – chętnie zostałabym twoją kochanką.

Błękitne oczy Martina zrobiły się granatowe pod wpływem wściekłości.

– Co powiedziałaś?!

Juliana struchlała. Tym razem odsunęła się od niego na bezpieczną odległość i poszukała schronienia za sekretarzykiem.

– Powiedziałam, że chętnie zostałabym twoją kochanką.

– Dziękuję ci – oświadczył Martin z nienaganną uprzejmością – tej propozycji nie ma w ofercie. Zaproponowałem ci małżeństwo przed szesnastu laty, a ty się zgodziłaś. Nie możesz teraz się wykręcać.

Juliana wpatrywała się w niego.

– Ale ja nie nadaję się na żonę. Martin głośno westchnął.

– Czy o to ci chodzi? Proszę, oszczędź mi użalania się nad sobą, Juliano. Doskonale się nadajesz.

– Nie, nie nadaję się! Och, Martinie, byłabym wyjątkowo nieodpowiednią żoną dla parlamentarzysty. Z pewnością zdajesz sobie sprawę, że ślub ze mną zaszkodziłby twojej karierze?

– Bzdura.

– Co?! Mieć żonę, która zabawiała się z połową Londynu? Martin, bądź poważny.

– Juliano, powiedziałem ci, że nie obchodzi mnie przeszłość, tylko nasza przyszłość.

– Twoi współpracownicy nigdy mnie nie zaakceptują.

– Zaakceptują, o ile ty zaakceptujesz sto pięćdziesiąt tysięcy funtów – zauważył Martin cynicznie. Po czym uśmiechnął się do niej tak ciepło i pewnie, że Juliana zadrżała. – Przestań szukać wymówek, najdroższa.

– Chyba widzisz, że to, co mówię ma sens.

– W tej chwili – powiedział Martin półgłosem, kipiąc z gniewu – widzę tylko twój przeklęty upór i rozmyślną ślepotę. I – głos mu złagodniał, kiedy jego spojrzenie prześliznęło się po jej twarzy – widzę też te nadąsane zmysłowe usta. Przysięgam, że oszaleję, jeśli cię teraz nie pocałuję.

– Teraz?

– Natychmiast. Z miejsca. – Martin obszedł sekretarzyk i wziął ją w objęcia. Pocałunek sprawił, że Julianę przeszły ciarki aż do czubków palców u nóg. Puścił ją.

– A więc, dalej odmawiasz?

– Tak – odparła Juliana odważnie. – Fakt, że masz ochotę mnie całować, nie oznacza, że byłabym odpowiednią żoną.

– Do diabła z tym. Twój pogląd na to, co jest odpowiednie, a co nie, najwyraźniej diametralnie różni się od mojego. – Martin przeganiał dłonią włosy. – To prawda, kiedyś byłem na tyle głupi, by uznać, że jesteś nieodpowiednia. Jednakże, czyż to nie ironia losu, że teraz, kiedy zmieniłem zdanie, ty mówisz mi, że nie byłabyś odpowiednią żoną.

– Uważam, że na twoją ocenę sytuacji zbytnio wpływają inne czynniki – upierała się Juliana. – Nie myślisz trzeźwo.

Martin przeszył ją wzrokiem.

– Chodź tu.

– Dlaczego?

– Żebym mógł pocałować cię jeszcze raz. Chcę znów poddać się tym niekorzystnym wpływom.

– Czy to twój sposób perswazji? Jeśli tak, jestem zmuszona powiedzieć ci, że marnujesz czas.

– Daj sobie spokój. Martin znów ją pocałował.

– To całkiem przekonujące – zauważyła Juliana, kiedy znów mogła oddychać.

Oczy mu płonęły.

– Kocham cię, Juliano. Wyjdziesz za mnie? Juliana spojrzała na niego.

– Martinie, ja…

– Kochasz mnie?

– Tak, ale i tak nie mogę za ciebie wyjść. – Juliana uwolniła się z jego objęć i odsunęła. – Nie chcę już więcej wychodzić za mąż. To dlatego powiedziałam, że chętnie zostałabym twoją kochanką.

– Proszę, nie wracaj do tego. W grę wchodzi małżeństwo albo nic. Dlaczego nie chcesz za mnie wyjść, Juliano?

Wiedziała, że w końcu będzie musiała mu to wyjaśnić. Niemniej było to bardzo trudne.

– Jednym mężczyzną, którego kochałam poza tobą, był Edwin Myfleet. Kiedy umarł, pękło mi serce. Nie chcę, żeby stało się to znów.

Martin potarł dłonią czoło.

– Skoro i tak mnie kochasz, nie przestaniesz mnie kochać tylko dlatego, że nie wyjdziesz za mnie za mąż.

– Nie, ale mogę nie dopuścić, by stało się to jeszcze trudniejsze. Gdybym za ciebie wyszła, groziłoby mi, że z każdym mijającym dniem będę cię kochać bardziej i bardziej.

Martin uśmiechnął się czule.

– Mam taką nadzieję.

– Sam widzisz. – Juliana bezradnie rozłożyła ręce. – Już to robisz!

– Co robię?

– Sprawiasz, że kocham cię bardziej. Chciałabym, żebyś przestał.

Martin znów przyciągnął ją do siebie.

– Juliano, to głupie. Jestem silny i zdrowy i nie mam zamiaru umierać i zostawiać cię samą, tak jak Myfleet.

Juliana pokręciła głową.

– Skąd możesz o tym wiedzieć, Martinie? – Łzy napłynęły jej do oczu. – Nienawidziłam Edwina za to, że mnie zostawił – nienawidziłam go! Nigdy mu nie wybaczyłam! Kochałam go tak bardzo, a on mnie opuścił, i myślałam, że sama umrę z rozpaczy. Jak mógł mi to zrobię? Zostawić mnie, kiedy tak go potrzebowałam.

Głos jej się załamał, rozszlochała się i ukryła twarz na ramieniu Martina.

Była tak krucha w jego objęciach, jak motyl ze złamanym skrzydłem. Serce przepełniła mu miłość i współczucie. W końcu, kiedy jej płacz trochę ucichł, odsunął ją nieco od siebie i popatrzył na jej zbolałą twarz.

– To dlatego tak się zachowywałaś? Chodzi mi o to, że trzymałaś wszystkich na dystans.

Juliana spojrzała na niego.